Nadarzyła się okazja, więc chciałem zrobić dobry uczynek. Jeden z misjonarzy, który po urlopie w Polsce przygotowywał się do powrotu do Tanzanii, poprosił mnie, abym podwiózł go na Dworzec Centralny w Warszawie. Chciał pojechać pociągiem do Niepokalanowa, aby kogoś spotkać, kupić jakieś pamiątki dla braci na misjach. ‒ Przecież ja cię tam zawiozę ‒ powiedziałem. ‒ Chcesz jechać w taką pogodę, ubrany w dwie kurtki?
Rzeczywiście, pogoda była bardzo jesienna, choć był to 1 września. Było chłodno, padał deszcz, a on naprawdę miał na sobie dwie kurtki, bo przyzwyczajony do afrykańskiego gorąca, po prostu marzł. ‒ Jest niedziela rano ‒ dodałem ‒ ruchu nie będzie, więc załatwisz, co trzeba, i na obiad do Warszawy spokojnie zdążymy…
Nie zdążyliśmy. Tak jak przewidywałem, ruchu na drodze nie było. Gdy opuściliśmy Warszawę, tuż przed autostradą wpadliśmy w poślizg. Naprawdę nie jechałem szybko. Warunki na drodze były marne, więc tym bardziej jechałem ostrożnie. Mimo to na łuku prowadzącym do wjazdu na autostradę straciłem panowanie nad samochodem. Próbowałem jeszcze jakoś się ratować, ale po chwili już wiedziałem, że czeka mnie bliskie spotkanie z barierą ogrodzenia. W tym momencie krzyknąłem, a w zasadzie rozdarłem się na całe gardło: „JEZUS, MARIA!”…
i uderzyliśmy z impetem w barierę. Gdy opuściliśmy wrak samochodu, okazało się, że nikomu z nas nic, dosłownie nic się nie stało. Rzeczoznawca, który kilka dni później oceniał zniszczenie samochodu, nie mógł w to uwierzyć.
Z dobrego uczynku, który miałem zrobić, wyszła kiepska historia. Zamiast wygodnej podróży suchym i ciepłym autem staliśmy ponad dwie godziny na autostradzie, czekając na pomoc drogową. Pogoda dla nas się nie zmieniła. Było zimno, padał deszcz, a misjonarz marzł w dwóch kurtkach.
Moment, który najbardziej pamiętam z tego wydarzenia, to dwa słowa, dwa imiona, które wykrzyczałem: Jezus, Maria. Nie zrobiłem tego w sposób odruchowy, jaki czasem nam się zdarza, gdy rozbije się szklanka, wykipi mleko, urwie się kran albo gdy ktoś nas przestraszy. Ja wołałem do Osób, które tam były, które siedziały na tylnym siedzeniu, wszystko widziały… Potem było mi trochę głupio, gdy pomyślałem sobie, że po co aż tak się darłem, skoro Oni wszystko dobrze słyszeli. Oni tam byli! Najświętsza Maryja Panna i Jej Syn, Jezus Chrystus.