Życie Maryi osiągające punkt zwrotny w zwiastowaniu, które rozwinęło się w tajemnicę Jej macierzyństwa w stosunku do wcielonego Syna Bożego, wyznaczyło – jak mogliśmy to już rozważać – drogę radości Maryi. Takiej radości, która wykroczyła poza wszelkie radości jakiejkolwiek matki, ponieważ Jej macierzyństwo ściśle połączyło się z wypełnieniem w świecie tajemnicy zapowiadanego Zbawiciela – Mesjasza. Nawet ta wyjątkowość nie sprawiła, aby życie Maryi stało się wolne od tego, co ściśle łączy się z życiem każdej kobiety
i każdej matki, a mianowicie z bólem i cierpieniem. Rozpoznała to dogłębnie Tradycja chrześcijańska, dlatego budując pobożność wierzących przez pokazanie radości Maryi, ściśle łączy ją z Jej boleścią. Tylko w ten sposób obraz Maryi nie tylko staje się pełny, ale także staje się obrazem po ludzku wiarygodnym, gdyż zbliża Ją nie tylko do każdej kobiety, ale po prostu do każdego człowieka, jak w życiu każdego nierozłącznie splatają się momenty radości i bólu.
To splatanie się radości i bólu u Maryi widzimy, gdy udaje się do świątyni jerozo-
limskiej, aby ofiarować Bogu Jezusa – zgodnie z przepisem Prawa. Wraz z Józefem
zaniosła tam Jezusa, aby wyrazić Bogu wdzięczność za dar potomstwa i dokonać „oddania” Bogu Pierworodnego. Matka potwierdzała tym gestem, że przez macierzyństwo została szczególnie związana z Bogiem i że przekazuje tę więź swojemu dziecku. Obrzęd ofiarowania miał wielkie znaczenie w żydowskiej tradycji religijnej i nigdy nie oznaczał jakiegoś poniżania kobiety, jak dzisiaj się sugeruje, nie rozumiejąc biblijnego słowa „oczyszczenie”. Macierzyństwo nie oznaczało zaciągnięcia jakiegoś „brudu”, którego trzeba by się pozbyć, ale potrzebę duchową dostrzeżenia jego więzi z Bogiem
i jej odnowienia, gdyby z powodu trudów ciąży, porodu i pierwszych dni macierzyństwa
w jakiś sposób ta więź została obniżona
w swojej randze. Był to więc obrzęd służący odnalezieniu radości z powodu macierzyństwa.
Radość ta została jednak szybko zachwiana z powodu naznaczonej dramatyzmem prorockiej zapowiedzi starca Symeona, skierowanej do Maryi: „Oto Ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu, i na znak, któremu sprzeciwiać się będą. A Twoją duszę miecz przeniknie, aby na jaw wyszły zamysły serc wielu” (Łk 2,34-35).
Możemy zasadnie postawić pytanie: Co poczuła w tym momencie Maryja?
Znając już dobrze fakt, że uczestniczy
w tajemnicy Zbawienia, co pokazała w wielu wydarzeniach, które opisał św. Łukasz, możemy z dużą pewnością powiedzieć,
że w tym momencie przed oczyma serca stanęły Jej prorockie zapowiedzi dotyczące Mesjasza, związane zwłaszcza z losami Sługi Pańskiego z Księgi Izajasza, a zwłaszcza dotyczące Jego cierpień. W zapowiedziach mesjańskich Starego Testamentu wyraźnie widać, że zapowiadany Mesjasz będzie „znakiem, któremu sprzeciwiać się będą”. Jest On wprawdzie oczekiwany, lecz Jego przybycie nie sprowadzi się tylko do pochwały Izraela, ale będzie także surowym osądem postępowania, zwłaszcza wierności przymierzu,
a ta była naznaczona wieloma brakami. Weźmie On na Siebie grzech świata, ale po to,
by ponieść go w bólu, cierpieniu i odrzuceniu. Sprzeciw wobec Mesjasza dotknie boleśnie także Jego Matkę. Dotknął Ją już w tym momencie, gdy Symeon wypowiedział swe proroctwo – proroctwo bolesne, które będzie stopniowo realizować się w życiu Maryi,
nakładając się na Jej doświadczenia.
Na pewno na naszą uwagę zasługuje fakt, że Maryja usłyszane proroctwo przyjęła ze spokojem. Nie szuka wyjaśnień, nie dramatyzuje, nie doznaje jakiegoś szczególnego niepokoju. Ewangelista zapisał z wyraźnie dającym się odczuć spokojem: „A gdy wypełnili wszystko według Prawa Pańskiego, wrócili do Galilei, do swego miasta – Nazaretu” (Łk 2,39). Maryja wie, że jeśli wszystko będzie przyjmować ze spokojem, wyrastającym z wiary i z ufności względem Bożej obietnicy, Jej życie i życie Dziecka potoczy się w sposób najlepszy z możliwych. Nawet zapowiedziany ból będzie mógł być potraktowany jako Boży dar i droga do udziału
w Jego tajemnicy. ■