CZĘŚĆ IX
umęczon pod Ponckim Piłatem, ukrzyżowan, umarł i pogrzebion
Pierwsza relacjonuje ostatnie chwile ziemskiej historii Jezusa Chrystusa. Credo pomija fakt pojmania Jezusa w Ogrodzie Oliwnym, obecność przed Annaszem i proces religijny (J 18,12-13). Milczy o zaprowadzeniu Go przed oblicze Kajfasza i przedstawieniu Jezusa Piłatowi, który był rzymskim urzędnikiem, przedstawicielem cesarza, pełniącym m.in. funkcję prokuratora. Credo nie wspomina też o wyroku śmierci, jaki wydał Piłat, odnośnie do Chrystusa, który miał zostać ukrzyżowany. Wyznajemy wyłącznie, że został „umęczony pod Ponckim Piłatem” i ukrzyżowany. Po wydaniu wyroku skazującego Jezus wyruszył z Lithostrotos (wzniesienie) „około godziny szóstej” (J 19,14) w kierunku wzgórza usytuowanego poza murami Jerozolimy, gdzie miał zostać przybity do krzyża.
Według współczesnego zegara było to między godziną 11 a 12. Do przejścia mieli około 700 metrów. Droga krzyżowa prowadziła przez wąskie uliczki Jerozolimy, gdzie Jezus upadał pod ciężarem belki krzyżowej. Spotykał też ludzi. Tradycja wspomina spotkanie z Matką, Szymonem z Cyreny, odważną Weroniką, płaczącymi kobietami. Ewangelie informują też o setniku i o żołnierzach, ale również kapłanach oraz przedstawicielach Sanhedrynu.
Chrystus został ukrzyżowany na wzgórzu, zwanym po aramejsku Golgota. Konał przez trzy godziny, jak referuje św. Łukasz: „Było już około godziny szóstej i mrok ogarnął całą ziemię aż do godziny dziewiątej” (Łk 23,44). Z Krzyża prosił Ojca za swoimi oprawcami: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią” (Łk 23,34a), i zostawił nam Matkę: „(…) Niewiasto, oto syn Twój”. (…) „Oto Matka twoja” (J 19,26-27).
Wszystko działo się na kilka godzin przed żydowskim świętem Paschy, stąd pośpiech w wykonaniu wyroku i pośpiech przy składaniu ciała Jezusa do grobu. Zdjęte ciało owinięto w pogrzebowe chusty: całun w ścisłym tego słowa znaczeniu (sidon) i mniejszy kawałek płótna (sudarion), rodzaj chusty, umieszczany na twarzy. Całun można obejrzeć w Turynie, z kolei chusta znajduje się
w katedrze w hiszpańskim Oviedo. Ciało
Jezusa złożono w grobie, położonym w pobliskim ogrodzie. Piłat wyznaczył też straże, a ponadto opieczętowano kamień zatoczony na otwór wejściowy do grobu, aby zabezpieczyć miejsce pochówku. W ten sposób dobiegła końca ziemska pielgrzymka Jezusa.
A jaka jest prawda teologiczna? Dlaczego Jezus przyjął ludzkie ciało? Cur Deus homo? – Dlaczego Bóg stał się człowiekiem? Dlaczego Bóg „opuścił śliczne niebo i obrał barłogi”, stając się człowiekiem podobnym do nas we wszystkim oprócz grzechu? Wiara szuka zrozumienia, dlatego pyta – „Dlaczego?”. Pytała dawniej i pyta dzisiaj. Nie tylko chce wiedzieć, dlaczego Bóg przyjął ludzką naturę, ale – co ważniejsze – dlaczego cierpiał. Dlaczego Jezus został pojmany, skazany, przybity do Krzyża? Czy nie kłóci się to z Jego Boskością? Nie miejsce tu, aby udzielić wyczerpującej odpowiedzi. Św. Augustyn odpowiadał, że jedynym powodem, dla którego Bóg stał się człowiekiem, był sam człowiek: Bóg stał się człowiekiem po to, aby nas odkupić i abyśmy mogli stać się dziećmi Bożymi.
Pisarze franciszkańscy uczyli z kolei,
że Wcielenie Jezusa nie było wynikiem grzechu pierworodnego. Chrystus przyszedłby na ziemię, gdyby nawet Adam nie zgrzeszył, wszak Jezus Chrystus jest Alfą i Omegą, Początkiem i Końcem stworzenia, największym Dziełem Boga (por. Ap 22,13). Jego Wcielenie wpisane było w plan stworzenia, to grzech sprawił, że On cierpiał, został skazany, umarł i został pogrzebany. Nie wcielił się, aby cierpieć. Przyjął ciało, ponieważ nas miłuje, a ponieważ cierpimy na skutek grzechu, Chrystus przyjął też i nasze cierpienie. Jezus przyjął nasze ciało, aby pokazać, jak bardzo blisko chce być z nami. Pokazał,
że zna nas i ile jest gotów wycierpieć dla naszego zbawienia. On chce być z nami
w każdym fragmencie naszej egzystencji – tej ciemnej, pełnej boleści, lęku czy niesprawiedliwości, ale też tej radosnej. Jak człowiek nie może uciec, nie może oddalić się od swego ciała, tak też Bóg, który przyjął
w Chrystusie nasze ciało, nigdy się od nas nie oddali. Pozostaje z nami dosłownie
w każdej sytuacji życia.
Teologowie franciszkańscy uczą, że najważniejszym celem Wcielenia nie jest odkupienie z grzechu, ale dopełnienie stworzenia, co dokonuje się w Chrystusie. Dla Niego i przez Niego wszystko zostało stworzone: „On jest obrazem Boga niewidzialnego – Pierworodnym wobec każdego stworzenia, bo w Nim zostało wszystko stworzone: i to, co w niebiosach, i to, co na ziemi, byty widzialne i niewidzialne” (Kol 1,15-16) – uczy św. Paweł. Motywem przewodnim Wcielenia była natomiast miłość, pragnienie Boga, aby miłować i dawać się w obfitości, wszak jest samą Dobrocią i Miłością. Plan, dla którego Bóg powołał świat do istnienia, znajduje swoje zwieńczenie w Chrystusie, o którym Ojciec powiedział: „Ten jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie” (Mt 3,17). W Jezusie Chrystusie Bóg Ojciec miłuje każdego człowieka w sposób nieodwołalny. Św. Jan Paweł II powie więc, że „prawdziwie wielka jest wartość ludzkiego życia, skoro Syn Boży przyjął je i uczynił miejscem, w którym dokonuje się zbawienie całej ludzkości!” (Evangelium vitae, 33). Dzięki Wcieleniu Syna Bożego każdy człowiek od momentu poczęcia posiada nieskończoną godność i wartość, jest kochany przez Boga Ojca w Synu. ■