Drodzy Czytelnicy „Rycerza Niepokalanej”!

Drodzy Czytelnicy „Rycerza Niepokalanej”!

Ten dzień głęboko utkwił w mojej pamięci. Miałem wtedy dziesięć, a może trochę więcej lat. Była to na pewno zima, późne piątkowe popołudnie. Mama pewnie poszła po pracy na zakupy, a może jeszcze z pracy nie wróciła. Nie pamiętam, gdzie byli moi bracia, ale wiem, że siostra urodziła się parę lat później. W domu byłem z moim tatą.
W pewnym momencie ktoś zapukał do drzwi. Zanim wyszedłem na korytarz, tato już rozmawiał z jakimś panem. Nie znałem go, jak się okazało później ‒
mój tato też nie. Zanim zrozumiałem, o co chodzi, tato zaprosił pana do kuchni, a ten krótko powtórzył, że wraca do domu, na Śląsk, że jest głodny i prosi o coś do jedzenia. Wydało mi się to dość podejrzane, a jednocześnie zadziwiające, że taki ten pan dorosły, a głodny… i tak po prostu przyszedł, zapukał i poprosił o jedzenie. Mój tato natomiast najnormalniej w świecie zaczął przygotowywać coś do jedzenia, stwierdzając: „Wie pan, żony jeszcze nie ma, więc cudów panu nie zrobię. Ale jajecznicę mogę usmażyć, zwłaszcza że piątek dzisiaj”. Stąd pamiętam, że był to piątkowy wieczór.
Nasz gość ze smakiem zjadł jajecznicę, wypił herbatę, jeszcze chwilę porozmawiał, po czym podziękował i sobie poszedł. A ja ciągle nie mogłem zrozumieć tego, co się stało. Zapytałem tatę, czy znał wcześniej tego pana, ale okazało się, że nie, że pierwszy raz widział go na oczy. ‒ No więc dlaczego przyszedł właśnie do nas? ‒ zapytałem. ‒ Może dlatego, że widział zapalone światło w domu ‒ odpowiedział tato. ‒ I tak po prostu zrobiłeś mu kolację? ‒ ciągle drążyłem. ‒ Tak ‒ odpowiedział tato ‒ bo głodnych trzeba nakarmić ‒ dodał i wrócił do naprawiania pralki. Pamiętam, że jeszcze długo nie mogłem poukładać sobie tej sytuacji, ale czułem, że wydarzyło się coś ważnego. Wreszcie, którejś niedzieli, przyszło zrozumienie. Będąc w kościele, usłyszałem słowa Ewangelii: „bo byłem głodny, a daliście mi jeść”. Od razu przypomniałem sobie naszego dziwnego gościa i jego prośbę. Poczułem jednocześnie jakąś dumę
z tego, że mój tato postąpił tak, jak w Ewangelii napisano. A nawet przyszło mi do głowy, że to może właśnie Pana Jezusa tato poczęstował jajecznicą, ale szybko wydało mi się to przesadą.
Dzisiaj, po wielu latach, tamta sytuacja ciągle jest dla mnie największą lekcją miłosierdzia wobec drugiego człowieka. Widziałem na własne oczy, jak to się robi. Jestem wdzięczny mojemu tacie, że jednym zwykłym gestem tak wiele mnie nauczył. Zmarł on parę lat temu, ale coś mi mówi, że właśnie jest na wspaniałej kolacji w niebie, gdzie Matka Miłosierdzia podaje najlepszą jajecznicę.

Zajrzyj do nas na FB