CZĘŚĆ XVII
Ja: La Mancha i jej błędny rycerz stały się osnową ostatniej rozmowy, z której przebijało się „wzniosłe szaleństwo”, rozlane na naszych rycerskich licach.
Rycerz: Nie zapomnij jednak, że czytane w kluczu Norwidowej „zdrowej myśli” – „gonienia za prawdą”, a nie psychologicznego obłędu czy oderwania od rzeczywistości. Ale skoro powróciłeś do owego „smętnego kawalera”, to przyjrzyjmy się bliżej „szaleństwu” naszego niezwykłego Rycerza. Wszak jedna z pierwszych biografii Świętego nosi tytuł Szaleniec Niepokalanej – i tak miał go nazwać (jak usprawiedliwia się sama autorka, M. Winowska) jeden z Jego duchowych synów i współpracowników na misjach w Japonii (br. Romuald Mroziński, List z Mugenzai no Sono, 29 maja 1932).
Ja: Ale i On sam – jak mogłem zauważyć – nie wstydził się podpisywać „półwariat dla Niepokalanej” (Pisma, 265; por. nr 955), czy też „głupiutki” (Pisma, 335; por. nr 28d; 111), i szukał podobnych sobie „wariatów” (por. Pisma, 194; 426) dla swej rycerskiej sprawy.
Rycerz: Co więcej, wielu uważało Go wręcz za „całego wariata”, zwłaszcza w pierwszych latach rycerskiej służby: „Puknij się w głowę, Maksiu – mówiono nie raz i nie dwa. – Czy jesteś nieprzytomny? Chory, plujący krwią niedołęga chce wydawać pismo? Z czego weźmiesz środki? Wpędzisz tylko zakon w długi, skompromitujesz, narazisz na śmieszność” – próbował wyobrazić sobie tylko jeden wątek z życia inny prozaik w pierwszym polskim opowiadaniu o Ojcu Kolbem (J. Dobraczyński, Skąpiec Boży). A gdy nasz Szaleniec marzył o coraz większych wyzwaniach, mury klasztorne odpowiadały echem: „Ten «hetman Rycerzów» zupełnie zbzikował! Klasztor nie może się poświęcać, aby on mógł się «bawić» wydawaniem pisma” (tamże).
Ja: Nie bał się jednak przekąsów, ironii czy zjadliwości –
tym przekonaniem wzmacnia mnie, który mam mniej odwagi, by porywać się z motyką na słońce: „Nie bójcie się języków ludzkich, nie ludzie nas sądzić będą” (Pisma, 265).
Rycerz: Nie był to jednak „donkiszotowy” brak trzeźwości w ocenianiu ludzi i sytuacji czy targanie się na wiatraki. Przyznawał się do swojej głupoty – czyli mądrze wyrażał przeświadczenie o własnej niedoskonałości: „br. Maksymilian, naprawdę słaby i głupiutki” (Pisma, 335); i szybko dopisywał: „Ale to wszystko sprawi Ona sama” (tamże). Był bowiem przekonany, że „potęga nasza w uznaniu swej głupoty, słabości i nędzy, i ufności bezgranicznej w dobroć i potęgę Niepokalanej” (Pisma, 265).
Ja: Niezwykły rycerz, zatem, to nie ten, który udaje, że niczego się nie boi, lecz ten, który żywi najgłębsze zaufanie do swej Hetmanki.
Rycerz: Dlatego ostrzegał, by nikt nie pokładał ufności w samym sobie: „Jesteście posiadaczami pięknego, czystego ideału. Nie wątpię o tym, że będziecie ten ideał potęgować, ale chciałbym Was tylko przestrzec, żebyście nie ufali samym sobie, bo człowiek z czasem wyczerpuje się i zniechęca, gdy zanadto liczy na swoje siły” (Pisma, 1069a). Wtedy mógł doświadczać, że sama „Niepokalana pomimo naszej słabości, głupoty i niegodziwości pokazuje, co może również uczynić z tak nieprzydatnymi narzędziami” (Pisma, 313a). Od początku dzielił się tym doznaniem ze swoimi towarzyszami: „Gdym miał za dużo trosk i kłopotów w Wydawnictwie, przychodziła mi nieraz taka myśl: «Ty, głupi, czemuż się trapisz? Albo to twoje Wydawnictwo? A jeżeli wszystko zależy od Niepokalanej, zdaj Jej wszystkie troski, Ona sama najlepiej załatwi. Daj się Jej kierować». I odzyskiwałem pokój i pogodę ducha” (Pisma, 111).