Siewcy Pokoju

Doceniliśmy pokój! Tuż przed Świętami bardzo często słyszało się życzenia: „Spokojnych, zdrowych i radosnych Świąt!”.
I nic dziwnego, skoro tak przybliżyła się wojna.

Co prawda dziwiliśmy się, gdy Papież kiedyś
stwierdził, że trwa już „III wojna światowa
w kawałkach”, lecz obecnie słowa te nabrały
realnego znaczenia. Co więcej, wojna przyszła z kraju, który przez wiele lat ogłaszał się
głównym „obrońcą pokoju” na świecie.
W moim rodzinnym mieście były ogromne zakłady włókiennicze. Największe z nich nosiły dumnie imię „Obrońców Pokoju”. Tam właśnie Jan Paweł II spotkał się z robotnicami na terenie fabryki. Hasło „obrony pokoju” głoszono tym silniej, im więcej głowic atomowych produkowano. Zamiast pokoju wielkie mocarstwa rozsiewały lokalne wojny, tzw. konflikty zastępcze. Z tego punktu widzenia niewiele się zmieniło, nadal rzeczywisty pokój jest w cenie. Nie zapomnę pewnej podróży pociągiem w okresie, gdy do Polski ruszyła fala uchodźców wojennych. Pociąg był szczelnie wypełniony zmęczonymi matkami z dziećmi. Pewna dziewczynka tuliła do siebie pluszowego pieska, może pamiątkę po jakimś prawdziwym kundelku, pozostawionym hen daleko…
Dziwiłem się kiedyś, gdy czytałem tekst
z czasów średniowiecza autorstwa św. Tomasza z Akwinu. Radził w nim młodemu królowi Cypru (królestwo z okresu krucjat), do czego ma zmierzać jako król. Na pierwszym miejscu celów dobrego władcy znalazł się… pokój. Bez niego wszystkie inne cele, jak: pomyślność, zdrowie, bezpieczeństwo byłyby iluzoryczne. Dzisiaj podziwiam przenikliwość tego myśliciela sprzed 800 lat. Mądry był, dobrze napisał.
I natychmiast przypominam sobie inne słowa – św. Matki Teresy z Kalkuty. Ucząc się języka angielskiego, korzystałem z nagrań. Na jednej z kaset było nagranie jej wypowiedzi podczas odbierania Nagrody Nobla w Oslo. Powiedziała ona wprost: „Będziecie mieć wojny, ponieważ godzicie się na aborcję. A jeśli matce wolno zabić swoje dziecko, to kto zabroni zabijać innych ludzi?”. Miała rację. Nie możemy się rozstać z wojnami, zawsze jakaś gdzieś się toczy, przynosząc zniszczenia, cierpienia i łzy.
Zatem pokój jest w cenie. Dlaczego bywa tak trudny do osiągnięcia?
Jeden z pradawnych utworów literackich Iliada greckiego poety Homera miała opiewać „gniew Achillesa”, najdzielniejszego wojownika. I znowu – wtedy tego nie rozumiałem. Teraz rozumiem, gdy mnie samemu trudno powstrzymać gniew…
Gniew figuruje na końcu klasycznej listy uczuć. Jego rolą jest dawać odpór złu. A ponieważ doznawanego zła, prawdziwego czy częściej tylko wyobrażonego, nie brakuje,
to i gniewu mamy pod dostatkiem. Wybucha od lada iskry. Potem załamujemy ręce i pytamy sami siebie: Dlaczego to uczyniłem?
Podzielone konfliktami rodziny, społeczeństwa, narody, cywilizacje… I my sami, podzieleni wewnętrznie. Jak by się chciało, aby zapanował pokój… Pokój w nas samych, pokój w naszych rodzinach, we wspólnotach, w narodach i między nimi. Bóg chce dla nas pokoju!
Zatem nie dziwi pojawienie się tego tematu wśród Błogosławieństw. Pan Jezus zdaje się sugerować, że mamy wpływ na obecność pokoju, że możemy go wprowadzać. Czy każdy, bez trudu i zawsze? Zapewne nie każdy, nie zawsze, skoro Jezus obiecuje w tym Błogosławieństwie szczególną nagrodę (a może warunek?) – synostwo Boże. Wprowadzający pokój będą nazwani synami Bożymi. Mówi to Syn Człowieczy, który realnie był Synem Bożym, Jedynym. Tak jakby chciał się podzielić swoim Synostwem z tymi, którzy są zdolni wprowadzać pokój.
Pomyślmy. 80 lat temu grupa uczonych opracowała bombę atomową, potem tzw. termojądrową o jeszcze większej mocy. Był tam czynny nawet pewien Polak, wybitny matematyk Stanisław Ulam. Na ziemi wywołano reakcje, które były dokładnie takie same jak na Słońcu, zamianę wodoru w hel z wydzielaniem niewyobrażalnych ilości energii. Zwykły wybuch trotylu to przy tym nic. Taka bomba jest zdolna zniszczyć jednocześnie całe miasto w promieniu 50 kilometrów. Wydawało się, że to jakaś boska moc, niczym piorun w ręku Zeusa. Staliśmy się rzeczywiście bogami wraz z tym wynalazkiem? Czy o takie „synostwo Boże” chodziło w Błogosławieństwie?
Czujemy, że nie, że z pewnością nie o takie chodziło, ale o coś całkiem innego. Co prawda, tysiące przygotowanych rakiet z bronią atomową do dziś straszą, utrzymując bardzo kruchy pokój, wynikający z lęku przed zagładą. Dobry to pokój? O takim mówił Jezus?

Ten i inne teksty czytaj dzięki prenumeracie

Zajrzyj do nas na FB