Coraz częściej myślenie i rozmowy o szczęściu sprowadzają się do poziomu biologicznego. Trend ten wzrasta od momentu, gdy w latach 70.
ubiegłego wieku naukowcy odkryli w organizmie człowieka endorfiny, czyli tzw. hormony szczęścia. Przeniosło to myślenie o szczęściu z poziomu teoretycznych – filozoficznych i religijnych –
rozważań na poziom praktyczny. Teoretyczne dyskusje o szczęściu zostały wyparte przez porady w stylu: „Jeżeli chcesz być szczęśliwym, to podejmij działania zmierzające do wytworzenia przez twój organizm więcej serotoniny i dopaminy poprzez: uprawianie sportu, śmiech, aromaterapię, spożywanie niewielkich ilości alkoholu, jedzenie gorzkiej czekolady, relaks, medytację, seks, masaż, czytanie książki, słuchanie ulubionej muzyki itp., itd.”. W niniejszym artykule chcę spojrzeć na zagadnienie szczęścia w tradycyjnej perspektywie: filozoficznej i biblijnej.
Jako że kultura antyczna razem z judaizmem i chrześcijaństwem dała fundamenty naszej europejskiej cywilizacji, sięgnijmy do klasycznego języka greckiego w poszukiwaniu idei szczęścia. Otóż w języku greckim rzeczywistość szczęścia określana była abstrakcyjnym rzeczownikiem eudaimonia, który etymologicznie składa się z dwóch wyrazów: przedrostka eu („dobry”) oraz rzeczownika daimōn („bóstwo opiekuńcze, duch opiekuńczy”). Sam zaś rzeczownik daimōn pochodzi od tego samego rdzenia co czasownik daiomai („dzielę, rozdzielam”). Etymologicznie więc eudaimonia = szczęście to „dobre uporządkowanie czegoś, dobry stan ducha człowieka”.
Pytania o szczęście należały do podstawowych zagadnień greckiej filozofii. Platon definiował eudaimonia jako dobro składające się ze wszystkich dóbr: człowiek żyje szczęśliwie, jeżeli posiada niezbędne do życia środki oraz doskonali się w cnotach.
Rozumienie to rozwinął Arystoteles (zwłaszcza w Etyce nikomachejskiej), gdzie uznał eudaimonia za najwyższe dobro człowieka. Zauważył, że każdy człowiek chce być szczęśliwym, to znaczy dobrze żyć, lecz ludzie różnią się, gdy idzie o określanie tego, co prowadzi ich do szczęścia. Na podstawie obserwacji życia, Arystoteles wyciągnął wniosek, że dla jednych szczęściem będzie życie przyjemnościami, dla innych aktywność polityczna, a dla jeszcze innych umiłowanie mądrości, czyli filozofowanie. Centralną ideą w arystotelesowskiej koncepcji szczęścia i całej późniejszej filozofii hellenistycznej jest zależność szczęścia (eudaimonia) od ēthikē aretē, czyli od cnót charakteru człowieka: być szczęśliwym to prowadzić cnotliwe życie, to znaczy dokonywać racjonalnych wyborów etycznych. Różne szkoły filozoficzne różnie jednak definiowały cnoty, stąd też każda z nich podawała inne recepty na szczęście.
Hasła „szczęście” nie znajdziemy prawie w żadnym z biblijnych leksykonów. Jest to pochodną tego, że ani w Septuagincie, ani w Nowym Testamencie nie odnotowujemy nawet jednego wystąpienia greckiego rzeczownika eudaimonia. Słowo to nie ma też swojego odpowiednika w języku hebrajskim, stąd też hasło „szczęście” nie widnieje również w leksykonach do Biblii Hebrajskiej.
W dużym błędzie są jednak ci, którzy twierdzą, że Święta Księga naszej wiary nic o szczęściu nie mówi, a skoro nie ma w Biblii tego tematu, to Bogu nie zależy na szczęściu człowieka. Prawda wydaje się wręcz odwrotna.