Czy naprawdę zasługuję na Twoją miłość, Panie Jezu? Ja, grzesznik, którego czule i cierpliwie podnosisz z kolejnych upadków? Ja, która często sama oczekuję od innych czegoś w zamian? Często także od Ciebie. Pomodlę się nawet Koronką, żeby pokazać Ci, że się staram, byś spojrzał na mnie łaskawiej. Powinieneś raczej odwrócić ode mnie twarz, przecież te gwoździe to ja Ci przybijam. Zawsze wtedy, gdy grzeszę. Tymczasem nawet z Krzyża patrzysz na mnie z wiarą i troską. Wierzysz we mnie, choć ja w siebie już dawno przestałam wierzyć.
Nie chcesz niczego w zamian, Panie Jezu. Dajesz mi wszystko za darmo, choć na to nie zasługuję. Kochasz mnie do końca. Taką, jaką jestem. Upapraną błotem moich ludzkich słabości. Gromadzącą na zapas rzeczy, bo może nie uda Ci się Twój plan na moje życie. Liczącą wciąż na siebie, zamiast na Twoje nieskończone miłosierdzie.
Dziś pragnę prosić Cię, Panie Jezu, bym umiała przyjąć Twoją miłość bezwarunkowo i potrafiła dzielić się nią z innymi, nie zastanawiając się, czy mi się to opłaci.