Matka Dobrej Rady. A może Doskonałego Posłuszeństwa?

Nie znamy się na sprawach duchowych… Nie jesteśmy ani mistykami, ani geniuszami ducha czy ludźmi prowadzonymi przez objawienia.
Nadprzyrodzoność wcale nie jest dla nas na wyciągnięcie ręki; to przedmiot naszej wiary – codziennej, ufnej, choć czasem niełatwej.
Zresztą, gdyby nawet rzeczy duchowe były nam dobrze znane, a my bylibyśmy zanurzeni w głębię spotkań ze światem ducha, to i tak nic nie byłoby proste.
Nie każde religijne doświadczenie pochodzi od Boga.
W świecie nadprzyrodzonym istnieje jeszcze druga siła, która chce pochwycić nasze dusze. Ludzi słabych i grzesznych chwyta w sidła pokus, ale tych umocnionych, idących drogą świętości –
ich też próbuje zwieść.

Potrzebujemy przewodnika

Na rzeczach duchowych się nie znamy, ale czy podobnie nie jest ze sprawami tego świata? Wróćmy z wyżyn duchowych w naszą codzienność i zapytajmy: „Skąd mamy wiedzieć, jakie wybory mamy podejmować?”. Jako niekompetentni – i w wymiarze duchowym, i w wymiarze doczesnym – potrzebujemy kogoś, kto poprowadzi nas za rękę.
Dla zwykłych chrześcijan tą pomocą jest Maryja – Matka Dobrej Rady. Ale… nie dla nas. Nie dla chrześcijan niezwykłych – nie dla Jej rycerzy.
Na początku drogi Matka Dobrej Rady jest jeszcze naszą Patronką. Potrzebujemy Jej wskazówek, rad i upomnień. Ale w pewnej chwili… już nie.
Choć, przyznajmy: obecność przy nas Matki Bożej Dobrej Rady i korzystanie z Jej pomocy stanowi dowód na to, że znaleźliśmy się w świecie otwartym na wieczność. Nam jednak to wciąż za mało.

„Dwie Maryje”
Kto zwraca się do Matki Dobrej Rady, a i słucha Jej słów, wszedł na wyższy stopień życia duchowego. Otworzył się na nadprzyrodzoność, a jego życie stało się „Galilejską Kaną”, którą znamy z Ewangelii Janowej.
Jest w tej „Kanie” dużo zamieszania, jest tłum ludzi, coś się ciągle dzieje – tak właśnie wygląda nasze życie. Ale jest tu także Jezus
i Maryja.

Na to „wesele” zaprosiliśmy Jezusa –
i On tu jest! Na tym „weselu”
jest także Maryja. Ona tam jest,
by pomagać i usługiwać.
To nie tylko „służebnica Pana” –
to również „służebnica ludzi”.
Weszła w nasze życie, by nad
nami czuwać. Nim sami zobaczymy
grożące nam niebezpieczeństwo,
Ona dostrzeże czekające
nas problemy. Pozwoli nam je
rozwiązać, zanim naprawdę się
pojawią.
Piękne to, prawda? Tyle że w tym Janowym schemacie naszego życia pojawiają się jeszcze „słudzy” – i nie może ich zabraknąć. Są to ludzie, którzy – chyba jako naprawdę nieliczni – słyszą słowa Matki Najświętszej. Bo Maryja działa w tle „wesela” – słów Niepokalanej nie słychać w głównej izbie naszego życia. Trzeba odejść na zaplecze; znaleźć się poza szumem świata.
Słudzy… To do nich zwraca się Maryja, gdy widzi nadchodzące niebezpieczeństwo.
Gdy zaczyna brakować wina, właśnie przy sługach, za plecami gospodarzy i gości zwraca się do Jezusa i błaga o cud.
Uprosi Go, ale – by zaistniał – pojawiają się dwa warunki. Matka Najświętsza musi znaleźć sługi, którzy staną się narzędziem przemiany wody w wino. A ci muszą okazać posłuszeństwo.

Teraz uwaga!
Jeśli słudzy słyszą słowa
z ust Maryi, a Ta jest dla nich
Matką Dobrej Rady, nie muszą
posłuchać. To, co mówi Niepokalana,
to tylko rada, sugestia.
Jednak gdy słowa mówi nasza Pani
i Właścicielka, pozostaje im
posłusznie wykonać polecenie.

 

Ten i inne teksty czytaj dzięki prenumeracie

Zajrzyj do nas na FB