Listy od Czytelników

Podziękowania Najświętszej Maryi Pannie, św. Maksymilianowi i naszym świętym Orędownikom

Kochana Mateńko, Królowo nieba i ziemi, Niepokalana, chciałabym bardzo podziękować za Twą opiekę, pokój, Serce, oddanie, Twoje poświęcenie nad moją rodziną, moją szkołą, studiami, życiem, egzaminami, każdą osobą spotkaną na mojej drodze. Za p. Kazimierza, który wyprowadził mnie z bardzo trudnej sytuacji życiowej. Bardzo proszę w jego intencji.
Pobłogosław mu. Ześlij dużo darów w mocy Ducha Świętego. Amen. Zawierzam go Tobie i proszę o Twoją opiekę nad nim. Zawierzam Tobie całą siebie, moją teraźniejszość, przyszłość, wieczność.
Jesteś dla mnie bardzo ważna, nieba i ziemi Królowo. Moje oddanie Tobie jest osobiste, bezwarunkowe, całkowite, trwałe, otwarte.
Bądź, trwaj, czuwaj przy mnie na wieki. Ciebie jedynie kocham i błogosławię. Twoja na wieki wieków.

Natalia

Odzyskane Złote Ziarno

Maryja!
28 lutego 2020 roku zamówiłam roczne Msze święte w intencji powrotu pewnego młodego kapłana do kapłaństwa, które porzucił. Kilka dni temu, kiedy skończyły się one odprawiać, otrzymałam radosną informację, że kapłan ten porzucił grzeszne życie i po prawie dwóch latach przerwy przystąpił do sakramentu spowiedzi świętej. Pan Jezus odzyskał swojego kapłana za wstawiennictwem Maryi Niepokalanej
i św. Ojca Maksymiliana Kolbego.
Dziękuję Bogu za tę ogromną łaskę, a Ojcom Franciszkanom z Niepokalanowa dziękuję za skuteczną, piękną inicjatywę odprawiania Mszy świętych w zamówionej intencji. Niech Maryja wyprasza Wam wszelkie potrzebne łaski, a św. Ojciec Maksymilian dogląda Jej Grodu i czuwa, aby Wam niczego nie brakowało.

RYCERKA NIEPOKALANEJ

Chciałam zaświadczyć o łasce otrzymanej przez wstawiennictwo Niepokalanej.
W mojej rodzinie Cudowny Medalik obecny był od zawsze. Tato nosi go, odkąd pamiętam. Urodził się 8 września, więc całe życie był niejako pod opieką Maryi, tym bardziej że jego ziemska matka opuściła ten świat, gdy miał trzy lata.
27 stycznia 2019 roku tato dostał udaru mózgu. W szpitalu, w nocy, dostał drugiego udaru. Jego stan był krytyczny. Szanse na przeżycie wynosiły 1%, a gdyby przeżył, miał być leżący i nie mówić. Taka „roślinka”. Udar objął całą lewą półkulę. Byliśmy wszyscy zrozpaczeni. Ani ja, ani mama nie zdołałybyśmy się nim zająć. Mam ześrubowany kręgosłup, a mama połamane kręgi. Na opiekuna, leki i specjalne jedzenie nie było nas stać. Siostry mieszkają daleko
i były wtedy w trudnej sytuacji finansowej.
Mimo wszystkich niepomyślnych prognoz tato przeżył. Niedługo potem zaczął też mówić, ruszać rękami i chodzić.
Pamiętam, jak niewierzący lekarze pytali mnie, kogo prosiłam o pomoc, bo nie da się jego przeżycia wytłumaczyć w sposób medyczny. To był cud.
Około tydzień po udarze, w niedzielę tato powiedział mi, że wtedy w nocy widział dwie piękne panie. Chciał je dotknąć, ale ręka przeszła przez nie. Chciał pójść z nimi, ale nie mógł. Gdy one położyły na niego ręce, zasnął.
Mimo że jestem wierząca, podeszłam do jego słów sceptycznie, myśląc, że takie wizje są wynikiem zanikającej czynności mózgu. Tato powiedział też, że zapomniał pacierza, więc odparłam, żeby się nie martwił, bo to nie jego wina. Jak nabierze sił, wszystko sobie przypomni. Zapytałam go, czy zawołać księdza. Bardzo się ucieszył tym pomysłem.
Akurat ksiądz był w kaplicy. Sprawdził w swoim zeszycie i odpowiedział, że tato miał już udzielony sakrament namaszczenia. Zdziwiłam się: kiedy, skoro nikt z nas o to nie prosił, bo nie było jak. Ksiądz zapytał, czy jestem wierząca. Potwierdziłam, na co on powiedział, że wtedy w nocy z 27 na 28 stycznia był u mojego taty stan krytyczny. Jakaś kobieta obudziła księdza o godzinie 3, nakazując wziąć oleje i pójść na oddział do mojego taty. Podała mu jego nazwisko.
Ksiądz poszedł, ale go nie wpuścili, zdziwieni, kto go wezwał. On jednak cały czas dobijał się do drzwi. Około godziny 4.30 serce taty przestało bić. Lekarze przerwali reanimację. Wpuścili księdza. Ten go namaścił i gdy miał odchodzić, po raz ostatni popatrzył na monitor. Wtedy nagle bez niczyjego udziału pozioma kreska podniosła się i akcja serca wróciła.
Ksiądz powiedział, że widział obok taty dwie kobiety, z których jedna była bardzo do niego podobna (pewnie to jego ziemska matka wyszła mu na spotkanie), a w drugiej rozpoznał Maryję. Wtedy się rozpłakałam. Zrozumiałam, że tato się nie pomylił
i że nic mu się nie przywidziało. Był też drugi powód mojego płaczu. Otóż w domu włożyłam różaniec do torby z rzeczami taty ze słowami: „Maryjo, zatroszcz się, żeby on dostał sakrament chorych, bo nie mam jak wezwać księdza”. Ona nie pozwoliła, żeby mój ojciec odchodził bez sakramentów.
Zesłała mu księdza, choć logicznie rzecz biorąc nie było to możliwe. Sytuacja dowodzi, że kto Jej zaufa, ten się nie zawiedzie.
Tato żyje do tej pory. Po udarze nie ma praktycznie śladu. W większości jest samodzielny, czasem tylko miewa kłopoty
z mową.
Maryjo, wielka jest łaskawość Twoja!

JOANNA ■