Krótko o doskonałości
Jan od Krzyża w zasadzie we wszystkich swoich utworach odwołuje się do nadrzędnego celu, któremu winno być podporządkowane wszystko inne. Ponaglają nas do tego słowa samego Chrystusa: Bądźcie doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski. A zatem całość wskazań Jana od Krzyża, Tereski od Dzieciątka Jezus czy Teresy z Avila wskazuje nam czy też zachęca, by dążyć do doskonałości chrześcijańskiej, która jest nie tylko ideałem, ale realną rzeczywistością, która nadaje właściwy sens życiu chrześcijanina. Jan od Krzyża w sposób bezpośredni o doskonałości mówi w utworze „Stopnie doskonałości”, w którym w kilkunastu krótkich punktach, daje wskazania tym, którzy chcieliby podążać drogą perfekcji chrześcijańskiej.
Poniższy utwór zatytułowany „O doskonałości” (Suma de la perfección), który również w sposób bezpośredni Mówi o doskonałości wydaje się być bardzo krótkim streszczeniem swego poprzednika. Jan zapewne chciał dać swoim uczniom niejako samą kwintesencję – istotę pojęcia „doskonałość”, dlatego ujął ją zaledwie w czterech punktach:
„Zapomnieć wszego stworzenia,
Pamiętać na Stwórcę swego.
Strzec wewnętrznego skupienia
I kochać Umiłowanego”.
Zapomnieć…
Absurd! Jak można zapomnieć „wszego stworzenia”, gdy człowiek jest niejako w nim zanurzony? Jak można zapomnieć o swoich bliskich, którzy przecież także należą do świata stworzonego? Czyżby Jan odnosił te słowa jedynie do osób życia konsekrowanego? Tym z łatwością przychodzi zapomnieć, gdyż nie mają o kim pamiętać. Z drugiej zaś strony, jakże pogodzić te słowa ze słowami samego Chrystusa, który mówi o niesieniu miłości każdemu stworzeniu? Wydaje się, że „zapomnieć” bynajmniej nie zawsze oznacza zapomnieć. Czym jest zapomnienie? Człowiek w swoim umyśle dokonuje pewnego rodzaju wartościowania: rzeczy ważne wchodzą niejako do centrum, zaś rzeczy mało ważne lub nieistotne schodzą na bok. Jednakże żadna z nich nie ginie – nie zostaje wykasowana z pamięci. Człowiek w „centrum” trzyma to, co dla niego subiektywnie lub obiektywnie (z obowiązku lub wyrachowania) jest ważne. Jeśli dodatkowo, jakaś rzecz będzie wzbudzać w nim pozytywne emocje – tym bardziej dana rzecz będzie przechowywana w centralnej części pamięci. Pamiętamy, to, co kochamy. Pamiętamy to, do czego mamy jakiś stosunek emocjonalny. A zatem miłość sprzyja przechowywaniu osób i spraw w naszej pamięci. Inne rzeczy które zostały „przebite” przez inną rzeczywistość lub mamy do nich stosunek obojętny, schodzą niejako na drugi plan.
W zestawieniu mąż i Bóg – która z tych dwóch znajdzie miejsce w centralnej części naszego pamiętania? Można powiedzieć polubownie: obie. Jednakże nie można dwom panom służyć, gdyż zawsze któryś z nich będzie zdradzany. Idąc zatem za słowami Jana od Krzyża zapomnienie o mężu, by w centrum postawić Boga, będzie oznaczało lekkie przesunięcie osoby ludzkiej w całej rozciągłości naszego postrzegania, kochania i oddania (służenia). Jest to trudne – „podzielić” siebie na dwie części i dwie miłości. Warto jednak zauważyć, że w prawdziwej miłości Boga, zawiera się cała miłość do stworzenia. A zatem oddając się całkowicie Bogu, wchodzę również w wypełnienie Jego woli względem swego powołania, którym jest zycie małżeńskie, rodzinne, zawodowe i świeckie. Zawsze musimy mieć na uwadze, że wszystko, co stworzone naznaczone jest zniszczalnością. A zatem także i najbliżsi zostaną kiedyś od nas odsunięci i tylko w Bogu będziemy mogli ich na nowo odnaleźć. Budowanie zatem relacji małżeńskich bez Boga – jest ułudą chwili, która przemija. Budowanie relacji małżeńskich na Bogu, gdzie On nadaje rytm i sens tym relacjom jako centralny punkt odniesienia – jest inwestycją miłości wiecznotrwałą.
Pamiętać…
Ktoś zapytał Teresę od Dzieciątka Jezus: Czy jest jakaś chwila, w której nie myśli o Jezusie? Odpowiedziała: „Nie ma nawet trzech minut, bym o Nim nie myślała”. A widząc zdumienie na twarzy osoby pytającej – jakby chciała usprawiedliwić swoją odpowiedź – dodała: „Przecież jest chyba naturalnym, że nieustannie się myśli o tym, którego się kocha”. Kierownicy i mistrzowie życia duchowego na całym świecie zalecają, by zawsze pozostawać w Bożej obecności. Cóż to znaczy? Obsesyjne myślenie o Bogu? Taka pamięć wielu z pewnością doprowadziłaby do obłędu i na długie miesiące musieliby odizolować się od reszty świata w jakimś zakładzie psychiatrycznym. Pamięć to świadomość Jego bliskości. Noszę Go w sercu i umyśle, a to oznacza, że zachowuję się tak, jak On sobie tego życzy. Tak często człowiek-katolik błędnie sądzi, że sprawa ukryta – to sprawa nieobecna. Nikt mnie nie widzi! Nikt nie odkryje mojego grzechu: cudzołóstwa, kradzieży, oszustwa, kłamstwa, złych myśli, morderczej nienawiści,,, A ten, który wie, że Bóg widzi i w Światłości są wyeksponowane jego słowa, myśli i uczynki, z miłości do Niego nie dozwoli na żaden nietakt wobec Tego, który go kocha i oddał za niego swoje życie.
Pamięć na Bożą obecność jest jak deszcz, na działanie którego człowiek wystawia się świadomie i dobrowolnie, mając na uwadze wszystkie tego konsekwencje. Człowiek bowiem, który w czasie deszczu niczym (kurtka, płaszcz przeciwdeszczowy, parasol) nie osłania swego ciała, prędzej czy później zostanie zmoczony. Ale jak zmoczony! Woda ściekająca po jego wierzchnim odzieniu, zmoczy nie tylko całe ubranie, ale z czasem zacznie przesiąkać w głąb i z pewnością dotrze do ciała. Wilgoć zacznie wdzierać się nieubłaganie w najbardziej niedostępne zakamarki i w efekcie ostatecznym człowiek jest mokrusieńki od stóp do głów.
Powyższy obraz odpowiada działaniu Boga w życiu człowieka, który nie próbuje w żaden sposób osłaniać się przed Jego wpływem. Taki człowiek całkowicie zdaje się na Niego: „Rób, co chcesz”. W ten sposób Boża obecność przenika do wszystkich pokładów ludzkiego ducha oraz oddziaływuję na wszystkie domeny ludzkiego życia , działania i całą rzeczywistość otaczającą człowieka. W domu Bóg zajmuje pierwsze miejsce, a zatem całe działanie opiera się na Jego miłości względem poszczególnych członków rodziny. Podobna sytuacja ma miejsce w życiu zawodowym i we wszystkich innych dziedzinach życia. Bóg stanowi punkt docelowy, a Jego zasady zasymilowane przez człowieka, stają się regulaminem życia osobistego. Człowiek nie „osłania” się przed Bożym wpływem i oddaje Mu we władanie całość swego życia, pozwalając, by przesiąkneło Bożą miłością i Bożą moralnością. Tak właśnie Boże działanie – niczym wilgoć kropel deszczu – przesiąka we wszystkie pokłady ludzkiego życia, tworząc w nich zupełnie nową jakość.
Strzec…
Teresa z Avila porównuje duchową część człowieka do zamku, którego komnaty niczym koncentryczne kręgi zdążają do centralnej – siódmej – komnaty znajdującej się w najgłębszej części zamku. Owych siedem mieszkań, z których pierwsze są jeszcze okryte szarością mroku, stopniowo rozjaśniają się, w miarę, jak człowiek zbliża się w swojej wewnętrznej wędrówce do centrum owej duchowej budowli. Można zatem – posługując się tym obrazem hiszpańskiej Mistrzyni – ukazać wnętrze człowieka jako pewną przestrzeń, która może być „umeblowana’ według osobistego upodobania jej właściciela.
Człowiek może wewnętrzną przestrzeń swego ducha zagospodarować w sposób całkowicie wolny. Każdy karmi swego ducha według własnej woli. Musi jednak zdawać sobie sprawę, że nie wszystko, czym karmimy naszego ducha przynosi korzyść całości ludzkiego compositum. Już nawet nie chodzi o perspektywę wieczną, ale także o życie doczesne, które na skutek osobistych działań człowieka może okazać się zniewolone i całkowicie zależne od zewnętrznych bodźców, które w zdecydowany sposób wpływają na całość życia wewnętrznego i zewnętrznego,
Strzec wewnętrznego skupienia zatem jest swego rodzaju wymogiem, by do wnętrza ludzkiego ducha nie wpuszczać tego, co szkodzi, ale również tego, co niesie ze sobą hałas, haos, niepokój czy agresję. Stąd Jan od Krzyża ujmując całość zagadnienia w tych krótkich słowach ma na myśli rozmowy, obrazy, treści i wszystko, co wprowadza czlowieka w niepokój, oddalając jego ducha od uciszenia i wewnetrznego pokoju, które są przyjaciómi codziennego spotykania się z Bogiem.
Kochać…
Rzesze filozofów, poetów, pisarzy i artystów oddających się różnym dyscyplinom sztuki pragnęło w sposób najpełniejszy opisywać i wyrażać miłość. W tej plejadzie wypowiedzi o tej podstawowej zdolności człowieka do kochania i odbierania miłości, swoje miejsce znajduje także teologia. Miłość to vis unitiva (św. Augustyn). Tajemnicza siła, która sprawia, że dwie osoby jednoczą się na wszystkich poziomach swego bytu. To zjednoczenie dochodzi aż do rzeczy niebywałej – obdarowania. Jedno osobowe „Ja” staje się darem dla drugiego osobowego „Ty”. Podstawą takiego obdarowania jest wola (chcenie), która podążając za poznaniem drugiej osoby, rozpoznaje w niej niebywałą wartość i pragnienie bycia „dla niej”. Idąc dalej tym tropem można powiedzieć, że miłość w tym kontekście jawi się jako pragnienie uszczęśliwiania drugiej osoby. To pragnienie nieustannego oczarowywania i zaskakiwania (nawet w drobiazgach), wychodzenia naprzeciw godziwym życzeniom, wznoszeniem się ponad szarość i przeciętność, by wciąż na nowo rozpalać ogień, który został kiedyś podłożony w serce człowieka. Stąd miłość jest spalaniem sie dla drugiej osoby, by w ten sposób miłość wciąż rozogniała się; jaśniała swoim niezwykłym blaskiem (także na zewnątrz), ogrzewała i oświetlała ludzki horyzont.
„Kochac Umiłowanego” – stwierdzenie to bynajmniej nie wyłamuje się spod ogólnego pojęcia miłości, z tą jednak różnicą, że pierwszym Kochającym jest zawsze Bóg. On zawsze był, jest i pozostanie na zawsze inicjatorem miłości względem swego stworzenia. Właśnie: swego stworzenia. Dlaczego Bóg stworzył świat i człowieka. Bo pokochał coś, co wtedy było jeszcze tylko w Jego Boskim umyśle. Ale przecież człowiek nie odpowiedział miłością na miłość Boga, lecz naruszył Jego wolę. Właśnie: Bóg tak umiłował świat, że dał swego Syna jako ofiarę przebłagalną, odkupienia, , zadośćuczynienia, sprowadzenia człowieka do Boga. Jezus Chrystus Bóg-Człowiek sprowadza czlowieka do Boga. Bóg w swej miłości sam wychodzi ku swemu stworzeniu. Ale przecież człowiek wciąż grzeszy.
Właśnie: Bóg w swej miłości dał człowiekowi Kościół (prasakrament) miejsce i przestrzeń, gdzie człowiek może powstawać ze swoich upadków i karmi się Ciałem Boga, by umacniać się w drodze do ojczyzny niebieskiej. Miłość, która robi wszystko, by człowiek doszedł do celu swego życia. Miłość posunięta do tego stopnia, że Chrystus dał siebie jako pokarm na drogę. Właśnie: to jest cel, który w swej miłości Bóg zapisał w duszy człowiek a od momentu jego poczęcia – zaproszenie do bycia ze sobą w ojczyźnie niebieskiej. Bóg stworzył człowieka, by być mu Ojcem i wciąż przypomina, że nasza prawdziwa ojczyzna jest w niebie – to jest prawdziwy cel ludzkiego życia w miłości. Uszczęśliwić Boga? Czy to możliwe? Czy stworzenie może uszczęśliwić swego Stwórcę? Ależ tak! Człowiek, który uznaje Boga za swego Ojca – uszczęśliwia Boga, gdyż daje Mu zielone światło dla obdarowywania człowieka wszelkim dobrem. Człowiek, który umie przyznać się w pokorze do swej winy – uszczęśliwia Ojca, gdyż daje mu radość przebaczenia i przygarnięcia do swego Serca zbłąkanej owcy. Człowiek, który słucha i wypełnia pragnienia Boga – uszczęśliwia Ojca, gdyż daje do zrozumienia, że chce pozostać wciąż dzieckiem – dzieckiem, które wszystkiego oczekuje od Ojca miłości.