Nie ma takiego kryzysu małżeńskiego, którego nie można by pokonać

Nie ma takiego kryzysu małżeńskiego, którego nie można by pokonać

Rzeczywistość zmusiła nas do uznania własnej bezsilności.
Dramatyczny apel: „Jezu, zrób coś z tym!!!” był jak wołanie tonącego.
Od tamtej chwili wszystko działo się tak, jakby Pan Bóg miał już napisany gotowy scenariusz i czekał, aż zechcemy z niego skorzystać.

W czerwcu 2001 roku udzieliliśmy sobie sakramentu małżeństwa, czyli przed Panem Bogiem i zgromadzonymi na ceremonii osobami złożyliśmy przysięgę: „Ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż, Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny, i wszyscy Święci”. Myślę, że fakt wezwania, już na tym etapie, wstawiennictwa Sił niebieskich nie pozostał bez znaczenia. Gdyby nie pomoc z nieba, nasze losy potoczyłyby się inaczej…

Po siedmiu latach…

Po siedmiu latach w naszym związku nastał czas głębokiego kryzysu, w czasie którego romans męża zaowocował przyjściem na świat dziecka. Sytuacja stała się bardzo skomplikowana. Stojąc przed koniecznością dokonania wyboru, mąż nie mógł jednoznacznie zdecydować, z kim przeżyć dalszą część życia: z żoną i dwójką dzieci, czy z dzieckiem i kobietą aspirującą do roli żony cywilnej.
Te zmagania trwały trzy lata.
Pierwsze półtora roku było szukaniem pomocy wśród ludzi – rodziny, znajomych, psychologów. Nasze wysiłki spełzły na niczym. Nie dość, że nie posunęliśmy się nawet o krok do przodu, to staliśmy się ludzkimi wrakami. Rzeczywistość zmusiła nas do uznania własnej bezsilności. W podobnym czasie, choć nie wspólnie, wezwaliśmy na pomoc ostatnią instancję. Dramatyczny apel: „Jezu, zrób coś z tym!!!” był jak wołanie tonącego.

Boże pogotowie ratunkowe

Asia: Od tamtej chwili wszystko działo się tak, jakby Pan Bóg miał już napisany gotowy scenariusz i czekał, aż zechcemy z niego skorzystać. Zaczęło się od modlitwy wstawienniczej nade mną. Jej owocem był pakiet łask, bez których nie ruszylibyśmy z miejsca. Dostałam wszystkie narzędzia, jakie były niezbędne – pokój, przebaczenie, nadzieję. Umocniona obietnicą, że to wszystko się dobrze skończy, poszłam z pielgrzymką na Jasną Górę, aby Matce Bożej powierzyć nasze dalsze losy i przez Jej ręce prosić o ocalenie rodziny.

RAFAŁ: Czułem się zobowiązany odebrać żonę z Częstochowy. Zły duch wiedział jednak, że za sprawą Maryi wydarzyć się może dużo dobra. I utrudniał mi ten wyjazd, jak tylko mógł. Manifestował swój sprzeciw zarówno przez ludzi, jak i przez dwie przebite opony w ciągu niecałej doby. Czując, że dzieje się coś nadprzyrodzonego, pojechałem do Częstochowy. Co ciekawe – fachowcy z wulkanizacji, do których zajechałem po drodze, stwierdzili, że opona wcale nie jest uszkodzona. Ale po-
wietrze jakimś cudem z niej zeszło…
Gdy odebrałem Asię, czekało nas kilka godzin wspólnej drogi powrotnej. Mimo całego ciężaru sytuacji towarzyszył nam dobry nastrój. Zaczęliśmy rozmawiać, jak nigdy dotąd. Asia dopiero teraz opowiedziała mi o swej modlitwie wstawienniczej, która wiele zmieniła w jej nastawieniu. Zapragnąłem posiąść choć cząstkę pokoju, jaki dzięki niej dostała. Widziałem, że ona już się czegoś chwyciła, podczas gdy ja wciąż byłem jak marna szalupa bez steru, miotana przez wiatr i fale. Miewałem nawet myśli, że może któraś z fal mnie wywróci, zatonę i w ten sposób ucieknę od konieczności dokonania wyboru, z kim wieść dalsze życie.
W poszukiwaniu pokoju ducha pojechaliśmy na spotkanie modlitewne Wspólnoty Mamre. W częstochowskiej katedrze Pan przyszedł do mnie z łaską, powalając mnie na posadzkę spoczynkiem w Duchu Świętym. Kiedy wstałem, widziałem już jasno cel, do którego mam zmierzać. Zamierzałem odbudować moje małżeństwo na skale, na fundamentach Bożych przykazań, a nie na piasku.

Zaprosiliśmy Boga do naszego małżeństwa

ASIA: Gdy już znaliśmy kierunek, w którym wspólnie chcieliśmy podążać, rozpoczęliśmy odgruzowywanie terenu i budowę naszej relacji małżeńskiej od nowa, zapraszając do naszego trójkąta Pana Boga. Dotychczas bowiem nie zdawaliśmy sobie sprawy, że On cały czas tam jest, tylko my sukcesywnie wypychamy Go poza obrzeża naszego małżeńskiego kręgu. Budowa nie należała do łatwych, bo jednocześnie trwało układanie relacji z nieślubnym dzieckiem i jego mamą.
Aby nie zboczyć z obranej drogi, kilkakrotnie jeździliśmy do Częstochowy na modlitwę wstawienniczą. To były owocne podróże. Zawsze otrzymywaliśmy zalecane do wprowadzenia korekty kursu lub konkretne wskazówki, podawane w postaci proroctw.
Rok po pierwszej pielgrzymce poszłam na Jasną Górę powtórnie. Prosiłam Matkę Bożą o przybliżenie ostatecznego rozstrzygnięcia w tej przedłużającej się walce o małżeństwo i rodzinę. Otrzymaliśmy całe mnóstwo łask i wskazówek, aby podążać w wyznaczonym kierunku, ale Zły nie chciał odpuścić. Wciąż kusił i mieszał szyki.

RAFAŁ: Odkąd zostaliśmy uratowani, zaczęliśmy porządkowanie naszego domu na nowo. Z czasem coraz częściej dzieliliśmy się swoim świadectwem. Początkowo nie towarzyszył temu żaden rozgłos. Przez dziesięć lat opowiadaliśmy o Bożej interwencji w naszym życiu – zazwyczaj na łamach katolickich mediów. Fakt publicznego przyznania się do zdrady, a potem powrotu do rodziny, nie robił na opinii publicznej większego wrażenia. Do czasu…
Kiedy do akcji wkroczyli Maryja Niepokalana i Ojciec Maksymilian Kolbe, sytuacja jednak się zmieniła. Dwa lata temu pojawiliśmy się w Niepokalanowie, gdzie odbywała się Małżeńska Krucjata Różańcowa, organizowana m.in. przez Boski Projekt, Wojowników Maryi i Wspólnotę Sychar. Dostaliśmy zaproszenie do wygłoszenia świadectwa podczas 12-godzinnego spotkania modlitewnego. Przyjechaliśmy ochoczo, opowiadaliśmy, co Pan Bóg zrobił w naszym życiu. Byliśmy żywym dowodem, że dla Niego nie ma rzeczy niemożliwych. No i się zaczęło…
Burza medialna, jaka się rozpętała, przeszła nasze najśmielsze oczekiwania. Spadł na nas ogrom hejtu, którego dotąd nie doświadczaliśmy. Po czasie dotarło do nas, że… w sumie nie ma czemu się dziwić. Gdy w miejscu wybranym osobiście przez Niepokalaną, zbudowanym na Jej polecenie przez Ojca Maksymiliana Kolbego, ogłasza się zwycięstwo Boga nad złem, można być pewnym, że wieść rozniesie się szeroko. Maryja zadbała, aby nasze doświadczenie mocy Bożej zaczęło docierać
do ludzi potrzebujących wsparcia i nadziei.

Różaniec

Różaniec jest modlitwą, po którą, jako rodzina, sięgamy najczęściej. Modlimy się nim sami, z dziećmi, w domu, podróży – wszędzie. Na różaniec w naszym domu można natknąć się w każdym miejscu. Kiedy nie wiemy, jak się modlić, po prostu uciekamy się do Mamy, nieocenionej Szafarki Łask, która zawsze zanosi modlitwę przed oblicze Pana. Nie zawsze jest łatwo. Czasem silne emocje czy potok myśli nie pozwalają się skupić. Zdania modlitwy nie chcą się ułożyć na języku, ale… Maryja wielokrotnie prosiła – odmawiajcie codziennie Różaniec. Posłusznie więc odmawiamy. I co do jednego nie mamy wątpliwości – warto!

Zostaw komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Styczeń 1 (824) 2025

Spis treści

Temat numeru
     Po co Rycerstwo? Po co „Rycerz”? 
     Pan Bóg mnie ocalił, bym dała świadectwo 
     Komandosi Pana Boga 
     Cuda w życiu Ojca Maksymiliana 
     Rok Jubileuszowy 2025
     Czym jest zawierzenie Niepokalanej i dlaczego warto je              uczynić? 
Felieton
     Franciszek fałszywy i prawdziwy 
     Ojciec Maksymilian i Ksiądz Jerzy 
Życie, małżeństwo i rodzina
     Babcia Zofia i jej 30-osobowa gwardia przyboczna 
     Nie ma takiego kryzysu małżeńskiego, którego nie można         by pokonać 
     Co zrobić, gdy dzieci odchodzą od Boga? 
Z życia Kościoła
     Wiadomości z Polski i ze świata 
     Z życia Niepokalanowa 
Nauczanie Kościoła świętego
    Komentarz do Ewangelii na styczeń 
    Kompendium Katechizmu Kościoła 
    Refleksja duchowa 
    Odpowiedzi na pytania teologiczne 
Podziękowania
    Listy od Czytelników

Styczeń 1 (824) 2025