Ósmy dzień
W ósmym dniuy po narodzeniu, należało obrzezać każde dziecko płci męskiej. Warto dodać – nie bez złośliwości – że wtedy na szczęście były tylko dwie płcie. Z tym obrzędem wiązało się również nadanie chłopcu imienia, które w tradycji żydowskiej na ogół oddawało jakąś prawdę o noszącym je człowieku – szczególnie – gdy imię to – jak w wielu przypadkach – było nadane przez samego Boga. Imię Jezus Jehoszua (Jeszua) – jak powszechnie wiadomo oznacza „Bóg zbawia”. Jednakże nie w znaczeniu tego imienia kryje się jego moc, lecz w osobie, która je nosi. Nie dano bowiem ludziom w żadnym innym iminiu zbawienia. Stąd też w tradycji chrześcijańskiej, pierwszych wieków zaczęto temu imieniu nadawać szczególne znaczenie, by w końcu w epoce Ojców Pustyni (IV-VII w.) włączyć je w nurt modlitwy krótkich formuł, zwanej „Modlitwą Jezusową”, której istota jest właśnie wzywanie tego świętego Imienia: „Panie, Jezu Chryste, Synu Boży, zmiłuj się nade mną grzesznikiem”. Modlitwa ta powtarzana przez mnichów po wielokroć w ciągu dnia, była – nie tylko wzywaniem mocy Jezusa, ale także: uznaniem Go ze swego Pana, wyznaniem wiary w bóstwo i człowieczeństwo Jezusa Chrystusa jako Bożego Syna oraz uznaniem własnej grzeszności, która nieustannie potrzebuje Jego miłosierdzia. Wypracowany przez mnichów do tej modlitwy sznur modlitewny (gr. komboskion, ros. czotki) złożone są z węzełków, z których każdy składa się z siedmiu splotów włóczki z czystej wełny. My jako Boża owczarnia odmawiając tę modlitwę stajemy w postawie wielbienia Boga mając w nieustannej pamięci, zarówno siedem darów Ducha Świętego, jak i źródło mocy Kościoła – siedem sakramentów. Elementy drewniane (koraliki, które wieńczą kolejne dziesiątki sznura) są wspomnieniem drzewa, na którym dokonało sie nasze odkupienie. Całość wieńczy pleciony z wełny krzyż, z którego wychodzą charakterystyczne dla czotki frędzle. Nawiązują one w swej symbolice do frędzli, które – zgodnie z nakazem Boga wypowiedzianym przez Mojżesza – zdobiły płaszcz każdego Izraelity (hebr. cicit). Frędzle te wypływające z krzyża są także owym strumieniem Bożego miłosierdzia, co wiele wieków później, jeszcze dobitniej wyraził obraz „Jezu, ufam Tobie”. Nic zatem dziwnego, że mnisi stawiali pytanie „Ile jest warta jedna zagubiona owieczka?” i chwytając za frędzle, wołali: „Całej Krwi Chrystusowej!”. W ten sposób odmawianie moditwy weszło do kanonu Wschodniej tradycji modlitewnej i niewątpliwie nawiązywało do mocy imienia Jezus: wobec którego drżą demony, na dźwięk którego paralityk w świątyni stanął na zdrowych nogach i na to imię zegnie się każde kolano istot niebieskich, ziemskich i podziemnych. Czy jeszcze coś więcej trzeba dodawać?
Teresa jednak w swoim ostatnim utworze „Na obrzezanie” pochyla się nad zupełnie inną rzeczywistością.
„Cierpi, by grzechy
Świata zginęły,
O tak, mój Miły.
Powiedz dlaczego
Drży On w boleści?
Wszak tak niewinny
I nie ma złości.
Chce, aby dusze
Się podźwignęły
Przez miłość Jego.
O tak, mój Miły!”.
Ze wszech miar musimy zdać sobie sprawę, że Teresa niejako zatrzymuje się wyłącznie na jednym – jedynym wydarzeniu, które dokonało się w ósmym dniu po narodzinach Jezusa, gdy kapłan – zgodnie z prawem mojżeszowym poddał Go obrzezaniu. Teresa w tym zdarzeniu, upatruje niejako początku wszystkich boleści, które miały stać się udziałem Jezusa. Przeciętnemu bowiem człowiekowi wydaje się, że cierpienie dotknęło Jezusa dopiero na krzyżu, Tymczasem nasza Święta z Avila ukazuje całe Jego życie jako pasmo większych i mniejszych cierpień, które wartkim nurtem zmierzają do swego apogeum. Teresa ściśle łączy ze sobą rzeczywistość miłości i cierpienia – i zespala je ze sobą jako jedną, nierozłączną całość. Nie ma bowiem miłości bez cierpienia, ani cierpienia bez miłości. Miłość skłania do podejmowania wszelkich cierpień, a cierpienie znajduje swe wyjaśnienie i swój sens w miłości. Chłopak na mrozie czeka pod blokiem na ukochaną – bo kocha. Matka wstaje w środku nocy do płaczącego dziecka – bo kocha. Mąż czuwa przy agonii żony – bo kocha. Ktoś za kogoś oddaje życie – bo kocha. Jezus cierpi za człowieka – bo kocha. I wcale jeszcze nie widać krzyża, a On już doświadcza cierpienia w ziemskim wymiarze swego człowieczego losu. Podejmując to dzieło, niejako przyjął na siebie całość ziemskiego bólu człowieka. Jego wielkie i małe cierpienia, by ponieść je wszystkie na Golgotę.
„Zaledwie przyszedł
Tutaj na ziemię,
A już ma znosić
Gorzkie cierpienie?
Przyjmie śmierć, rany,
Bo chce, by zmyły
Brudy grzechowe,
O tak, mój Miły!”.
Minęło zaledwie osiem dni od narodzin Jezusa, a oto zaczyna się pasmo Jego różnorakich cierpień, których apogeum będzie stanowiła Golgota. Serce Teresy jednak już teraz zatrzymuje się nad bólem dziecka, które przez kapłana zostało poddane obrzezaniu. Tak po prostu – nożem odcięto Mu napletek na znak przymierza z Bogiem. Tak zwyczajnie bez znieczulenia! Operacja na małym, żywym organizmie, który przecież czuje i reaguje płaczem na każdy ból. Nieszczęście dziecka tkwi w tym, że środkiem jego komunikacji na tym etapie życia jest uśmiech lub płacz. Jeszcze nie mówi, a zatem nie może wyrazić wszystkiego, co czuje. Po tym zabiegu, oddano Go matce, która musi sobie znanymi środkami uśmierzyć ten pierwszy w ziemskim życiu nieznośny ból. Teresa już w tym pierwszym doświadczeniu cierpienia upatruje zapowiedź cierpienia krzyża i niejako włącza je w nurt cierpienia z miłości do człowieka. Dla Mistrzyni z Avila także to cierpienie wpisuje się w całokształt ludzkiego losu, który Jezus przyjął na siebie: Boga-Człowieka za człowieka.
„Takie niewinne
To Dziecię małe,
Złóżmy Mu duszę
I serce całe.
— By w Jego oczkach
Łezki nie lśniły,
Wciąż Je miłujmy,
O tak, mój Miły!”.
Łzy dziecka poruszają serce kobiety. Łzy bólu dziecka poruszają serca ludzi na każdej szerokości geograficznej, Toteż człowiek reaguje na ból człowieka-dziecka. Człowiek z sercem ludzkim widzi cierpiące dziecko nawet, gdy jest ono w łonie matki i poddawane jest przez ludzi bez serca prawu aborcji. Teresa zatem woła: trzeba kochać, by łzy nie perliły się w oczach dziecka. Trzeba kochać Jezusa, by także z Jego oczu nie płynęły łzy bólu i smutku.
Jak wtedy nad jeziorem Jezus pyta cię: „Czy miłujesz mnie?”. Popatrz wkoło, jak mało osób – jak mało katolików – jak mało Polaków miłuje Jezusa. Na początku roku możesz podjąć postanowienie: „Będę miłował Jezusa więcej niż inni.: Całą moją mocą, całą moją wolą, całym moim umysłem i duszą – ze wszystkich sił. W tej miłości znajdziesz wyjaśnienie wszystkiego… i cierpienia także.
