Jeden z bardziej wymagających utworów duchowości karmelitańskiej. Wymagający, gdyż w bezpośredni sposób dotyka wewnętrznych przeżyć jego autora. Jan od Krzyża bowiem w sposób poetycki ujmuje w utworze „Wszedłem w nieznane” (Entreme donde no supe) swoje doświadczenia mistyczne, co jasno wyraża jego podtytuł „Strofy natchnione w ekstazie kontemplacji”.
1. Kontemplacja i ekstaza
Kontemplacja jest pewnym etapem na drodze modlitwy człowieka. Stanowi ona wypadkową trzech elementów, które znamionują modlitwę adoracji: obecność, spojrzenie i milczenie. Całość tego doświadczenia modlitwy jest głęboko przesiąknięta miłością, która pozwala człowiekowi niejako wspinać się na górę modlitwy, pozostawiając za sobą „w dole” całe dobro i piękno świata przyrodzonego, by niczym uczniowie na górze Tabor doświadczyć nowej jakości spotkania z Jezusem i wraz z Piotrem móc powiedzieć: „Dobrze mi tu być”. Właśnie miłość sprawia, że człowiek podczas adoracji chce „spenetrować” głębokości Boga samego. W jakimś przedziwnym zachwycie i uwielbieniu, ale jednocześnie z wielką pokorą i cierpliwością, napędzany miłością, która wciąż karmi się obietnicą. Iż Bóg pozwala poznać się maluczkim, człowiek z uporem wpatrując się w miłosnym uniesieniu w Umiłowanego obecnego w Tabernakulum czy też w Najświętszym Sakramencie, czeka na Jego miłosną odpowiedź i inicjatywę, której owocem będzie zatrata w miłości spojrzenia. Kontemplacja to zachwyt pięknością niewidzialną, która pozwala się poznać i „obejrzeć” jedynie poprzez wiarę, która w rozdmuchanej miłości przeradza się w pragnienie trwania wobec niewidzialnej nieskończoności. Człowiek w tym stanie może znaleźć się w pewnym sensie na zakręcie czasu, który zaczyna mu płynąć zupełnie inaczej niż czas linearny. To czas mierzony w jednostkach kairocs – czas łaski, gdy Jezus niejako dotyka samego serca człowieka pobudzając je do coraz większego kochania. Kontemplacja to nieustanne pragnienie zgłębiania Jego tajemnicy, której człowiek na ziemi zgłębić nie zdoła, a zatem czeka na objawienie: „Ukaż mi swą twarz”.
W niektórych wypadkach Bóg może podnieść człowieka na wyższy poziom modlitwy, który w duchowości zwany jest ekstazą. Czym jednak jest ekstaza? Jan od Krzyża pisze o niej:
„Wszedłem – hen kędyś w nieznane,
Trwałem w zamarłym stanie,
Wyższym nad wszelkie poznanie”.
Fenomenem tego niezwykłego doświadczenia jest fakt, że osoba, która doznaje stanu ekstazy, nawet po jej zakończeniu, nie jest w stanie opisać, tego doznania – choć dla zewnętrznych obserwatorów – doznawała rzeczy niezwykłych. Stąd Jan używa tak charakterystycznych dla siebie terminów, by choć w przybliżeniu opisać to doświadczenie: „w nieznane” i „w zamarły, stanie”. Termin „nieznane” został przez Jana wzmocniony słowem „hen”, co wyraźnie daje do zrozumienia, że człowiek doświadczający ekstazy – jak sama zresztą nazwa na to wskazuje – niejako wychodzi gdzieś poza… w jakąś inną rzeczywistość. Drugi zaś termin daje do zrozumienia, że w momencie ekstazy zostają zawieszone władze człowieka, choć bynajmniej nie traci on przytomności. Mimo tego poziom jego odczuć świata zewnętrznego ulega gwałtownej zmianie. Człowiek nie wie, co się z nim działo podczas wędrówki „hen w nieznane”.
Podczas jednej z wizji w grocie ludzkiej, otaczający Bernadettę Soubirous ludzie, zaczęli z niepokojem spoglądać na płonącą świecę trzymaną przez dziewczynkę w ręku. Świeca bowiem powoli, aczkolwiek systematycznie obsuwała się w dół w ręce Bernadetty. W pewnym momencie tłum aż krzyknął z przerażenia, gdy dłoń dziewczynki zaczęła obejmować płomień świecy. W końcu świeca wypadła z jej rąk i przewróciła się na ziemię. Obserwujący tę scenę miejscowy lekarz – doktor Dozous – po zakończeniu wizji, przypadł do dziewczynki i starannie wytarł chustką jej okopconą dłoń, szukając na niej śladów poparzeń. Jednakże na ręku nie było znać nawet najmniejszego zaczerwienienia. Lekarz postanowił przeprowadzić próbę i zapaloną świecę podstawił pod dłoń Bernadetty, która natychmiast krzyknęła: „Pan mnie parzy!”. Niedowiarek Dozous poddał się! Uznał, że dziewczynka w czasie wizji jest w jakimś niewytłumaczalnym stanie, choć jej parametry życiowe, jak puls i ciśnienie tętnicze wciąż pozostają w normie, a jednak płomień świecy nie wyrządził jej żadnej krzywdy.
Byłem w zamarłym stanie: zawieszenie czucia (bólu), zawieszenie reakcji ciała, które nie poddaje się normalnemu działaniu ognia czy innych doznań – normalnie szkodzących ludzkiemu ciału, zawieszenie poczucia czasu, zawieszenie poczucia obecności innych osób, zawieszenie… Jednocześnie człowiek nabiera nowej jakości moralnej i duchowej. Zyskuje zupełnie nową jakość cnót, jak miłość: tęsknota za Bogiem; wiara: staje się w zasadzie przekonaniem graniczącym z pewnością; nadziei, która pomaga trwać w oczekiwaniu na spełnienie Bożych obietnic eschatologicznych. Człowiek doświadcza także niebywałego wzrostu poziomu cnót kardynalnych: roztropności – szczególnie w kontaktach ze swoimi przeciwnikami; sprawiedliwości: zdolność do widzenia dobra, nawet we wrogach; męstwo: odwaga czy cierpliwość, opanowanie i zdolność znoszenia przeciwności; umiarkowanie we wszystkich dziedzinach życia. Doświadczenie ekstazy, jak podkreślają mistrzowie życia duchowego wprowadza człowieka w jakieś nowe poznanie – niedostępne pozostałym wierzącym, które usprawnia człowieka do całkowitej wewnętrznej przebudowy oraz podniesienia na zupełnie inny poziom relacji z Bogiem.
2. Podróż w głębię tajemnicy Boga
Odłożymy na bok doświadczenia starotestamentalne Abrahama i patriarchów, proroków z Danielem na czele, a od razu spróbujmy zanurzyć się w przekaz Nowego Testamentu. Tu plejadę doznań ekstatycznych rozpoczyna Miriam z Nazaretu, której Gabryjel zwiastuje radosną nowinę. Maryja jednak oszołomiona tą trudną dla siebie do pojęcia tajemnicą, jak pogodzić złożenie siebie w dziewiczym darze Bogu z planowanym przez tegoż Boga dla niej macierzyństwem, pyta z właściwą sobie prostotą: „Jakże się to stanie?”. Bóg odsłania Jej Tajemnicę: „Duch Święty zstąpi na Ciebie, moc Najwyższego Cię osłoni”. W cieniu mocy Bożej dokona się owa wielka Tajemnica Bożego działania. Maryja zostaje nie tylko dopuszczona do Tajemnicy, ale staje się jej czynnym protagonistą. Anioł, który przekazał Jej plan Boga, teraz czeka na Jej wyraźną zgodę.
Kolejnymi uczestnikami Bożej tajemnicy są trzej uczniowie, którzy wraz z Jezusem wchodzą na górę wysoką,. Tam doświadczają Jezusa, jakiego jeszcze ich oczy nie widziały. Oszołomienie, jakie staje się ich udziałem, jest tak wielkie, że Piotr w imieniu pozostałych mówi: „Dobrze nam tu być. Postawimy trzy namioty”. Ekstaza jakiej doświadczyli w tej chwili przemienienia daje im niebywały pokój, który chcieliby przedłużyć na całą wieczność, gdyż słowa Piotra należy rozumieć jako cichą prośbę: „Zostańmy tu już na zawsze w towarzystwie Jezusa, Eliasza i Mojżesza”.
Paweł w jednym ze swoich listów opisuje doświadczenie pewnego człowieka, który czy to w ciele czy poza ciałem został porwany do trzeciego nieba, gdzie zostały objawione mu Boże tajemnice, o których nie można mówić. Właśnie tak jest najczęściej, że doświadczenie ekstazy i związane z nim poznanie jest często wyłącznie dla osoby, którą Bóg wprowadza w taki stan.
W całym kontekście biblijnych doświadczeń ekstazy nie możemy pominąć milczeniem Jana, któremu na wyspie Patmos zostaje objawione tajemnice tego, co ma się wkrótce stać. Pełen symboliki zapis Apokalipsy jest przekazem skierowanym do siedmiu Kościołów, a przez nie niewątpliwie także do wszystkich chrześcijan.
. Tak właśnie było ze wspomnianą tu już Bernadettą, która zaledwie małą cząstkę ujawniła z tego, co słyszała od Pięknej Pani. I choć osoby, które ją otaczały podczas wizji widziały, że porusza ustami – to jednak nie słyszały o czym mówi. Dlatego też Jan w drugiej strofie napisał:
„Nie wiem, w jakiem szedł strony,
Lecz gdym się znalazł u celu,
Dostrzegłem światłem olśniony
Głębie tajemnic wielu.
Wyrazić tego nie zdołam,
Trwałem w zamarłym stanie,
Wyższym nad wszelkie poznanie”.
Umysł ludzki przesiąknięty dziś racjonalizmem i duchowym sceptycyzmem nie chce przyjąć istnienia tajemnic, które roztaczają się w przestrzeniach ludzkiej egzystencji. Każdy bowiem kościół, kaplica adoracji czy kaplica klasztorna chroni w sobie Tajemnicę obecności Chrystusa. W owej przestrzeni sacrum człowiek, który rozumie, jak niepojęta jest Tajemnica Eucharystii – winien zachować wobec niej pokorę milczenia. Tajemnica bowiem jest rzeczywistością przekraczającą ludzkie zdolności poznawcze. Szok, zdumienie czy zaskoczenie sprawiają, że człowiek milknie. W Tajemnicy Obecności Boga kryje się coś więcej niż tylko niepojętość. Tu jest skryte Bóstwo i człowieczeństwo – oboje w jednej postaci Najświętszego Sakramentu. Bóg jednak nieustannie zaprasza „głupiego” człowieka do poznania tej Tajemnicy poprzez kontemplację – wytrwałą adorację Boga ukrytego, by w końcu mógł On sam objawić coś ze swego bycia Tajemnicą.
3. Droga pokoju i pobożności
Niech się tymi ekstazami i kontemplacją zajmują mnichy i zakonnice. Ja – człowiek w świecie mam inne – ważniejsze problemy. Życie mnie nie rozpieszcza: znów przedwyborcze obietnice polityków nie zostały spełnione, znów w powietrzu czuć zapach prochu i z dala rozlega się odgłos dudniących dział, ktoś choruje, ktoś umarł, ktoś przeżył rozczarowanie przyjacielem, ktoś przeżył zawód miłosny, ktoś stracił pracę, kogoś oszukał fałszywy przyjaciel… To są prawdziwe problemy!
„Poznałem pewne drogi
Pokoju, nabożności,
W drodzem nie uczuł trwogi
Wśród słodkiej samotności.
Tak wzniosłe to tajniki,
Żem w osłupienia stanie,
Wyższym nad wszelkie poznanie”.
Życie zatrważa. Człowiek wciąż czegoś się boi – o coś się lęka. W biegu życia według modelu świata nie ma ani chwili wytchnienia, by móc zaznać prawdziwego pokoju.
Tymczasem Jan proponuje: „Poznałem pewne drogi pokoju, nabożności, W drodzem nie uczuł trwogi”. Czymże to wytłumaczyć? Kontemplacja jest sięganiem po Jezusa. „Pokój mój daję wam” – ta obietnica jest bardziej aktualna dziś niż kiedykolwiek. Na drodze pobożności, która nie jest jedynie różnymi formami modlitw, ale przede wszystkim życiem po-bożemu: życiem według stylu Jezusa Chrystusa. W samotności oderwania się – choć na krótką chwilę adoracyjnego zatrzymania się przed Panem – człowiek odkrywa tak wielkie nieuporządkowanie swego serca i umysłu, a jednocześnie dostrzega głębokie uciszenie, które dają mu te niewielkie chwile rozkoszy w obecności Jezusa. Żyć w samotności jak pustelnik, by zyskać hezychię (uciszenie) albo jak karmelita, by znaleźć ukojenie ducha wydaje się dla wielu niemożliwe. A jednak… Samotność nie jest jedynie formą izolacji od świata w wymiarze fizycznym, lecz przede wszystkim w wymiarze serca i rozumu. „Wypróżnić się” z fekaliów tego świata, a w opustoszałą przestrzeń wpuścić Jezusa: „Oto stoję u drzwi i kołaczę. Kto posłyszy mój głos i drzwi otworzy, wejdę do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze mną”. Rozumiesz, co znaczy mieć wszechmogącego przy stole swego życia? Rozumiesz, co znaczy mieć Miłość absolutną w mieszkaniu swego serca? I w końcu czy rozumiesz, co znaczy mieć jedno, najwyższe oświecenie rozumu – Jezusa Chrystusa. To jest właśnie pokój, który płynie z kontemplacji Boga: to jest poznanie ponad wszelkie poznanie.
4. Daleka podróż
Jedna z sond (Voyager), która weszła już poza układ słoneczny, wciąż wysyła na ziemię sygnał radiowy. Zanim ów sygnał dotrze na ziemię, mijają 23 h. Można więc sobie wyobrazić, jakie przestrzenie zajmuje ten – już częściowo zbadany kosmos – a ile jeszcze może zajmować kosmos niedostępny ludzkiej eksploracji. Mimo tak wielkich odległości są one jednak wciąż mierzalne w latach świetlnych, parsekach czy jednostkach kosmicznych. Dla Jana jednak, chociaż żył czterysta lat temu, największą odległością jest ta, którą duch ludzki przemierza najpierw w drodze do Boga, a następnie podczas ekstazy.
„Byłem tak upojony,
Rzucony w dalekości,
Żem został pozbawiony
Poczucia świadomości.
A duch mój obdarzony
Wiedzą w niewiedzy stanie,
Wyższym nad wszelkie poznanie”.
Droga, którą człowiek musi przebyć w swej podróży do Boga, zaczyna się od decyzji, która często nazywa się nawróceniem. Decyzja ta niesie w sobie dwa równoważne i biegnące obok siebie komponenty: całkowite odwrócenie się od grzechu i zwrócenie się całym sobą ku Chrystusowi.
4.1. Odwrócenie się od grzechu
Zarówno „Stopnie doskonałości” Jana od Krzyża, jak i „Zamek wewnętrzny” Teresy z Avila, rozpoczynają się takim właśnie stwierdzeniem: nie popełnię żadnego grzechu świadomie ani dobrowolnie. Z pozoru wydaje się, że tych dwoje – a po nich także Maksymilian Kolbe w swoim „Regulaminie życia” – proponują człowiekowi rzecz nie możliwą do spełnienia. Czyżby? Biorąc pod uwagę, że poziom miłości tych ludzi do Chrystusa jest wyższy niż miłość narzeczonych na dzień przed zawarciem związku małżeńskiego, wydaje się czymś oczywistym, że osobie kochanej nie robi się takich rzeczy, które nawet w najmniejszym stopniu by ją zasmuciły. A zatem podjęcie tego wyzwania proponowanego przez wspomnianych Świętych jest wyborem z miłości ukierunkowanym na Chrystusa jako Oblubieńca mej duszy. Miłość ta dzięki modlitwie nieustannie wzrasta – tak, jak wzrasta wzajemna miłość narzeczonych, którzy z pewnego dystansu właściwego dla okresu poprzedzającego zawarcie związku małżeńskiego „płoną” miłością do siebie. W miarę zbliżania się do Chrystusa człowiek wchodzi w coraz głębsze poznanie Jego osoby – Chrystus objawia się stopniowo człowiekowi, co sprawia, że wraz z potęgowaniem się miłości, rośnie w sercu coraz większa tęsknota za Nim. Nagle okazuje się, że zgrzeszyć znaczy dla takiego człowieka zdradzić – jak Judasz – sprzedać Chrystusa za garść jakiejś frajdy ofiarowanej przez fałsz i ułudę zła moralnego. Czy człowiek wtedy już nie grzeszy? Człowiek w zasadzie nigdy nie pozostaje wolny od grzesznych pokus, ale na pewnym etapie są one traktowane jako coś szkodliwego i trującego dla ludzkiego ducha. Na tym etapie nie ma banalnego stwierdzenia, które przyświeca wielu chrześcijanom: „Zrobię to, a potem najwyżej się wyspowiadam”. Każde zło moralne w oczach człowieka rozkochanego w Chrystusie jawi się jako jakieś szaleństwo, samobójstwo, zdrada miłości, którą trzeba jak najszybciej naprawić i miłością wynagrodzić to, co się stało. Dla Jana przykazania Dekalogu mają strukturę kołową, a każde z dziesięciu przykazań jest swego rodzaju słupkiem granicznym, które wszystkie razem wyznaczają wewnętrzną przestrzeń miłości, w której człowiek może podróżować aż do jej centrum, którym jest Bóg-Miłość.
Ważnym elementem w tej drodze jest uzmysłowienie sobie czym jest świadomość i dobrowolność zła moralnego. Dla Teresy z Avila ta świadomość ściśle wiąże się ze świadomym odrzuceniem Boga, a wybraniem zła – pewna premedytacją, złośliwością wobec Boga, pokazaniem Mu, że wybieram to, co „Ja” chcę, a nie to, czego On ode mnie oczekuje (samowola, pycha).
4.2. Ku Chrystusowi
Może to wyda się komuś śmieszne, ale czy zastanawiałeś się nad rzeczami oczywistymi: komu je zawdzięczasz? Umiejętność zawiązania sobie sznurówek. Pewien młodzieniec, który wraz ze swoim znajomym klerykiem pojechał do Domu Pomocy Społecznej dla osób upośledzonych umysłowo. Tam właśnie odkrył tę prawdę. Cieszysz się słońcem bo wzeszło – jak każdego dnia. Ale komu to zawdzięczasz? Odkręcasz kran i nalewasz wodę do czajnika, by zaparzyć poranną kawę. Woda oczywiście jest. Ale komu to zawdzięczasz – wodę w ogóle? Ile jeszcze takich oczywistości można znaleźć w naszym życiu, nad którymi przechodzimy do porządku dziennego, nie zastanawiając się, że każdego dnia są one darem darmo danym. A zatem zwrot ku Chrystusowi, który każdego dnia coś daje człowiekowi i wiele przebacza będzie odruchem miłości i coraz silniejszym przylgnięciem do Niego. W końcu człowiek zacznie stawiać Go na pierwszym miejscu i zapragnie wokół Niego budować całe swoje życie. Jego życiowe wybory będą podyktowane – nie względami ludzkimi, finansowani czy estetyczno-przyjemnościowymi – ale właśnie ze względu na Niego – zgodnie z Jego upodobaniem (wolą).
4.3. Nieznana droga
Gdzie wędruje ludzki duch podczas ekstazy mistycznej? Najłatwiej odpowiedzieć: w przestrzeni Boga. To znaczy, że nawet dla osoby, która ma za sobą takie doświadczenie, jest to niezwykle trudne do określenia: gdzie byłem? Dlatego tak często używa się pewnych terminów, które w ludzkim języku zaledwie wydają się echem prawdziwych przeżyć.
Upojony – stan jakiegoś nasycenia, które sprawia, że człowiek gubi zewnętrzną rzeczywistość – ona niejako ginie z jego oczu, a całe jestestwo skupia się wyłącznie na wewnętrznym lub zewnętrznym doznaniu Boga.
Rzucony w dalekości – Bóg nie ma żadnego konkretnego – w ludzkim rozumieniu – miejsca przebywania. Być w Jego przestrzeni oznacza pewną niemierzalną przestrzeń, która z perspektywy ludzkiej jest dalekością nieporównywalną z żadnymi odległościami kosmicznymi. Wszystkie bowiem podróże dokonują się w przestrzeni materialnej – tu zaś podróż rozgrywa się wyłącznie w przestrzeni duchowej. A wszystko, co dokonuje się poza materią pozostaje niemierzalne i niepoliczalne. Nie ma bowiem żadnej miary dla „podróży ducha” poza czasem i przestrzenią. „Dalekość” zatem w tym kontekście jawi się jako spotkanie z Bogiem bliskim i dalekim, który jest wszędzie, a wciąż niewidzialny dla człowieka.
Żem został pozbawiony poczucia świadomości – świadomość jest zazwyczaj pojmowana jako kontakt człowieka z otaczającą go rzeczywistością, zdolność odbierania zewnętrznych bodźców dochodzących ze świata materialnego; poczucie jaźni, która informuje człowieka o miejscu przebywania, otoczeniu czy nawet o pozycji, w jakiej aktualnie się znajduje (stoję, leżę, siedzę… jeśli stoję na głowie, to mam tego świadomość). Tymczasem, jak widzieliśmy to w przypadku Bernadetty Soubirous. Ekstaza na ogół wiąże się z zawieszeniem poczucia świadomości oraz zawieszeniem władz całego ciała. Człowiek jednak bynajmniej nie traci poczucia rzeczywistości, która rozgrywa się „przed nim” czy też „w nim”. Bernadetta wiedziała, co widzi, co słyszy od Pięknej Pani i do Niej mówi. Najlepszym tego dowodem jest fakt, że wykonywała Jej polecenia: prośba skierowana do ks. Proboszcza, polecenie, by ogłosić potrójne „Pokuty, pokuty, pokuty” czy polecenie, by napić się ze źródła i spożyć ziele. A mimo to całe zewnętrzna otoczka, towarzysząca dziewczynce na czas wizji niejako znikła.
Człowiek w swojej niewiedzy staje wobec Tajemnicy, która w jakiejś części zostaje mu ujawniona. W dziele Teresy z Avila „Zamek wewnętrzny” zdumiewa, iż Teresa, która nie jest teologiem, pisze o rzeczach, których w żaden sposób nie mogła wiedzieć sama z siebie, jednocześnie tak często dodając: „Niech teologowie to zbadają, ale ja wiem, że tak właśnie jest”. Jest to poznanie wyższego rzędu – ponad wszelkie poznanie”.
5. Oczarowanie ponad wszelkie poznanie
O miejscach, w których człowiek jeszcze nie był, każdy ma jakieś osobiste wyobrażenie, które bazuje na dostępnych nam elementach konstrukcji myślowej. Weryfikacja wyobrażanego sobie do tej pory obiektu następuje, gdy zobaczymy go na własne oczy. Zazwyczaj wtedy następuje jakiś rodzaj oceny (sądu): zgodne albo nie zgodne z moimi wyobrażeniami i oczekiwaniami. Gdy zastany obraz zdecydowanie przewyższa nasze wyobrażenia i oczekiwania, człowiek na ogół popada w zachwyt, oczarowanie i pewien rodzaj zapatrzenia (kontemplacji). A jeśli przedmiotem ludzkich wyobrażeń jest Bóg?
„Kto wejdzie w te głębiny,
Tego siły ustają;
Poprzednie myśli, czyny,
Niczym mu się być zdają.
Tak wzniosłą czerpie mądrość
W owym zamarłym stanie,
Wyższym nad wszelkie poznanie”.
Jaki jest Bóg? Na tak postawione pytanie od najmłodszych lat niemal każdy ma przygotowaną odpowiedź: dobry, sprawiedliwy, miłosierny, życzliwy, łaskawy, wierny… albo nie jest taki, jak ludzie: oszuści, kłamcy, złodzieje, zabójcy, krętacze, zawistni, złośliwi, pełni gniewu i przemocy, głupi i bezmyślni, nieodpowiedzialni, wulgarni i sprośni, pyszni i zarozumiali… Dwie równoważne drogi, na których człowiek usiłuje określić Boga – Jego „charakter” i przymioty. Francuski filozof P. Riceur odrzucił obie te kategorie i określił Boga jednym słowem „Inny”. Cała nasza bowiem „wiedza” – choć nie wątpliwie prawdziwa – zawsze będzie wyrażana ludzkim językiem, który bazuje na kategoriach materialnych, przestrzennych i czasowych. A przecież Boga w żaden sposób nie można zamknąć w żadnej z tych kategorii. Także poznanie Go nie daje się zamknąć w obrębie poznania zmysłowego, które zdolne jest tylko do poznawania struktur cząsteczkowych i falowych, gdy tymczasem Bóg wymyka się tym wszystkim ziemskim rzeczywistościom,. A zatem cokolwiek człowiek byłby w stanie o Nim powiedzieć lub pomyśleć – On zawsze będzie Inny.
Poprzednie myśli niczym mu się być zdają. Mam nadzieję, że już wyrosłeś z obrazu Boga jako długobrodego dziadziusia ani też nie próbujesz nadać Mu twarzy własnego ojca – niezależnie jaki on jest czy był (jeśli już spoczywa w pokoju). Nie jest istotne, jak wyobrażasz sobie Boga, lecz istotne jest, byś właśnie porzucił wszelkie wyobrażenia i nadawanie Mu ludzkich kształtów i cech (antropomorfizacja). Tajemnica poznania Boga kryje się właśnie w całkowitym pozbyciu się jakiegokolwiek obrazu. Każdy artysta, który przystępuje do malowania obrazu, zanim wykona pierwsze pociągnięcia pędzla, wykonuje szereg czynności mających na celu przygotowanie samego płótna pod kolejne warstwy nakładanych farb. W przypadku jednak malowania na płótnie ludzkiego ducha malarzem jest Ktoś inny. Człowiek ma jedynie przygotować grunt i zostawić „płótno” swej duszy całkowicie czyste i niczym nie zapełnione. Obraz swój namaluje sam Bóg. I to dopiero będzie obraz realny i prawdziwy.
Poprzednie czyny niczym mu się być zdają. Człowiek usiłuje „poruszyć” Boga swoją ludzką miłością (czasem podszytą pewną interesownością) poprzez różnego rodzaju zabiegi ascetyczno-modlitewne oraz bycie dobrym dla wszystkich. Oczywiście one mają swoje ogromne znaczenie, jeśli płyną z serca przepełnionego miłością. Jednak w poznaniu, o którym pisze Jan okazują się one dziecięcą laurką namalowaną dziecięcymi rączkami – obiektywnie raczej niskich walorów artystycznych. A jednak matka, która otrzymuje taki prezent od swego kochającego dziecka jest ujęta i zachwycona. Podobnie, jak wiązka lekko oklapniętych stokrotek wręczona tatusiowi przez małego brzdąca urasta w oczach ojca do wymownego symbolu: wdzięczności, miłości i dziecięcej ufności. W tym wszystkim rzeczywistością waloryzującą czyny jest miłość. W podanych wyżej przykładach miłość po obu stronach skończona, bo ludzka. Ale, gdy z analogiczną „laurką” naszych ascetycznych osiągnięć czy „kwiatuszkami” modlitwy przesiąkniętymi miłością stajemy wobec Boga – następuje dotknięcie miłością nieskończoną. Coś, co miało walor ludzki, zostaje podniesione do waloru nieskończonego – niejako zostaje dotknięte nieskończonością, miłością i świętością Boga-Ojca. Male czyny zostają podniesione w oczach Boga dlatego, że zostały z miłości Jemu ofiarowane. Człowiek w tej perspektywie poznaje, że za nie wiele, co może Mu ofiarować zyskuje stokroć więcej. Kamyczek dany z miłością, bo po ludzku był ładny – staje się diamentem. Tam – w kontemplacji Boga człowiek może doświadczyć takiego poznania – wyższego nad wszelkie poznanie.
Zostaw komentarz