„Żyć miłością” to jeden z najbardziej rozpoznawalnych utworów poetyckich św. Teresy od Dzieciątka Jezus, napisany 26 lutego 1895 r. Autorka podejmuje w nim refleksję, która opiera się na jej własnym doświadczeniu relacji oblubienicy i Oblubieńca. Z własnego doświadczenia dzieli się z czytelnikiem: co znaczy żyć miłością. Na samym wstępie podejmowanych analiz warto zwrócić uwagę, iż – podobnie, jak na początku swej autobiografii Teresa nawiązuje do powołania Apostołów, którzy zostali wybrani przez Jezusa – wybrał tych, których sam chciał, kierując się jakimiś znanymi tylko sobie przesłankami. Wybrał tych, których sam chciał – podobnie – jak spośród wielości różnych dziewcząt żyjących w Lisieux wybrał małą Teresę Martin. I właśnie do tych wybranych, skierował słowa, które przy głębszym ich rozumieniu powodują dreszcz emocji przebiegający po plecach. Jakże wielka obietnica stoi za słowami Jezusa.
1. Kontekst obietnicy
Autorka poematu „Żyć miłością” bynajmniej nie pisze o czymś wyjętym z rzeczywistości człowieka, lecz o codzienności chrześcijańskiej, która może stać się życiem według reguły miłości. Jak wiadomo, duchowość Świętej z Lisieux została właśnie oparta na zwykłych sprawach podejmowanych w codzienności życia, które Tereska przepajała ogromną miłością. Tak więc pomimo, iż słowa poematu wyszły spod ręki osoby przebywającej w klauzurze Karmelu, są one kompatybilne z życiem każdej osoby żyjącej w kożdym czasie i w każdym miejscu. Za nimi stoi obietnica, która dla Teresy stała się tak wielką wartością, że poświęciła jej ziszczeniu się w swoim życiu wszystkie siły.
„W wieczór miłości, już bez przypowieści
Rzekł Jezus uczniom: «Ten, kto mnie miłuje
I wszystko, co się w mej nauce mieści,
Ochotnym sercem chować usiłuje,
Ten i od Ojca umiłowan będzie —
Ojciec wraz z Synem u niego zagości
I już na ziemi odpoczywać będzie
W wiecznej miłości»”.
„W wieczór miłości”, gdy Jezus zasiadł ze swoimi uczniami, by spożyć z nimi Ostatnią Wieczerzę przed swoją męką – największym dowodem, że Bóg tak umiłował świat, że oddał Syna swego, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Słowa cytowane w utworze przez Autorkę padają, gdy już zostały Apostołom umyte nogi. Judasz już po spożyciu kawałka chleba wyszedł, by zrealizować swój plan wydania Jezusa arcykapłanom. Piotr zaś z niedowierzaniem przyjął zapowiedź Mistrza, że jeszcze tej nocy trzy razy się Go zaprze. W sali wieczernika pozostaje zatem Jedenastu, którym Jezus mówi te znamienne słowa obietnicy cytowane przez Teresę. Jezus w swej wypowiedzi – jak zwykle – zostawia wybór swoim słuchaczom. Warunkiem spełnienia obietnicy jest miłość i zachowanie Jego nauki. Znamiennym w tekście podanym przez Teresę jest fakt, iż nie ujmuje ona kwestii zachowania nauki Jezusa w kategoriach imperatywu, lecz wyraża to słowami „usiłuje chować”. W słowie tym niejako odbija się pewne osobiste doświadczenie małości i nieporadności Autorki, która wielokrotnie w swej autobiografii podkreślała, że jest mała i nie potrafi sprostać wszystkim wymogom Jezusowej Ewangelii. Jej jednak niewątpliwym atutem jest miłość, która skłania ją do podejmowania wciąż na nowo wysiłków, by podnosić się i usiłować wejść na kolejne stopnie doskonałości chrześcijańskiej. Właśnie owo pragnienie kochania Jezusa tak bardzo ją przynagla, iż niezmordowanie wciąż nie ustaje i z uporem składa całą siebie w ofierze tej miłości zapierającej się siebie i nie cofającej przed żadnym wysiłkiem i cierpieniem, byle choć trochę sprostać wymogom nauki Mistrza z Nazaretu. Jej imperatywem jest miłość i to przeogromne pragnienie zjednoczenia z Bogiem: doświadczenie w sobie słów wypowiedzianej w Wieczerniku obietnicy.
1.1. Zagubiony Bóg
Jeden z Ojców Pustyni modlił się słowami: „Boże, jeśli jesteś wszędzie, dlaczego ja jestem zawsze gdzie indziej”. Czy to możliwe? Czy istnieją miejsca, gdzie Bóg nie ma dostępu? Bóg nie zawłaszcza ludzkiej wolności. Ten dar możliwości dokonywania wyborów – tak wspaniały i tak groźny – pozostaje wciąż suwerenną własnością człowieka. Nikt nie może zabrać człowiekowi wewnętrznego poczucia wolności. Tam – w głębi naszego ducha pozostajemy – niezależnie od zewnętrznych uwarunkowań – zawsze wolni. Z drugiej jednak strony owa wewnętrzna wolność daje człowiekowi tak wielką swobodę, iż ten może posunąć się aż do wyboru opcji bez Boga. Innymi słowy – w swej wolności człowiek może, nie tylko odejść od Boga na skutek złego –grzesznego wyboru i trwania w swej błędnej decyzji, lecz może posunąć się aż do negacji Boga. Paradoksalnie osoby, które negują istnienie Boga – czy to w rozumieniu subiektywnym czy też obiektywnym – w wielu sytuacjach (zupełnie alogicznie) odwołują się do Niego („O Boże!” – gdy się boją; gdy wyrażają zdziwienie czy zniecierpliwienie). Mimo to chcą pozostawać poza sferą Jego wpływów na własne życie. Tak więc okazuje się, że wewnętrznie można przejść na „ciemną” stronę wolności i udawać człowieka wyzwolonego od wszelkich reguł, kanonów, konwenansów i przesądów.
1.2. Zasłonięcie Boga
Wolność wewnętrzna człowieka pozwala mu na podejmowanie wszelkich decyzji: dobrych i złych. Ten dar wolności źle użyty może wprowadzić człowieka w wewnętrzną zależność, gdy to, co było możliwością, staje się koniecznością. Człowiek do wolnej przestrzeni swego wnętrza powoli, aczkolwiek w sposób stały i systematyczny wprowadzając różnego rodzaju rzeczywistości, które sukcesywnie przemieniają wewnętrzną wolność w zniewolenie, choć człowiek nadal jest całkowicie przekonany o swej wolnej decyzyjności. Z czasem te wewnętrzne „wypelniacze” przestrzeni wolności zaczynają również przesłaniać samego Boga. Człowiek przestaje Go – nie tylko dostrzegać w codzienności swego życia, ale co gorsza, zaczyna odczuwać bezpodstawność Jego potrzebowania: „Do czego mi Bóg?”. „Wypelniacze” przestrzeni wolności całkowicie zasłaniają obiektywną możliwość oceny własnej sytuacji duchowej. Człowiek coraz bardziej pogrąża się w mrokach zniewolenia, które w swej wolności dopuścił na siebie, oddając do dyspozycjji zniewolenia swoją wolność.
Przyjęcie – wybór Jezusa w imię miłości pociąga za sobą „uruchomienie” spełniania się obietnicy. Bóg wchodzi w życiową przestrzeń człowieka. I choć życie takiej osoby bynajmniej nie jest pozbawione wielorakich cieni, a niejednokrotnie nawet i cierpień, właśnie owa perspektywa miłosnej relacji napawa osobę przekonaniem, że obietnica działa, a jej pełne skutki zostaną ujawnione w życiu przyszłym. Miłość i przeświadczenie o spełnieniu się obietnicy są siłą napędową człowieka wiary. Miłość wyzwala w nim coraz nowe formy jej okazywania Jezusowi. Czekanie zaś na spełnienie się obietnic staje się źródłem cierpliwego czekania i wypatrywania dnia ostatecznego spotkania z Panem w wieczności.
2. Uwięzić Boga w miłości
Jakkolwiek brzmi to absurdalnie – taki mniej więcej sens mają słowa drugiej strofy poematu Świętej z Lisieux „Żyć miłością”. Czyżby człowiek mógł zniewolić Boga swą małą miłością i uczynić Go więźniem swej miłości? Teresa daje nam jasno do zrozumienia, że Bóg jest „wrażliwy” na miłość swoich dzieci.
„Więc żyć miłością
— to posiadać Ciebie,
O Jezu, — Ojca Słowo wiekuiste,
I w Twej miłości zgubić całą siebie
I wchłaniać Ducha płomienie ogniste,
Bo kiedy Ciebie o Jezu miłuję,
Wtedy i Ojciec cały mi się daje,
Trójca Najświętsza w mej duszy się staje
Więźniem miłości”.
Święta z Lisieux wprowadza czytelnika w tajemnicę przedziwnej relacji: „posiadać” – „zgubić całą siebie”. Te dwa sformułowania ukazują pewną fazowość wchodzenia w relację z Jezusem, która prowadzi do Pawłowego stwierdzenia: Już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus. Człowiek w swej wolności na pewnym etapie swego życia podejmuje decyzję: Jezus jest moim Panem. W tej decyzji nie ma żadnych regul wiekowych ani sprzyjających jej okoliczności. Czasami człowiek niejako dorasta do takiej decyzji. Innym razem jest ona impulsem, który dopada człowieka na ulicy w środku pędu codziennego życia. Jeszcze zaś innym razem jest ona wynikiem pewnego bilansu: przewartościowania – gdzie są prawdziwe skarby, za którymi warto pójść całym swoim życiem. Oznacza to, że osoba ludzka decyduje się swoje życie podporządkować zasadom Ewangelii na wszystkich obszarach swego codziennego życia. W obliczu faktu, że codzienność człowieka jest zanurzona w świecie, który najczęściej rządzi się zupełnie innymi zasadami, taka decyzja wiąże się z perspektywą bycia w mniejszości i w pozycji – w rozumieniu świata – straconej. Pójście bowiem za Jezusem wiąże się z niezrozumieniem i często odtrąceniem przez osoby żyjące według norm tego świata. Decyzja o przyjęciu Jezusa jako swego Pana niewątpliwie wymaga od człowieka wielkiego samozaparcia. Siłą jednak, która wzmaga tę postawę jest miłość, która w wielu przypadkach nie liczy się z własnym życiem i jego jakością w wymmiarze egzystencjalnym i materialnym, byle być coraz bliżej Jezusa, coraz bardziej zachowywać Jego przykazania. Człowiek nie jest w sanie posiąść Jezusa – to Jezus w pewnym momencie zaczyna posiadać człowieka, do tego stopnia, że człowiek ze swą miłością całkowiecie „ginie” w miłości Jezusa. Teresa postrzega Boga w Trójcy Jedynego jako Osobę niesamowicie wrażliwą na miłość. Człowiek zatem, który w swoim życiu – w szarej codzienności – żyje miłością Jezusa (zasady ewangeliczne) i miłością do Jezusa (oddaje Mu całego siebie i wszystko co posiada – także swą przeszłość i przyszłość), zdolny jest „roztkliwić” Boga. Teresa – być może nieco antropomorfizując postać Boga – nadaje Mu cechy ziemskiego ojca, który nie może pozostać obojętny na wszelkie dowody miłości (nawet te najmniejsze i nieporadne) swego dziecka. W ten właśnie sposób Teresa ukazuje Boga jako „zniewolonego” czułą miłością swego dziecka. W tym więc kontekście należy odczytać słowa mówiące o więzieniu: Bóg pozwala się uwięzić w miłości. W rzeczywistości jednak Trójca Święta przenikająca do głębi ludzkiego ducha, całkowicie przejmuje ludzkie życie, wlewając w nie potęgę miłości Ducha Świętego, który jako więź miłości zespala człowieka z Bogiem.
cdn.
Zostaw komentarz