Praktyka kochania cz. 2.
Miłość wypala lęk / AI

cd.

5. Miłość i ekonomia

            Liczby nie kłamią – jesteś na plusie albo jesteś pod kreską. Wiele dziedzin współczesnego życia zostało przez świat opieczętowanch klauzulą opłacalności. Przez jej pryzmat patrzy się, nie tylko na pracę i przedsięwzięcia, ale coraz częściej na ludzkie życie, zarówno to poczęte, jaki i to chylące się już ku swemu kresowi. Czy stać nas na kolejne dziecko? A jeśli nie: lepiej odebrać mu życie zanim się narodzi. Czy nasze państwo stać na utrzymywanie emerytów? A jeśli nie: lepiej skrócić im życie. Czy nasz fundusz zdrowia stać na podtrzymywanie przy życiu osób terminalnie chorych czy upośledzonych? Może lepiej skrócić im męczarnie? Człowiek na swego bliźniego już dawno zaczął patrzeć w kategoriach biznesowych: ta znajomość może być opłacalna, a z tej przyjaźni nie będę miał żadnych korzyści. Chyba zatoczyliśmy ogromne koło i powróciliśmy do dawnych czasów, gdy drugiego człowieka „kupowało” się za podarki, kozy czy pole.

„Ach żyć miłością — to dawać bez miary,
Bo kto miłuje, w liczbach się nie gubi,
I nic za swoje nie żąda ofiary,
Wiedząc, że miłość rachować nie lubi.
Lekko biec mogę bo wszystko oddałam
Sercu Bożemu, co tryska słodkością
Jeden skarb tylko sobie zatrzymałam
Żyję miłością!”.

            Jakże często można spotkać się z całkowitym niezrozumieniem przypowieści Jezusa o miłosiernym ojcu czy o nielitości`wym dłużniku. Współczesny świat już dawno został pochłonęty przez kalkulowanie wszystkiego, by przekonać się czy będzie się to opłacać.

„Dawać bez miary” z tego, co na zewnątrz (skarbiec dóbr materialnych) i z tego, co wewnątrz (skarbiec dóbr duchowych czy intelektualnych). Dawać bez miary swój czas i siły. Rozdawać wszystko, co otrzymałem od Boga, by On sam uzupelniał ubywające w miłosnym rozdawaniu zapasy. Dla Teresy reguła wydaje się być banalnie prosta: im więcej rozdam, tym więcej otrzymam. Tereska w tej materii cieszy się wielką wolnością – nie musi kalkulować czy zarobiła na tym interesie, albo czy przynajmniej czy zwróci się jej włożony trud i poświęcony czas. Czy to, co dała, przyniesie jej jakąkolwiek wymierną Korzyść? Ona pozostaje całkowicie wolna od tego rodzaju problemów. Żyje niejako z dobroci Boga, który nieustannie zapełnia „spiżarkę” jej zapasów, by miała czym dysponować w miłosnym rozdawnictwie.

6. Ogień miłości

            Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci kamień, ponieważ nie ma człowieka bezgrzesznego. Wszyscy zgrzeszyli i pozbawieni są chwały Bożej, a dostępują usprawiedliwienia darmo – z Jego (Chrystusa) łaski. Wspólczesny katolik tak często zapomina o tych słowach i z niepokojem spogląda na historie swego życia, choć przecież wiele razy doświadczał Bożego miłosierdzia w sakramencie pokuty i pojednania. A przecież już kilka razy przy ważniejszych pkazjach przeżył spowiedź generalną z całego życia czy też z jakiegoś krótszego lub dłuższego okresu, chcąc w ten sposób zamknąć za sobą drzwi – zamknąć pewien etap w życiu, by już do niego więcej nie wracać i wszystko zacząć na nowo. A jednak… Grzeszna przeszłość wraca – wraca z coraz bardziej narastającym niepokojem, który rozwija się proporcjonalnie do przemijania czasu i liczby lat życia na koncie reprezentowanym przez PESEL.

„Życie miłości precz wyrzuca trwogę,
Wszelkie wspomnienie występnej przeszłości
I dawnych grzechów lękać się nie mogę,
Bo je wyniszczył już ogień miłości.
W Twoich płomieniach z rozkoszą się gubię,
O święty ogniu — Tyś moją radością,
W Tobie jedynie cieszę się i chlubię,
Żyję miłością!”.

            Jaki ogień? O jakim wyniszczeniu mówi Święta? Dla wielu jej słowa będą z pewnością odczytane jako jedno z wielu doświadczeń mistycznych właściwych tylko wielkim świętym. Nic bardziej mylnego. Chyba, że przyjmiemy, że kochać umieją jedynie mistycy. Cała tajemnica bowiem leży w miłości przyjętej od Boga w przebaczeniu, które człowiek otrzymuje i odwzajemnieniu, które człowiek nieporadnie ofiarowuje swemu Stwórcy. Spójrzmy na historię pewnej śmierci, a w zasadzie, na wydarzenia, które miały miejsce już po zgonie głównego bohatera: „Te słowa piszę ja, Paweł. Nie jestem nikim nadzwyczajnym, kogo świat by pamiętał. Ani tym bardziej jakąś znaczącą postacią, by ją wspominać w obchodach liturgicznych. Żyłem, jak większość ludzi. przytłoczony sprawami dnia codziennego. Zawsze jednak w moim życiu istniało to głębokie przekonanie, że wszystko jest w ręku Boga. W takim też duchu  nieustannie kształtowałem członków mojej rodziny. To zaś przekonanie przekładało się na model życia: «Nie zrobię niczego, z czego Jezus nie byłby zadowolony. Nie podejmę żadnego działania, które nie przyniosłoby Mu chwały» (Jan od Krzyża, Stopnie doskonałości). Motywem wszelkiego mego czynu była zawsze miłość do Chrystusa i człowieka.

Droga do nieba jest biegiem, podczas którego na nic nie zwraca się uwagi. Wyobraź sobie, że zostało ci pół godziny na dojście do miejsca, w którym ma się dokonać najważniejsze wydarzenie w twoim życiu. Co robisz? Jedni w ogóle nie podejmą wysiłku drogi. Inni, wprawdzie ruszą w drogę, lecz szybko się zniechęcą. Z pewnością jednak będą i tacy, którzy pobiegną. Ich bieg będzie wyścigiem z całym światem, który kroczy po innych drogach, ku innym celom. Ten bieg z pewnością u wielu osób wzbudzi niechęć, może nawet agresywne zachowania. To wszystko nic. Człowiek wpatrzony w swój najważnieszy cel w życiu, biegnie nie oglądając się na błahostki. A jeśli tym celem jest niebo? Ten bieg jest dla wielu jeszcze bardziej dynamiczny. Gra bowiem toczy się o wszystko – o całe życie. I cóż, że będą szydzić, potrącać i zastawiać drogę, że pukając się w czoło będą wołać za tobą: «Ty, wariat, dokąd tak pędzisz!?». To nic. Nie ustawaj, bez wytchnienia biegnij ku wyznaczonej mecie.

Umarłem. Przyczyna zejścia z tamtego świata już nie ma najmniejszego znaczenia. Najważniejsze jest przejście. Kiedyś mi się wydawało, że to doświadczenie jest pełne dramatyzmu. Oczywiście ono ma swój ból zwany konaniem czy agonią, który dla jednych jest zaledwie mgnieniem oka, zaś dla innych rozciąga się w czasie, który jakby nie mógł dojść do swego kresu. Jednak sam moment przejścia wydawał mi się źródłem największego niepokoju. Widziałem go jako drogę w nieznane (zaświaty), długi tunel, którym się wciąż idzie i idzie w stronę światła. Z oddali widać pozostawione ciało, jakieś osoby usiłujące coś z nim zrobić, by na powrót poderwać je do życia. I cały czas towarzyszący lęk owej ciemności nieznane go. Teraz, kiedy patrzę z innej perspektywy, wiem, że ciemność śmierci jest zaledwie długości progu, który dzieli korytarz od pokoju. Tak bowiem wygląda śmierć. To przejście pomiędzy tym a tamtym. Przestrzeń pomiędzy ziemią a światłością jest rozgraniczona momentem ciemnym, który swą długością nie jest większy od kroku. To próg, który każdy musi przekroczyć. Dla tych, którzy dostępują zbawienia, po drugiej stronie jest światłość.

Zanim doświadczyłem tej światłości, w oka mgnieniu odbył się sąd. Sąd, który był w tzeczywistości autoweryfikacją – tym spojrzeniem w świetle Światłości, w której nie ma żadnej ciemności. Patrzyłem na siebie w Prawdzie. Wszechogarniająca Światłość przenikała we mnie i w całą historię mego życia, nie pomijając żadnego szczegółu. Jak w zwierciadle widziałem siebie samego wraz ze wszystkimi momentami mej historii. Światłość patrzyła jednocześnie przemawiając do mnie z wielką czułością Ojca (podobno, gdy Światłość nic nie mówi – jest bardzo źle). I oto zobaczyłem, jak niektóre zdarzenia z historii mego życia płoną i znikają strawione ogniem miłości Boga. Zanim zdołałem opanować zdumienie pomieszane z jakimś wzruszeniem tak wielkiej Miłości miłosiernej, Światłość zaczęła wlewać się do mego wnętrza, a duch w swej wolności wewnętrznej, przyjmował wlewający się strumień światła i miłości. Zrozumiałem, że Światłość ogarnia mnie swym blaskiem i zaprasza do wejścia w progi raju – domu Ojca. Jestem zanurzony w Światłości. Jestem w niebie.

Będąc jeszcze tam – w świecie – nigdy nie czułem się świętym. Zawsze miałem poczucie własnej małości i niegodności. Toteż regularnie (co 2 tygodnie) korzystałem z sakramentu pokuty, zdając sobie sprawę, że czuwanie jest stałą gotowością na przejście. Wiedziałem z niewzruszoną pewnością, że śmierć nadejdzie jutro. Jeśli nie nadeszła dziś, to nadejdzie jutro. I tak trwałem w oczekiwaniu na śmierć, zawsze w gotowości do przejścia w chwili, której nie znałem. Wcale to jednak nie utrudniało mi życia. Człowiek bowiem gotowy, żyje pełnią dostępnego mu życia w każdej chwili i czeka na ostateczne spotkanie, które przecież jest zapowiadaną miłością. Za tym właśnie wielu tęskniło. Spowiadałem się z całą szczerością i zaufaniem w Boże miłosierdzie. I z równą gorliwością sprawowałem zadawane mi pokuty, starając się zawsze naprawić zło, które wyrządziłem komukolwiek. Dlatego teraz mogę powiedzieć: «Spowiadajcie się, nie tylko od wielkiego święta, ale w stałej gotowości na przejście stawajcie przed Panem niebios»” (J. Szyran, W niebie. Opowiadania nie z tej ziemi).

            Miłość Boża jest zdolna wszystko spalić – wszystko obrócić w nicość. Bóg pragnie całkowicie wyzwolić człowieka. Jeśli zatem również człowiek pragnie swego wyzwolenia – miłość Boga wypala w zyciu człowieka wielką dziurę (pozostałość po wypaleniu rzeczy zbędnych), a następnie Bóg zapełnia ją sobą. Od tego momentu człowiek już nie jest dawną osobą, choć w zewnętrznym przejawie pozostaje niezmieniony. Przemianie ulega jego wnętrze. Jednakże myliłby się, kto sądziłby, że taka przemiana całkowicie alienuje osobę ludzką – wręcz przeciwnie – jeszcze bardziej ją otwiera na sprawy drugich, a szczególnie tych, którzy  źle się mają. Człowiek poruszony i przemieniony Bożą miłością, wchodzi na drogę procesu Chrystoformizacji – staje się coraz bardziej upodobniony do Jezusa. Śmierć w obliczu takiej przemiany przestaje być czymś strasznym, lecz – podobnie jak dla Teresy – staje się tylko przejściem przez ogień, w którym znikają wszelkie ludzkie ułomności.

cdn.

Zostaw komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Kwiecień 4 (827) 2025

Spis treści

Temat numeru
Zmartwychwstanie Pana Jezusa według mistyczek
Jak ks. Dolindo o grzechu uczył (cz. II)              

Rycerstwo Niepokalanej
Środki, którymi dysponuje Rycerstwo Niepokalanej    

Biografia Niepokalanej
Narodziny Najświętszej Maryi Panny

Świadectwo
Mój dziadek był masonem (…)        
Od „Kulawca” do „Cool AA-owca” (…)

Historia
1000-lecie koronacji Bolesława Chrobrego    

Publicystyka
Prawna wojna z mową (nienawiści)

Felieton
Krzyż i teleskop 
Wybór zawsze jest nasz    

Życie, małżeństwo i rodzina
Sumienie i jego deformacja (…)       
Przebaczenie i pojednanie w małżeństwie      

Z życia Kościoła
Wiadomości z Polski i ze świata      

Z życia Niepokalanowa
Z życia Niepokalanowa    

Nauczanie Kościoła świętego
Komentarz do Ewangelii na kwiecień           
Kościół o Niepokalanej    
Ojciec Maksymilian o Niepokalanej
Kompendium Katechizmu Kościoła
Refleksja duchowa        
Odpowiedzi na pytania teologiczne

Podziękowania
Listy od Czytelników            

Styczeń 1 (824) 2025

Maj 5 (828) 2025

Spis treści

Temat numeru
Maj miesiącem Niepokalanej
Maryja pomaga nam zrozumieć Kościół
Wiara fundamentem państwa polskiego
Pięć zniewag Niepokalanego Serca Maryi         

Historia
Droga do koronacji Maryi na Królową Polski

Biografia Niepokalanej
Maryja w świątyni jerozolimskiej

Świadectwo
Tajemnica Tajemnic Jana Budziaszka  

Publicystyka
Prawny obowiązek „miłości Ojczyzny”

Felieton
Czy wyjdzie iskra?
Polski maj   

Życie, małżeństwo i rodzina
Rodzina czy samotność? Kryzys demograficzny w Polsce
Różaniec siłą rodziny

Z życia Kościoła
Wiadomości z Polski i ze świata      

Z życia Niepokalanowa
Z życia Niepokalanowa    

Nauczanie Kościoła świętego
Komentarz do Ewangelii na maj      
Kościół o Niepokalanej Pius XII / Prymas Stefan Wyszyński Ojciec Maksymilian o Niepokalanej
Święty na maj
Kompendium Katechizmu Kościoła
Refleksja duchowa        
Odpowiedzi na pytania teologiczne

Podziękowania
Listy od Czytelników            

Styczeń 1 (824) 2025