W dziedzinie moralności krąży wiele różnych mitów.
Jednym z nich jest błędne przekonanie, że aby postępować właściwie, wystarczy empatia, bez konieczności odwołania się do zewnętrznych norm, określających, co jest dobre, a co złe.
Tymczasem badania psychologiczne dowodzą, że osoby kierujące się wyłącznie empatią często podejmują niesprawiedliwe i nieracjonalne decyzje. Zauważają to nawet ateiści, z reguły promujący posługiwanie się empatią jako podstawą moralności. Sporo badań naukowych w tym zakresie opisał np. Paul Bloom w książce pt. Przeciw empatii. Argumenty za racjonalnym współczuciem. Oznacza to, że do etycznego postępowania potrzebujemy czegoś więcej – obiektywnego systemu wartości, niezależnego od naszych chwilowych odczuć.
Sumienie w kulturze i psychologii
W kulturze chrześcijańskiej i postchrześcijańskiej, w której żyjemy, zasady etyczne, oparte na dziesięciu przykazaniach oraz przykazaniu miłości bliźniego, są obecne na każdym kroku – w literaturze, sztuce,
w codziennych relacjach międzyludzkich.
Co więcej, filozofia mówi o prawie naturalnym. Jest to zbiór uniwersalnych zasad etycznych, obowiązujący wszystkich ludzi w każdej kulturze, niezależnie od miejsca i czasu. Zasadą obecną w prawie naturalnym jest np. zakaz morderstwa.
Na kształt sumienia wpływa nasze otoczenie. Nie jest to jedyny czynnik formujący sumienie, ale istotny. Otoczenie wpaja podstawowe wartości, takie jak uczciwość, szacunek dla drugiego człowieka czy sprawiedliwość. W rozwoju moralnym stopniowo zaczynamy uznawać pewne wartości za naczelne zasady, według których oceniamy siebie i innych. Rozwój ten może zostać jednak wypaczony.
Mechanizm samousprawiedliwiania
Nawet jeśli przyswoiliśmy pewien system wartości, może się zdarzyć, że postępujemy
niezgodnie z nim. Wtedy pojawia się usprawiedliwienie. Jest to próba wyjaśnienia
sobie, dlaczego w tym konkretnym przypadku
zasady moralne mnie nie obowiązują.
W ten sposób człowiek tworzy sobie iluzję, że jego postępowanie jest słuszne, a nawet usprawiedliwione moralnie, mimo że w rzeczywistości przeczy wyznawanym wartościom. Jest to mechanizm niezwykle skuteczny – działa na poziomie zarówno psychologicznym, jak i społecznym, ponieważ pozwala unikać wewnętrznego poczucia winy, a jednocześnie zapewnia komfort funkcjonowania w grupie.
Samousprawiedliwienie a demoralizacja
Demoralizacja – czyli odrzucenie ogólnie przyjętych norm, jest konsekwencją coraz bardziej rozbudowanego systemu samousprawiedliwień. Im więcej usprawiedliwień w życiu człowieka oraz im większy stopień ich ogólności, tym większy stopień jego
demoralizacji.
Przykładem usprawiedliwienia konkretnego, mającego zastosowanie w ograniczonej liczbie sytuacji, jest np. stwierdzenie: „Niezwracanie wydanych przypadkiem przez kasjera pięciu groszy nie jest kradzieżą, bo to nieważna kwota”. Z kolei usprawiedliwieniem ogólnym (świadczącym o wyższym stopniu demoralizacji) jest np.: „Zasady zasadami, a życie życiem”.
Demoralizacja to proces stopniowy, zaczyna się od drobnych usprawiedliwień, np. „To tylko małe kłamstwo, nikomu nie szkodzi”. Z czasem mechanizm ten zaczyna obejmować coraz poważniejsze wykroczenia. Stopniowo usprawiedliwienia przestają dotyczyć pojedynczych sytuacji, a stają się uniwersalnym schematem myślenia. To, co człowiek kiedyś uważał za złe, teraz wydaje mu się dopuszczalne. W skrajnych przypadkach prowadzi to do kompletnego zaniku wrażliwości moralnej.
Najbardziej niebezpieczne w tym procesie jest to, że człowiek nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo się zmienia. Dzieje się to powoli, krok po kroku. Każde kolejne usprawiedliwienie przesuwa granice, aż w końcu to, co kiedyś było dla niego nie do pomyślenia, staje się normą.
Społeczny dowód słuszności – szukamy potwierdzenia w grupie
Mechanizm samousprawiedliwiania rzad-
ko działa w całkowitej izolacji. Ludzie mają naturalną potrzebę bycia akceptowanymi przez otoczenie, dlatego dążą do tego, by ich postępowanie było społecznie uzasadnione. Stąd wynika potrzeba społecznego dowodu słuszności – potwierdzenia, że inni postępują tak samo albo że ich wybory spotykają się
z aprobatą otoczenia.
Na przykład, gdy ktoś żyje w konkubinacie i uznaje, że to normalne, ale nagle zobaczy billboard z hasłem: „Konkubinat to grzech”, może poczuć się niekomfortowo. Aby zagłuszyć to uczucie, może poszukać potwierdzenia wśród znajomych: „Przecież wszyscy tak robią!”, „To staroświeckie myślenie!”, „Kościół powinien dostosować się
do współczesności!”.
Im więcej osób przyzna mu rację, tym łatwiej zagłuszy swoje sumienie. Mechanizm ten jest szczególnie widoczny w mediach społecznościowych, gdzie ludzie tworzą tzw. bańki informacyjne – otaczają się osobami, które myślą tak samo, przez co utwierdzają się w przekonaniu, że ich wybory są słuszne.
W skrajnych przypadkach ludzie wręcz atakują tych, którzy przypominają im o normach moralnych.
Mechanizm społecznego dowodu słuszności jest bardzo silny. Jeśli uda się zbudować grupową narrację, usprawiedliwiającą dane zachowanie, człowiek może wtedy błędnie uznać, że pojawiające się sporadyczne wyrzuty sumienia są wynikiem przebytej w dzieciństwie indoktrynacji, a nie rezultatem naruszenia obiektywnie istniejących wartości.
Warto też zwrócić uwagę na jeszcze jeden mechanizm obronny. Aby zagłuszyć niepokój, człowiek potrzebuje poprawić swój wizerunek we własnych oczach. „Czasem mi się coś nie uda, ale przecież jestem dobrą na wskroś osobą!” Może tego dokonać przez wykazywanie się heroiczną cnotą w innych obszarach rzeczywistości. Stąd, na przykład, częste angażowanie się kobiet, które dokonały aborcji, w działania na rzecz obrony praw zwierząt.
Jak się przed tym bronić
Jedynym sposobem, by nie ulec mechanizmowi samousprawiedliwiania, jest stałe badanie swojego sumienia i konfrontowanie go z obiektywnymi zasadami moralnymi. Jako katolicy posiadamy wyjątkowe narzędzie – rachunek sumienia. Pozwala on skonfrontować nasze czyny i myśli z obiektywnym kryterium zewnętrznym, by zobaczyć, co jest,
a co nie jest grzechem, złem.
Ważne jest też otaczanie się ludźmi, którzy mają silne moralnie kręgosłupy – takimi, którzy nie będą „przyklaskiwać” naszemu złemu postępowaniu, ale pomogą nam dostrzec prawdę.
Warto także pamiętać, że usprawiedliwienia nie likwidują poczucia winy, a jedynie je zagłuszają. Jeśli więc czujemy potrzebę nieustannego tłumaczenia sobie i innym, dlaczego dane zasady „nie mają w naszym przypadku zastosowania” – być może to znak,
że nasze sumienie nie jest jeszcze całkowicie zepsute, ale próbuje się do nas przebić. I warto go posłuchać. ■
Zostaw komentarz