Jeden z najbardziej niesamowitych poematów Jana od Krzyża. „Żyję nie żyjąc w sobie” (Vivo sin vivir en m). Najbardziej niesamowitych, gdyż zupełnie nie przystających do człowieka. Jak bowiem był on trudny do ogarnięcia rozumem w czasach Jana, tak pozostaje – a może jest jeszcze bardziej odległy – od mentalności współczesnego człowieka.
1. Tęsknota
„Kto chciałby dostać się do raju?” – na tak postawione pytanie w pewnej grupie religijnej, pozytywnej odpowiedzi udzielili wszyscy. „Kto chciałby dostać się do raju dziś?” – na to pytanie nie było odpowiedzi. Chętni do raju niewątpliwie byli – ale jeszcze nie teraz, nie dziś. To zestawienie dwóch pytań i udzielone na nie odpowiedzi, otwiera przed nami dyskusję o wartości Jezusa Chrystusa: jaką wartością jest dla człowieka Jezus Chrystus. Jakie miejsce w całości życia zajmuje w egzystencji pospolitego człowieka Jezus Chrystus. Człowiek wierzący chce być zbawiony, ale jeszcze nie teraz. Co go tak mocno trzyma w tym świecie, że nie pragnie Jezusa już dziś. Nie pragnie zobaczyć Go już dziś, by w Nim zaznać pełni szczęścia, którego nigdy nie osiągnie na ziemi.
1.1. Niepewność obiektywna
Człowiek często wierzy na wszelki wypadek: gdyby się okazało, że przesłanie wiary jest prawdą. Pewien rodzaj postawy asekuranckiej. Wiara, która została poprzedzona ogromną ilością świadków, którzy żyli przed nami w zamierzchłych czasach, daje pewne domniemanie, że wszystko to może być prawdą: coś jest na rzeczy – tyle osób nie mogło pobłądzić. Jednakże człowiek wciąż czuje się niepewnie na gruncie swojej wiary, szczególnie, gdy raz po raz zderza się z laickimi poglądami świata. Nie chcąc jednak stracić tak pięknie przez wiarę rysowanej przed nim perspektywy życia wiecznego, wierzy – na wszelki wypadek – do tej wiary usiłując dostosować swoje życie moralne.
1.2. Niepewność subiektywna
Człowiek wierzy w obiektywną możliwość zbawienia. Ma jednak świadomość własnej grzeszności i niegodności, by tam się dostać. Dlatego też bynajmniej nie tęskni za tym spotkaniem w przekonaniu, że może usłyszeć, że nie nadaje się do królestwa niebieskiego. Jednocześnie, nie usiłuje podjąć jakiejkolwiek przemiany swego życia: żyje w sposób minimalistyczny, ograniczając wszystko do minimum, często podyktowanego własnym wygodnictwem, tradycją, w której wzrastał czy też ogólną opinią, że „jakoś to będzie”.
1.3. Umierać z tęsknoty
Wiemy czym jest tęsknota. Każdy w swoim życiu przynajmniej raz za kimś tęsknił. A gdy pewnego dnia dowiedział się, że za jakiś czas osoba długo nie widziana ma się pojawić – tęsknota wzrasta i z każdym dniem rośnie. Jednocześnie rozpoczynają się przygotowania na to wyczekiwane spotkanie. Nie trzeba wielkiej wiedzy, by rozumieć, że motorem tęsknoty i wszelkich przygotowań na takie spotkania jest miłość do osoby za którą człowiek tęskni.
Analogiczne przesłanki kierują człowiekiem głębokiej wiary, który na pewnym etapie swego życia w sposób bardzo głęboki uświadomił sobie, że uwierzył w Jezusa Chrystusa. Wraz z tą wiarą w osobę, uwierzył także samej osobie – Jego słowu, które obiecuje: idę przygotować wam miejsce, gdyż w domu mego Ojca wiele jest mieszkań. One czekają na tych, którzy uwierzą Jezusowi. Tak pojęta wiara otwiera człowieka na chrześcijańską nadzieję, której przedmiotem jest uszczęśliwiająca wizja Jezusa Chrystusa w królestwie Bożym. Te dwa bieguny, z których wiara mówi o obietnicy, a nadzieja każe czekać na jej spełnienie, tworzą między sobą swego rodzaju napięcie – miłość, która niczym nieustannie przeskakująca iskra elektryczna łączy słowa wiary i wyczekiwanego spełnienia nadziei. W tym właśnie tkwi tajemnica tęsknoty, której przedmiotem jest sam Jezus. Tęsknię za spotkaniem z Jezusem.
„Żyję, nie żyjąc w sobie,
Nadziei skrzydła rozwieram,
Umieram, bo nie umieram!”.
Słowa powtarzającego się w utworze refrenu uświadamiają, jak wielką tęsknotę, musiał przeżywać Autor tych słów: umierał z tęsknoty. To nieustanne rozdwojenie wewnętrzne, które zapala człowieka do wzlotu, ale życie biologiczne trzyma go przy ziemi. Dlatego potrzeba śmierci, by przejść z tego świata do Jezusa.
2. Wewnętrzne rozdarcie
Trudno nam dziś zrozumieć to wewnętrzne rozdarcie. Człowiek – nawet mocno kochający Jezusa – nie zawsze czuje nieodparte pragnienie opuszczenia już tego świata, szczególnie, gdy jest w pełni sił witalnych, nieźle mu się powodzi i ma wokół siebie grono kochanych osób.
„Ja już nie żyję w sobie,
Bez Boga żyć nie mogę!
Bez Niego i bez siebie
Jakąż odnajdę drogę?
Miast życia – tysiąc śmierci!
W głębie życia się wdzieram,
Umieram, bo nie umieram!”.
Dusza człowieka rwie się ku swemu jedynemu przeznaczeniu – ku swej prawdziwej Ojczyźnie: nasza Ojczyzna jest w niebie. Stąd Jan mówi o życiu, które – choć zewnętrznie rozgrywa się w tym ciele, lecz wewnętrznie wybiega poza ten świat. Tęsknota za Bogiem nie pozwala mu na niczym się oprzeć: nic już nie daje szczęścia, poczucia piękna ani dobra. Tylko Bóg jest w stanie zaspokoić jego całą tęsknotę. Ten wewnętrzny rozdźwięk nie pozwala żyć życiem prawdziwie człowieczym i Jan jest gotowy przejść tysiąc śmierci – tysiąc razy doświadczyć agonii, konania, niepewności śmierci z całą brutalnością odchodzenia z tego świata. Nawet, gdyby było to związane z cierpieniem – byle na końcu spotkać Jezusa. Tylko jedna droga, z której już nie będzie powrotu jest w stanie dać mu to szczęście. Żadna inna droga tego świata nie jest w stanie już dać mu niczego – żadnego spełnienia. Dlatego znów woła: „Umieram, bo nie umieram”.
Między Autorem niniejszego poematu a przeciętnym chrześcijaninem zachodzi zasadnicza różnica w podejściu do umierania. Człowiek w obliczu zbliżającej się śmierci – w pewnym momencie przyjmuje ją (zgadza się) na fakt, który wkrótce go dotknie w sposób nieodwołalny i nic na to nie można poradzić. Zgadza się więc często z jakąś wewnętrzną trudnością, z pewnym żalem, obawą i niepewnością, co będzie dalej. Tymczasem Jan nie tylko czeka na śmierć – on jej pragnie już teraz, gdyż z całą pewnością wie, że spełnią się wszystkie eschatologiczne nadzieje i obietnice złożone przez Jezusa. Dla Jana będzie to moment największego szczęścia, które nie znajduje w tym świecie nawet dalekiej analogii. Dla Jana warunkiem osiągnięcia pełnego szczęścia wiąże się z dwoma elementami: bez Boga i bez siebie nie może osiągnąć szczęścia. Człowiek w zjednoczeniu z Bogiem osiąga szczęście, a zatem potrzebuje Boga, ale również musi być „właścicielem” samego siebie. Musi siebie posiadać – być wolnym, by zjednoczyć się z Bogiem – zanurzyć się w Niego. Aby osiągnąć ten cel musi pozostać niczym nie związany ani nie skrępowany – odciąć wszystkie więzy łączące
Zostaw komentarz