Byłem niedawno w Pakistanie, gdzie miałem okazję odwiedzić kilka katolickich kościołów. Chrześcijanie w tym muzułmańskim kraju stanowią zaledwie 2% społeczeństwa, katolicy zaś jeszcze mniej, bo około pół procenta.
Większość świątyń przypomina warowne twierdze, otoczone wysokim murem, a niektóre mury mają jeszcze drut kolczasty.
Masywne, żelazne bramy, wiodące na teren kościelny, otwierane są dopiero po bardzo dokładnym sprawdzeniu tożsamości wchodzących. Wejścia pilnują członkowie samoobrony chrześcijańskiej, którzy są odpowiedzialni za bezpieczeństwo na całym terytorium. Przy drzwiach do świątyń stoją też zazwyczaj bramki z wykrywaczami metalu, które sprawdzają, czy wchodzący nie wnoszą ze sobą do środka materiałów wybuchowych. Mimo to wierni przychodzą na Msze święte.
W Pakistanie, jeśli ktoś jest katolikiem, to jest nim naprawdę.
W 11-milionowym Lahore, mieście położonym we wschodnim Pakistanie, spotkałem się z tamtejszym arcybiskupem, Sebastianem Francisem Shawem. Arcybiskup zakończył na etapie diecezjalnym proces beatyfikacyjny pierwszego katolika pochodzącego z Pakistanu – Akasha Bashira. Był on 20-letnim młodzieńcem, należącym do ochrony kościoła św. Jana w Jahanabadzie.
15 marca 2015 roku zablokował wejście do świątyni zamachowcowi-samobójcy, który miał owinięty wokół ciała tzw. pas szahida, zawierający potężny ładunek wybuchowy. W tym czasie w środku na Eucharystii przebywało około tysiąca osób. Gdy Akash dostrzegł podejrzanego mężczyznę, zastąpił mu drogę. Islamista kazał mu odejść, jednak on odpowiedział: „Umrę, ale cię nie wpuszczę”, po czym rzucił się na terrorystę i przycisnął go ciałem do ziemi. W tym momencie dżihadysta zdetonował ładunek. Bashir został rozerwany na strzępy, ale uratował ludzi, którzy przebywali w kościele.
Rozmawiałem też z księdzem pełniącym funkcję promotora sprawiedliwości w procesie beatyfikacyjnym. Od niego dowiedziałem się, że gdy Akash Bashira usłyszał o samobójczym zamachu bombowym, do którego doszło w kościele w Peszawarze, postanowił zgłosić się na ochotnika, żeby pilnować swojej parafii i zapobiec podobnej masakrze. Długo nie chciano się zgodzić, gdyż był za młody. On jednak przez trzy miesiące nale-
gał i w końcu dopiął swego. Tamtego dnia, 15 marca, okazał się właściwym człowiekiem na właściwym miejscu.
Opuszczając teren kościelny przy katedrze Najświętszego Serca Pana Jezusa w Lahore, przyglądałem się młodym ochotnikom, którzy pełnili straż przy bramie, pilnując wejścia. Dziesięć lat temu tak samo jak oni stał Akash Bashir. Patrzyłem na ich twarze
i zastanawiałem się, czy wkrótce może usłyszę o jednym z nich…

Zostaw komentarz