Camino Levante dzień 9

Camino Levante dzień 9

Camino Levante dzień 9

Albacete – La Gineta (20,1 km) 31k

Poranek zaczął się rześko, jak na hiszpańskie warunki – powietrze pachniało świeżością, a ulice Albacete, ku mojemu zdziwieniu, już tętniły życiem. Hiszpanie potrafią długo ucztować nocą, a jednak dziś wielu było w ruchu o wczesnej godzinie – może to właśnie duch La Manchy, krainy wiatru, pól i uporu. Mijając katedrę ruszyłem w stronę Jardinillos i Recinto Ferial, a potem wzdłuż kolejnych ulic, aż znaki znów zaczęły prowadzić mnie poza miasto. Za plecami gwar, a przede mną otwarte przestrzenie, ciągnące się bez końca pola zebranych już zbóż i resztki jeszcze nie zebranej kukurydzy. Poranne światło kładło się złotymi smugami na suchych łodygach.

Po drodze minęło mnie kilka samochodów – kierowcy z uśmiechem unosili rękę w pozdrowieniu. Wydawało mi się, jakby każdy z nich wiedział, dokąd zmierzam. Mały gest, a dodał tyle otuchy. Kolejny kilometr przybliżał mnie bardziej do św. Jakuba. La Gineta przywitała mnie skromnie, ale z historią wartą uwagi. Niegdyś miasto należało do Zakonu św. Jakuba, a wędrowców gościł tu szpital pielgrzymi. Dziś wciąż można poczuć echo tamtej gościnności – moje albergue znalazło się w szatni obok boiska Guardia Civil. Nie luksus, lecz dach nad głową i miejsce do odpoczynku po 20 kilometrach – to wystarczy. Na klucz trzeba było chwilę odczekać, ale na szczęście rano nie trzeba go oddawać, więc można wyruszyć w spokoju.

Spacer przez miasteczko zaprowadził mnie pod gotycki kościół św. Marcina z renesansowymi dodatkami z XVI wieku. Piękno proste, bez przepychu, lecz trwałe – tak jak droga pielgrzyma. Kolejny dzień zostaje zapisany w pamięci. Kolejny krok przybliża mnie do celu. A może, jak ktoś powiedział, to nie cel jest najważniejszy, lecz sama droga – pełna wiatrów, spotkań i małych cudów.