Camino Levante dzień 1
Relacje z pielgrzymki do Santiago de Compostela
Świetlisty księżyc spoza chmur wyglądał gdy z Niepokalanowa wraz z o. Krzysztofem ruszyliśmy na lotnisko. Tuż przed świtem wsiadłem do samolotu by niczym Don Kichot wyruszyć na swoją przygodę na Camino Levante które swój początek ma w Walencji. W tym roku przynajmniej przez jakiś czas towarzyszył mi będzie Don Kichot bo droga będzie wiodła jego krainą.
Walencja przywitała mnie słońcem (22 stopnie godz. 10.00 i 35 stopni godz. 15.00), zapachem pomarańczy i muzyką ulicznych rozmów. Spacerując jej ulicami, miałem wrażenie, że każdy kamień opowiada historię – a ja, wędrowiec, mogę tylko słuchać.
Katedra w Walencji – gdzie przechowywany jest Święty Graal. Poszukiwany przez wielu. I tu w kaplicy czuć to duchowe napięcie. Miasto Sztuki i Nauki – jakby przyszłość i średniowiecze podały sobie ręce. Don Kichot pewnie myślałby, że to kolejne wiatraki, z którymi warto walczyć. A tu wszystko jakby się przenikało i współgrało że sobą.
Stare Miasto – wąskie uliczki, w których łatwo się zgubić… ale może właśnie o to chodzi, żeby najpierw się zgubić, by odnaleźć coś większego? Wieczór kończę eucharystią w kościele pod wezwaniem św. Tomasza i Filipa Nerei w parafii gdzie na katechezę parafialna uczestniczy 697 dzieciaków w wieku od 5 do 12 lat prowadzona przez 96 katechistów, wdzięczny za lot i że mogę zacząć kolejne Camino, za słońce, za początek tej drogi. Bo Camino Levante zaczyna się nie tylko na szlaku, ale już w sercu, kiedy człowiek powie: Idę. I załączam pozdrowienia dla czytelników naszego „Rycerza”.