Cuda w życiu Ojca Maksymiliana

Cuda w życiu Ojca Maksymiliana

Matka Boża pokazała mi się, trzymając dwie korony: jedną białą, a drugą czerwoną. Z miłością na mnie patrzała i spytała,
czy chcę te korony” – tak św. Maksymilian relacjonował swojej mamie wyjątkowe wydarzenie spotkania z Matką Bożą w kościele św. Mateusza.

dzwyczajnych wydarzeń w życiu Ojca Maksymiliana było wiele. W niniejszym artykule podamy zaledwie kilka. Są one znakiem obecności Pana Boga i Niepokalanej w życiu naszego Świętego. Wskazują one również na Jego głęboką wiarę w Bożą wszechmoc i dziecięce zaufanie Matce Najświętszej.
Bardzo ważnym wydarzeniem z dzieciństwa Rajmunda Kolbego było spotkanie
z Mat­ką Bożą w kościele św. Mateusza w Pabianicach. Nasz Święty miał wtedy około 10 lat. Historię tę znamy z przekazu pani Marianny, która przekazała ją już po śmierci syna. Pani Kolbe tak opisała to wydarzenie: „Jednego razu coś mi się u niego nie podobało i powiedziałam mu: Mundziu, nie wiem, co z ciebie będzie.
Potem już o tym nie myślałam, ale zauważyłam, że dziecko to zmieniło się do niepoznania. […] W ogóle w całym swym zachowaniu się był on ponad swój wiek dziecinny, zawsze skupiony, poważny, a na modlitwie zapłakany.
Byłam niespokojna, czy czasem nie jest chory, więc pytałam się go: Co się z tobą dzieje? Zaczęłam więc nalegać. Mamusi musisz wszystko opowiedzieć. Drżący ze wzruszenia i ze łzami mówi mi: Jak mama mi powiedziała, «co to z ciebie będzie», to ja prosiłem Matkę Bożą, żeby mi powiedziała, co ze mnie będzie. I potem, gdy byłem w kościele, to znowu Ją prosiłem. Wtedy Matka Boża pokazała mi się, trzymając dwie korony: jedną białą, a drugą czerwoną. Z miłością na mnie patrzała i spytała, czy chcę te korony. Biała znaczy, że wytrwam w czystości, a czerwona, że będę męczennikiem. Odpowiedziałem, że chcę. Wówczas Matka Boża mile na mnie spojrzała i zniknęła”.
Inne ważne, nadzwyczajne wydarzenie w życiu Świętego miało miejsce w 1914 roku, kiedy to doświadczył w Rzymie cudownego uzdrowienia palca za sprawą wody z Lourdes. Tak pisał o tym w liście do mamy: „Nic tak ważnego nie zaszło, chyba to, żem o mało nie utracił (małego, grubego) palca u prawej ręki. Utworzyło mi się tam bowiem coś na kształt wrzodu. Pomimo zabiegów kolegialnego lekarza materia tworzyła się ciągle. W końcu lekarz orzekł, że już kość się psuje; trzeba więc będzie ją wyskrobać. Usłyszawszy o tym, odpowiedziałem, że mam na to lepsze lekarstwo. Dostałem był bowiem od O. Rektora cudowną wodę z Lourdes. Dając mi ją, opowiedział mi O. Rektor historię swego cudownego uzdrowienia. Gdy miał lat 12, zachorował na nogę. Kość w stopie się psuła, wskutek czego nie mógł spać, krzyczał z boleści. W końcu miano mu odjąć stopę. Wieczorem miało się już zebrać konsylium lekarzy; widząc, co się dzieje, matka chwyciła się innego środka: wyrzuciła wszystkie lekarstwa z nogi, wymyła ją mydłem i przyłożyła cudowną wodę z Lourdes. O. Rektor pierwszy raz zasnął; po 15 minutach zbudził się – zdrów. Cud był oczywisty, ale lekarz niedowiarek starał się fakt w inny sposób wytłumaczyć. Ale gdy po kilku dniach ze środka stopy oderwał się i wyszedł kawałek zepsutej kości, lekarz uwierzył, że rzeczywiście kość się psuła i cudem oderwała się, i wyszła, i że całe uzdrowienie było cudowne. Potem nawrócił się
i wystawił swoim kosztem kościół. O. Rektor po przyłożeniu cudownej wody był co prawda zdrów i mógł chodzić, ale nie mógł wdziać buta, bo pozostał wzgórek na nodze. Po wyjściu kości – i wzgórek zniknął.
Otóż nasz lekarz, usłyszawszy, że mam wodę z Lourdes, z radością sam mi ją przyłożył. I cóż się stało? Nazajutrz zamiast operacji i skrobania kości usłyszałem od lekarza szpitalnego, że nie widzi tego potrzeby i po kilku opatrunkach byłem zdrów. Chwała więc Panu Bogu i cześć Niepokalanej!”.

W swoich tekstach Ojciec Kolbe wielokrotnie wspomina o przemianie serc ludzi,
z którymi się spotykał, po ofia­rowaniu im Cudownego Medalika. Oto kilka przykładów:
„Spotkałem także w pociągu innego człowieka, który wyraźnie odrzucał istnienie piekła, lecz przyciśnięty dowodami, które przeplatałem aktami strzelistymi do Niepokalanej, w końcu wobec wszystkich uznał, że piekło istnieje i przyjął «Cudowny Medalik», mówiąc: «to jest pierwszy medalik, który w swym życiu będę nosił»” (1919 rok).

„W chwilach więc wolnych chętnie rozmawiałem z nim o rzeczach tyczących się wiary. Ale ostatecznym dla niego argumentem było: «dla mnie potrzeba jaśniejszych dowodów». […] Gdy zaś silniej przemawiałem, oświadczył wprost: «Księże, ja jestem heretykiem». […] Co tu robić? Poleciłem całą sprawę Niepokalanej przez ręce niedawno w opinii świętości zmarłej, a już głośnej po całym świecie dziewicy, Gemmy Galgani
z Lukki. […] Padłem na kolana i krótko, ale gorąco westchnąłem do Niepokalanej za pośrednictwem Gemmy. […]
Mój «heretyk» już wyszedł z walizką w ręku z pokoju; proszę go więc do siebie. Gdy drzwi się zamknęły, wyjąłem «Cudowny Medalik» i podałem mu go w upominku. Dla grzeczności przyjął. Wtedy zaproponowałem – spowiedź.
– Nie jestem przygotowany. Nie. Absolutnie nie – usłyszałem w odpowiedzi. – Lecz… w tym samym czasie pada na kolana, jakby go do tego jakaś wyższa moc zmusiła. Rozpoczęła się spowiedź.
I rozpłakał się jak dziecko… Niepokalana i bez «jaśniejszych dowodów» zwyciężyła” (RN z 1924 roku).

Intensywna praca dwoma rękami

Ojciec Maksymilian mówił, że po śmierci będzie dla Niepokalanej pracował intensywniej niż teraz. Podkreślał, że będąc na ziemi, musi uważać, aby nie upaść, dlatego pracuje jedną ręką, ale po śmierci będzie pracował już dwoma rękami. I rzeczywiście, jak powiedział, tak uczynił. Okazało się, że Święty z Niepokalanowa jest niezwykle skutecznym patronem i orędownikiem. Wielu ucieka się do Niego
w różnych potrzebach i zostaje wysłuchanych. Obdarowani łaską za wstawiennictwem Ojca Kolbego przysyłają do Niepokalanowa swoje świadectwa. W Archiwum znajdują się ich tysiące. Zajmują one ponad 20 tomów akt i są świadectwem wiary w skuteczność wstawiennictwa Wielkiego Rycerza Niepokalanej.
Jedno ze starszych świadectw otrzymanej łaski za wstawiennictwem Ojca Kolbego pochodzi z 13 grudnia 1945 roku i zostało napisane w Kostowcu przez s. Teresę Helman:
„Około 15, XI, r.b. zachorowała u nas nagle Zofia Wojciechowska, matka dwójki małych dzieci: chłopczyk 1,5 roku i córeczka, która miała 3 tygodnie. Gorączka 40 z kreskami; od razu straciła przytomność; wymioty przez cały dzień. Lekarz orzekł: zapalenie otrzewnej, stan b. ciężki. Gdym się o tem dowiedziała, bardzo się zmartwiłam, myśląc
o jej dzieciach. Modliłam się więc do Matuchny Niepokalanej, aby się ulitowała i przez zasługi Ojca Maksymiliana uzdrowiła tę chorą, przez wzgląd na biedne drobne dzieciny.
Po 4 dniach odzyskała przytomność, gorączka spadła, stan się znacznie poprawił.
Teraz już to doktor pozwala po obiedzie wstawać, niebezpieczeństwo operacji minęło.
Za to Matuchnie Niepokalanej i Ojcu Maksymilianowi pokornie dziękuję, a że od początku obiecałam to ogłosić w „Rycerzu”, przeto spełniam tę obietnicę, aby jak najwięcej szerzyła się ufność do Niepokalanej i coraz żywsze uznanie dla cnót i zasług oraz poświęcenia ś.p. Ojca Maksymiliana Kolbego”.
Inne świadectwo pochodzi z maja 1945, a dotyczy cudu nawrócenia z roku 1942:
„W listopadzie 1942 r. leżałem chory w szpitalu obozowym w Dachau na bloku 7 na izbie pierwszej. Obok mnie leżał chory na gruźlicę robotnik śląski Jan Stacha, w wieku około 40 lat. W domu pozostała żona i dziecko. Gruźlica czyniła zastraszające postępy. Twarz chorego pożółkła, gruźlik tracił siły i z każdym dniem zbliżał się coraz bardziej do progu wieczności. O ratowaniu jego zdrowia nie było mowy. […]
Jan Stacha był niewierzącym. Będąc w obliczu śmierci, nie zastanawiał się nad zbliżającą się wiecznością i odpowiedzialnością wobec Najwyższego Sędziego za swe życie. Przeklinał codziennie swój los, narzekał na ludzi i bluźnił Bogu. W stosunku do chorych był nieznośny. […] Wyzywał przy tym na księży katolickich, czyniąc ich winnymi wojny. Żal mi było tej biednej duszy i starałem się różnymi sposobami pozyskać ją dla Boga. Chory trwał jednak w swych przekonaniach […]
Z końcem listopada rozpocząłem nowennę do Niepokalanego Poczęcia N.M. Panny o nawrócenie zbłąkanej owcy. Co dzień modliłem się do Najświętszego Serca Jezusowego
i Niepokalanej. Ponieważ czułem się niegodny tej łaski, prosiłem śp. O. Maksymiliana Kolbego, zmarłego niedawno w opinii świętości w obozie Oświęcim o orędownictwo u Bożego Serca i Niepokalanej w tej sprawie. […]
Pewnego dnia zaśpiewałem przyciszonym głosem: «Witaj, święta i poczęta…». Pieśń ta dziwnie podziałała na chorego. Zwrócił się do mnie z prośbą, bym ją częściej śpiewał. Oświadczył, że jego matka w dziecięcych jego latach tę pieśń często w domu śpiewała. Korzystając z dobrego usposobienia chorego, codziennie przez pewien czas pouczałem go o Bogu i prawdach wiecznych. Chory słuchał z przejęciem, widać było u niego nagłą zmianę.
Przestał złorzeczyć Bogu, wyzywać księży, kłócić się z sąsiadami. Zaczął poważnie zastanawiać się nad bliską śmiercią i wiecznością. Po kilkudniowym przygotowaniu przystąpił do spowiedzi świętej i pojednał się z Bogiem. […] W Wigilię Bożego Narodzenia, pojednany z Bogiem, spokojnie zasnął w Panu. […]
Za łaskę cudownego nawrócenia chorego robotnika śląskiego składam w tym miejscu gorące podziękowania Najświętszemu Sercu Jezusowemu i Niepokalanej, do której gorąco się modliłem o nawrócenie biednej duszy za przyczyną wielkiego Jej czciciela, O. Maksy­miliana Kolbego, zmarłego heroiczną śmiercią w dniu 14 sierpnia 1941 r. w obozie oświęcimskim”.
Pamiętając, że św. Ojciec Maksymilian, będąc w niebie, pracuje dziś dwoma rękami, nie zapominajmy o modlitwie do tego Wielkiego Czciciela i Rycerza Niepokalanej.

Zostaw komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Styczeń 1 (824) 2025

Spis treści

Temat numeru
     Po co Rycerstwo? Po co „Rycerz”? 
     Pan Bóg mnie ocalił, bym dała świadectwo 
     Komandosi Pana Boga 
     Cuda w życiu Ojca Maksymiliana 
     Rok Jubileuszowy 2025
     Czym jest zawierzenie Niepokalanej i dlaczego warto je              uczynić? 
Felieton
     Franciszek fałszywy i prawdziwy 
     Ojciec Maksymilian i Ksiądz Jerzy 
Życie, małżeństwo i rodzina
     Babcia Zofia i jej 30-osobowa gwardia przyboczna 
     Nie ma takiego kryzysu małżeńskiego, którego nie można         by pokonać 
     Co zrobić, gdy dzieci odchodzą od Boga? 
Z życia Kościoła
     Wiadomości z Polski i ze świata 
     Z życia Niepokalanowa 
Nauczanie Kościoła świętego
    Komentarz do Ewangelii na styczeń 
    Kompendium Katechizmu Kościoła 
    Refleksja duchowa 
    Odpowiedzi na pytania teologiczne 
Podziękowania
    Listy od Czytelników

Styczeń 1 (824) 2025