Podziękowania Najświętszej Maryi Pannie, św. Maksymilianowi i naszym świętym Orędownikom
Pragnę dotrzymać obietnicy i niezwłocznie podziękować Matce Bożej na łamach „Rycerza Niepokalanej” za egzamin na prawo jazdy zdany przez mojego syna. Chwała Panu!
AGNIESZKA
Szczęść Boże!
Niniejsze świadectwo jest podziękowaniem Matce Bożej za uzdrowienie i wszelkie łaski, które od Niej otrzymałam.
Na początku 2022 roku zaczęła mnie bardzo boleć głowa, w związku z tym poszłam do neurologa. Lekarz zlecił mi rezonans głowy. Termin badania przypadł na piątek, 11 lutego (liturgiczne wspomnienie Matki Bożej z Lourdes). Podczas badania okazało się, iż mam ogromnego guza mózgu, że przez niego przechodzi nerw słuchowy, twarzowy, błędny i kilka innych, ważnych dla organizmu nerwów i naczyń. Diagnoza była dla mnie wyrokiem,
z niedowierzaniem przyjęłam słowa pani radiolog. Ogarnął mnie strach i panika, tysiące pytań pojawiło się w mojej głowie – „Co będzie z moimi dziećmi? z moją rodziną?”…
Pamiętam, że po powrocie do domu zadzwoniłam z płaczem do mojej serdecznej koleżanki Ani, która powiedziała, że wybiera się na nocną pielgrzymkę pokutną z Sanktuarium OO. Franciszkanów w Miedniewicach do bazyliki w Niepokalanowie i że będzie modliła się za mnie.
W niedzielę, będąc w kościele, przyklękłam przed obrazem Jezusa Miłosiernego, płakałam i pytałam w myślach: „Jezu, co ja mam robić?”. W pewnym momencie przez witraż w nawie bocznej promienie słoneczne oświeciły napis pod obrazem JEZU, UFAM TOBIE! To odpowiedź na moje pytanie! Pan dał mi znać, że muszę zaufać Mu bezgranicznie. Kolejne wydarzenia potoczyły się bardzo szybko, jakby Matka Boża reżyserowała moje życie.
W poniedziałek poszłam do przychodni, aby zapisać się do neurochirurga, o którym wspominała moja neurolog. Niestety na wizytę do lekarza długo się czeka, ale panie z recepcji obiecały, że postarają się mi pomóc. Następnego dnia otrzymałam telefon z przychodni, że za dwa dni mam wizytę u neurochirurga, ponieważ zwolnił się termin. Podczas wizyty lekarskiej doktor konkretnie przedstawił mi
obraz mojej choroby: guz był już tak duży, iż uciskał rdzeń kręgowy, nerwy i inne struktury mózgu. Przyszłam w ostatniej chwili.Doktor powiedział, że podejmie się operacji i że w ciągu tygodnia przekaże termin przyjęcia do szpitala. Od lekarza wyszłam uspokojona i pełna nadziei.
Przed wizytą lekarską zadzwoniła do mnie Ania i prosiła, żebym po lekarzu do niej przyjechała, bo ma dla mnie figurkę Matki Bożej. Jakież było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że jest to figurka Matki Bożej z Lourdes i że „nie ma” prawego oka (nie zostało odlane). Czy to mógł być przypadek?
Aby wytłumaczyć moje zaskoczenie, muszę cofnąć się do przeszłości. Jako 6-letnia dziewczynka, zachorowałam na nowotwór złośliwy mięśnia poprzecznie prążkowanego prawej gałki ocznej. Aby ratować moje życie, lekarze musieli usunąć mi oko. Przeszłam kilka operacji, chemioterapię i radioterapię. Wspomnienia z tamtych lat są trudne dla mnie, ciągłe pobyty w szpitalu, kłucia, kroplówki, ból, łysa głowa i śmiech dzieci. Brak oka był dla mnie obciążeniem, ale też dał poznać, co znaczy cierpienie i pokora. Pamiętam, że ciocia po powrocie z Francji przywiozła wodę z Lourdes, którą piłam. Już wtedy Matka Boża z Lourdes czuwała nade mną.
Czas do operacji obfitował w wiele łask Bożych. W kościele parafialnym w Sochaczewie odbyła się za mnie Msza święta, po której otrzymałam telefon ze szpitala z wyznaczonym terminem stawienia się na operację. Kolejne dni były już tylko przy Matce Bożej, która co chwilę dawała mi namacalne znaki, że jest przy mnie i prowadzi. Najbliżsi bardzo się martwili, a ja byłam pełna spokoju i sama ich pocieszałam, tłumacząc, że jak już Matka Boża się o mnie troszczy, to musi być dobrze. Czułam przy sobie Opatrzność Bożą. Mój starszy syn, mąż, mama, kuzynki, przyjaciele modlili się za mnie.
21 marca 2022 roku stawiłam się do szpitala na operację. Okazało się jednak, że nie można usunąć guza w całości, bo przechodzi przez niego nerw, którego uszkodzenie może spowodować całkowitą utratę wzroku. Trochę mnie ta informacja podłamała, ale z drugiej strony pomyślałam, że lekarze wiedzą, co robią. Podtrzymała mnie też na duchu moja koleżanka Kasia (osoba bliska Jezusowi), która opowiadała mi przez telefon z wielką radością i jednoczesnym zaskoczeniem, że w sobotę była w Miedniewicach na nabożeństwie uwolnienia i uzdrowienia i podczas tego nabożeństwa ksiądz modlił się i zapowiadał różne uzdrowienia u omadlanych osób, wśród nich tych z guzem mózgu – a ona wtedy mnie oddawała Matce Bożej.
W końcu przyszedł dzień operacji. Operacja trwała około 10 godzin. W czasie jej trwania odbywała się Msza święta w kaplicy szpitalnej za lekarza, który mnie operował. Kiedy mąż zadzwonił (czasy COVID-owe zabraniały odwiedzin), by zapytać o mój stan zdrowia, doktor powiedział, że operacja była ciężka, ale szła książkowo i jakoś lekko mu się operowało.
Wybudzono mnie po trzech dniach, miałam paraliż prawej strony twarzy, nie chodziłam i niewyraźnie mówiłam. Czekała mnie długa rehabilitacja. Po trzech miesiącach stanęłam na nogi. Mój mąż i dzieci bardzo mi w tym pomogli. Jestem pewna, że doświad-czenie to zaowocowało też ich wiarą i zaufaniem Jezusowi. Starszy syn rok temu został ministrantem. Wyznał mi, że „dzięki” mojej chorobie jego wiara mocno się pogłębiła,
co raduje moje serce.
Na koniec chciałam przypomnieć słowa św. Bernarda z Clairvaux: „Idąc za Nią, nie zejdziesz na manowce, wzywając Ją w myśli, nie pobłądzisz. Gdy Ona cię podtrzymuje, nie upadniesz. Gdy się wstawia, nie potrzebujesz się lękać”.
Każde cierpienie oddane Matce Bożej przynosi piękne owoce. Chwała Panu!
TWOJA CÓRKA ANIA ■
Zostaw komentarz