– O roli rodziny w życiu człowieka –
Badanie z 2022 roku pokazało, że dla 93% Polaków rodzina jest bardzo ważna, a dla kolejnych 6% dość ważna.
Nawet w krajach, gdzie izolacja społeczna jest plagą, ludzie zaczynają coraz bardziej doceniać rolę więzi rodzinnych – tęsknota za prawdziwymi, pełnymi miłości więziami rodzinnymi jest cały czas żywa.
Na początku chciałabym przedstawić Babcię Zofię. Ma już niemal 100 lat. Doczekała się około 30 wnuków i prawnuków. Sama urodziła pięcioro dzieci. Męża pochowała jeszcze w ubiegłym stuleciu, ale mówi, że nigdy nie czuje się samotna, bo ma rozrywkową rodzinę, która o nią dba nie tylko w sensie fizycznym, lecz też potrafią dobrze spędzać razem czas.
Zapytana, dlaczego miała tyle dzieci, odpowiedziała, że nawet się nad tym nie zastanawiała. Po wojnie Polska była przetrzebiona, wszyscy mieli mnóstwo dzieci i tylko dlatego Polska się odrodziła. Rodzina z mniej niż trójką dzieci była nazywana małodzietną. Generalnie cała atmosfera wokół dzietności była bardzo pozytywna. Pani Zofia uważa, że to był dobry trend. Owszem, nie dokonywała jakichś skomplikowanych kalkulacji, dotyczących przyszłości, jednak urodzenie tylu dzieci wyszło jej na dobre.
„Gdyby była wtedy inna atmosfera i pozostałabym bezdzietna, pewnie umarłabym już dawno z rozpaczy i samotności, tak jak to się dzieje dziś ze starcami w Szwecji”. Babcia Zofia lubi oglądać filmy dokumentalne.
Bardzo wstrząsnął nią film pt. Szwedzka teoria miłości, a w nim opis ludzi, którzy umierają samotnie: ich rodzina nawet nie pofatyguje się potem odebrać ich skremowanych na koszt państwa prochów. Mówi, że przeraża ją współczesna moda na bycie child free – czyli na bezdzietność z wyboru. Sama uważa się za osobę, która za młodu po prostu bez większego zastanowienia szła za tłumem.
Tym bardziej docenia swoje dzisiejsze szczęście, oglądając prawnuki z radosnymi piskami ganiające za jej kotem. „Dziś młode Zofie, takie jak ja, bez większego zastanowienia podążają za modą na samorealizację i rozwój własny. Jak to się dla nich skończy? Gdy okaże się, że już bardziej nie samozrealizują się i usiądą sobie same w domu z jakąś namiastką relacji z ludźmi w postaci kontaktów internetowych?” – zadaje pytanie.
Czy rodzina jest dla nas ważna?
Garść faktów: badanie z 2022 roku pokazało, że dla 93% Polaków rodzina jest bardzo ważna, a dla kolejnych 6% dość ważna.
Razem stanowi to 99% społeczeństwa. Jest to o tyle ciekawe, że gdy zadano to pytanie Polakom w roku 1993, tylko 90% z nas uważało, że rodzina jest bardzo ważna w naszym życiu, a 2% uznało rodzinę za nieważną.
Pozycjonuje to nas na 29. miejscu z 91 krajów, w których prowadzono badanie. Rodzina jest najmniej ważna dla Litwinów (66% uważa ją za bardzo ważną), Holendrów (76%), Nikaraguańczyków (77%) i Łotyszów (78%).
Z kolei rodzina jest najważniejsza dla Egipcjan (99% uważa ją za bardzo ważną), Banglijczyków, Nigeryjczyków i Filipińczyków (98%).
Generalnie – nawet w krajach, gdzie izolacja społeczna jest plagą (dotyczy to też Szwecji, opisanej w filmie wcześniej przytoczonym, gdzie ludzie zaczynają coraz bardziej doceniać rolę więzi rodzinnych – 86% w roku 1993 do 90% w roku 2022), tęsknota za prawdziwymi, pełnymi miłości więziami rodzinnymi jest cały czas żywa.
Większa rodzina – lepiej dla kobiety
W roku 1993 naukowcy Høyer i Lund opublikowali wyniki niezwykle ciekawych badań, które po trochu odpowiadają na pytanie pani Zofii. Badacze przez 15 lat śledzili losy niemal miliona kobiet – zarówno „singielek”, jak i mężatek – pod kątem depresji i skłonności do samobójstwa. Badania wykazały, że niezależnie od wszystkich innych czynników (takich jak wykształcenie, status społeczny, finanse itp.) najlepszym zabezpieczeniem przed depresją i myślami samobójczymi są dzieci.
Co ciekawe – zależność jest wprost proporcjonalna: im więcej dzieci, tym mniejsza skłonność do depresji i zachowań autodestrukcyjnych, szczególnie w okresie okołomenopauzalnym. Innymi słowy – prawdziwa samorealizacja kobiet wyraża się w wielodzietności. Badania te są solą w oku współ-
czesnym propagandystom; jednak powinniśmy brać pod uwagę, że rzeczywistość wygląda inaczej, niż chcieliby antynataliści.
Czy konkubinat z psieckiem zastąpi prawdziwą rodzinę?
„Wszystko jest niemowlęciem dla bezdzietnej kobiety” – Jordan Peterson.
Szukając materiałów do niniejszego artykułu, odkryłam swoją prezentację do wykładu sprzed równo dziesięciu lat, dotyczącą wartości rodziny wielodzietnej. I znalazło się tam zdanie, które teraz trąci myszką. Oto początek: „W przeciwieństwie do typowej rodziny «dwa plus jeden plus pies…»”. To były jeszcze te czasy, gdy typowa rodzina miała jeszcze ludzkie dziecko. Był to czas, gdy pies był jeszcze towarzyszem zabaw. Dziś z wielką natarczywością promuje się „rodzinę” złożoną z konkubentów oraz psa – traktowanego jako dziecko – psiecka.
Wydaje się, że wiele młodych osób – zwłaszcza kobiet – kupuje tę obietnicę stworzenia szczęśliwego związku konkubenckiego, w którym „ślub to tylko papierek”, związku z założenia bezdzietnego, za to z psem, na którego kobieta przelewa swe macierzyńskie instynkty. Gorzko, lecz trafnie opisała to moja koleżanka, której syn związał się z dziewczyną, atrakcyjną fizycznie, lecz mającą siano w głowie. Dziewczyna z entuzjazmem opowiadała podczas spotkania o tym, że zdecydowali się na psa i mają już wybraną rasę, tylko teraz czeka ich jeszcze procedura adopcyjna i muszą dostosować mieszkanie, by odpowiadało potrzebom pieska. Koleżanka opowiadała: „Patrzyłam, jak to dziewczę z czułością tuli naszego psa, jak grucha do niego, i widziałam, jak każdy jej ruch wyraża fizyczną wręcz tęsknotę za niemowlakiem”.
Badania pokazują, że obietnica szczęśliwej rodziny, złożonej z konkubentów i psa, to tylko mrzonka. Zwierzę nigdy nie zastąpi dziecka. Zresztą nawet behawioryści, zajmujący się układaniem psów, ostrzegają, że traktowanie zwierzęcia jak dziecka – szkodzi samemu zwierzęciu. Czy prawda o tym przebije się
do świadomości oszukanych młodych kobiet?
Oszukane feministki
Wisienką na torcie może być fakt, że nawet niektóre z feministek (generalnie promujących samorealizację zamiast rodzicielstwa) uważają odarcie ich z macierzyństwa za krzywdę. Siobhan Darrow, korespondentka wojenna CNN, pisze w autobiografii pt. Flirting with Danger o swym marzeniu o macierzyństwie, które pojawiło się w okolicach 30. roku życia, narzekając na „tykający zegar biologiczny”. Kay Jamison, znana feministka i psychiatra, także nazywa swą bezdzietność rzeczą, która jest przyczyną najgłębszego żalu w jej życiu. Z kolei australijska feministyczna dziennikarka Virginia Haussegger pisze wprost, iż jest „zła, że była tak głupia, by przyjąć słowa swoich feministycznych matek za ewangelię. Zła, że była tak tępa, by uwierzyć, że poczucie spełnienia przynosi kobiecie skórzana teczka”.
Niektórym wydaje się, że rodzina taka jak u pani Zofii to przeszłość, nie ma do tego powrotu, jesteśmy skazani na samotność i wydawanie majątku na atrakcje dla psa, który nigdy nie wypełni pustki w sercu po dziecku, które się odrzuciło. Nie jestem nastawiona aż tak pesymistycznie…
Wzorzec rodzinny
Badania pokazują, że osoby wychowywane w pełnych, szczęśliwych i niskokonfliktowych rodzinach w naturalny sposób uznają rodzinę złożoną z taty, mamy i dzieci za dobry wybór życiowy (Bednarski i inni, 2017). Nawet nie zastanawiając się nad tym zbyt głęboko, wiedzą, że chcą powielić ten model.
Chcą one mieć prawdziwą rodzinę – taką z dziećmi.
Oznacza to, że najlepszą zachętą do prokreacji, jaką możemy dać swym własnym dzieciom, jest zapewnianie im wzrastania w szczęśliwym domu, szczęśliwej rodzinie, gdzie dzieci są ważne i traktowane jak błogosławieństwo.
Zostaw komentarz