Każdy potrzebuje ocalenia. Ta prawda jest mi znana od lat.
Każdy też ma szansę ocaleć, ale w drodze do tego potrzeba naszego zaangażowania, naszej decyzji, naszej woli.
Wiele lat temu, na początku tego tysiąclecia, rozpocząłem kolekcjonowanie historii ludzi, którzy osiągnęli swoje dno, ale podnieśli się i żyją pięknie. Wspólną cechą tych wszystkich historii jest punkt zwrotny, w którym uznali swoją bezsilność. Słowo „bezsilność” jest kluczowe i ważne jest, by nie pomylić jej z bezradnością.Bo rada jest, zwłaszcza gdy odkrywamy, że nie jesteśmy sami na tym świecie, że jest Ktoś, kto nie tylko nas wymyślił, ale także nas kocha i chce oraz potrafi nam pomóc.
Dziś chcę opowiedzieć Czytelnikom „Rycerza Niepokalanej” historię prawdziwego rycerza, Lecha Zakrzewskiego – rycerza Pogody Ducha.
Dzieciństwo i młodość
Lech przyszedł na świat w rodzinie repatriantów ze wschodu, z terenów dzisiejszej Białorusi, ze wsi Lebiedziewo. Po wojnie jego rodzice zamieszkali w Trzciance Lubuskiej koło Piły. Ale przenosili się wielokrotnie, by osiąść w Bogatyni. Ojciec Lecha w latach 60. pełnił dość wysokie stanowisko w hierarchii handlowej w Bogatyni, ale nadużywał zarówno alkoholu, jak i przemocy. Bił swoich trzech synów chętnie i często, za byle co, albo zgoła bez powodu. Także mama Lecha często nosiła na sobie ślady pobicia.
Dodatkowym krzyżem, który Lech dźwigał na swoich barkach, była choroba polio, na którą zapadł w dzieciństwie. Kiedy koledzy w szkole biegali za piłką, on siedział na ławce i patrzył na ich radość. Zawsze sam. Nikt nie mówił do niego: „Lechu”, wołali: „kuternoga, kulawiec”. Łykał te upokorzenia, zaciskał zęby i starał się brnąć przez życie. A czas wolny Lech wspomina tak: „Bywało tak, że ojciec mnie wysyłał z taką kanką dwulitrową do pobliskiego baru po piwo. Pamiętam te czerwone nochale, które się nade mną nachylały z uśmiechem. Śnią mi się do dziś”.
W snach powracają do niego pijane, czerwone twarze alkoholików, którzy poklepywali go po plecach i bełkotliwie pozdrawiali ojca.
Wejście w nałóg
Kiedy skończył 16 lat, postanowił sprawdzić, co takiego magicznego ma w sobie ta trucizna, którą tak pokochał jego ojciec. Kupił dwa wina. Wypił je sam, posmakował „dorosłości”. Zwracał potem na pół łąki i na tej łące usnął. Ale, jak wspomina ten dzień dzisiaj, poczuł wówczas jakąś magię tej trucizny. Zakochał się w niej. Pił coraz częściej i przestał być z dnia na dzień „kulawcem”, a stał się ciekawym towarzyszem eskapad
i imprez. Zyskał w oczach najbardziej rozrywkowej części rówieśników. Uznał, że znalazł sposób na smutek i samotność. Demon alkoholizmu głaskał go czule, dzień po dniu…
Kiedy rozpoczynał studia, pił już niemal codziennie. Na trzecim roku poznał Anię, wkrótce wzięli ślub. Szybko urodziła się im córka. Problemy finansowe, które nieuchronnie towarzyszyły pijącemu chłopakowi, postanowił rozwiązać stając się imprezowym grajkiem. Nauczył się hitów biesiadnych i śpiewając – pozbywał się podstawowego problemu: nie musiał mieć pieniędzy na picie, bo zawsze ktoś chciał stawiać grajkowi. Niknął też wstyd wynikający z niepełnosprawności.
Pił coraz więcej, a jednocześnie wykazywał się bardzo dużym talentem. Choć skończywszy studia, nie zdobył magisterium, łatwo znalazł pracę jako dyrektor Gminnego Ośrodka Kultury. Oczywiście wiele spraw i terminów zawalał, ale był sympatyczny i kreatywny. Miał tysiące pomysłów i niemały talent. To pozwalało mu trwać w iluzji, że choć przepija swoje życie, to przecież je „ogarnia”. Ani i Lechowi urodziło się drugie dziecko. Lech – alkoholik, działacz, artysta – próbował „ogarnąć” swoje tu i teraz, ale nie potrafił.
Sięgnięcie dna
Kiedy Lech został ojcem już po raz trzeci i urodziła mu się córka Paula, przyjechał
po żonę do szpitala …upojony wódką, niemal bez pamięci. To był początek jego ostatniego ciągu alkoholowego. Żona spakowała mu walizkę i wyrzuciła go z domu. Zostawił więc dom, żonę i dzieci – i ruszył w Polskę. Dokąd i gdzie, dziś dokładnie nie pamięta. Były Piła, Czcianka, Opole, aż przyszedł poranek, kiedy obudził się na kartonie, bez pieniędzy i bagażu, śmierdzący i skacowany.
To był wschód nowego życia, które zaczęło się na dworcu Warszawa Wschodnia po 50-dniowym ciągu. Chodził między podróżnymi i błagał o kilka groszy. Zbierał na wodę kolońską Siedem Kwiatów. Udało się, kupił ją w dworcowym kiosku. To swoje ostatnie picie wspomina tak: „Pamiętam zapach konwalii i to, że woda nie chciała lać się do gardła, ciurkała po kropelce. Te krople zamiast do ust leciały mi
do oczu …i wtedy zrozumiałem, że niżej już nie będę. Wtedy podjąłem decyzję, że chcę żyć, a nie umierać”. To była najdłuższa i najmroczniejsza noc jego życia, trwała od 15 marca do 2 maja 1989 roku. Kiedy się skończyła, zaczął się nieprzerwany ciąg jego trzeźwości i wzrostu.
Droga do wolności
Poszedł do Ośrodka Leczenia Uzależnień – wszycie Esperalu miało dać mu rok spokoju od obsesji picia. Wpisał w kalendarzu 10 października jako dzień, w którym znów będzie mógł się napić, ale trzy dni przed tą datą trafił do Wspólnoty Anonimowych Alkoholików – i to zmieniło jego życie. 12-krokowy program, który jest kanwą trzeźwienia i rozwoju, stał się programem JEGO ŻYCIA, a rozpoznawanie woli Boga w codzienności – pewnym kompasem do mądrze podejmowanych decyzji. Lech piękniał z dnia na dzień.
Został zaproszony do Katolickiego Radia Podlasie na audycję o uzależnieniach. Był gościem, ale szybko okazało się, że jego osobowość, doświadczenie i komunikatywność predestynują go do prowadzenia tej audycji.
I tak, wiele lat temu, rozpoczął przygodę z audycją „Boże, użycz nam pogody ducha”. Od 30 lat w każdy czwartek o godz. 21.40 dzieli się siłą i nadzieją, zaprasza świadków ocalenia, których dotknął Bóg, a oni chwycili Go mocno za rękę.
Oddanie się w niewolę Maryi
Kilka lat później usłyszał o 30-dniowych rekolekcjach, przygotowujących do oddania się w niewolę Maryi. Zaciekawiło go to i tak poznał Traktat o doskonałym nabożeństwie do NMP św. Ludwika Marii Grigniona de Monfort. W uroczystość Matki Bożej Gromnicznej, dokonał uroczystego aktu zawierzenia. Od 2018 roku nosi łańcuch na przegubie, przypominający mu o duchowej niewoli, która daje mu codzienną wolność. Mówi o owocach tego aktu: „Czuję bez przerwy opiekę nade mną.
Codziennie odmawiam Różaniec. Gdy wyjeżdżam gdziekolwiek, każdą drogę powierzam Maryi. To mi daje spokój, a cudów, które zdarzyły się po zawierzeniu, nie zliczę”.
Program 12 Kroków, który znacznie wcześniej stał się dla Lecha instrukcją obsługi, jak żyć, w swoim punkcie docelowym zawiera prośbę „o rozpoznanie Woli Boga wobec nas i siłę do jej pełnienia”, czyli przywołuje słowa Matki Bożej z Kany Galilejskiej: „Zróbcie wszystko, cokolwiek mój Syn wam powie”. I Lech to robi.
Po zawierzeniu się Niepokalanej dziesiątki trzeźwiejących alkoholików zaczęły zwracać się do Lecha, by pomógł im ruszyć tą drogą do pełni szczęścia i odzyskania człowieczeństwa. I choć wcześniej zdarzały się takie prośby, Lech zwykle odmawiał – dziś jest inaczej. Wie, że wolą Maryi jest, by Ocalony „Kulawiec”, który dziś stał się „Cool AA-owcem”, prowadził innych ku trzeźwości. I to nie tylko przez radio, nie tylko piosenkami śpiewanymi na spotkaniach trzeźwościowych, ale także mądrym prowadzeniem i przez Program 12 Kroków. Program, który wiedzie od kryzysu do świętości.
Zostaw komentarz