Historia ostatnich miesięcy życia Ojca Maksymilianastanowi przejmujące świadectwo ludzkiej godności i ofiary
w zderzeniu z nieludzkim systemem totalitarnym.
„Maryjo, miej w opiece Klasztor Twój i dzieci Twoje” – takie były według relacji świadków ostatnie słowa Ojca Maksymiliana, zanim definitywnie rozstał się z założonym ku czci Maryi Niepokalanowem. Właśnie tego lutowego poranka rozpoczęła się ostatnia, najbardziej heroiczna część Jego ziemskiej pielgrzymki: droga naznaczona cierpieniem i ofiarą, która miała zaprowadzić Go na ołtarze.
Początek roku 1941 był dla Klasztoru kontynuacją rozpoczętej wcześniej misji ewangelizacyjnej i charytatywnej. Niepokalanów udzielał wsparcia i schronienia wielu potrzebującym, w tym osobom ukrywającym się przed prześladowaniami. Działalność ta nie uszła uwadze niemieckich władz okupacyjnych, które z coraz większą niechęcią patrzyły na inicjatywy franciszkanów.
Aresztowanie Ojca Kolbego wraz z czterema najbliższymi współpracownikami przez Gestapo w dniu 17 lutego 1941 r. miało charakter nie tylko demonstracyjny. Niemcy w ten sposób chcieli dobitnie pokazać, że nie pozwolą na jakiekolwiek przejawy polskiej niezależności
i tożsamości, czego elementem była również polska prasa katolicka. Ojciec Kolbe, jako przełożony wielkiego Klasztoru-Wydawnictwa, był dla władz okupacyjnych jednym z pierwszych celów do wyeliminowania.
Z Niepokalanowa, miejsca pracy i modlitwy, Ojciec Kolbe trafił za mury owianego złą sławą więzienia na Pawiaku – miejsca kaźni polskiej inteligencji i patriotów.
Trzymiesięczny pobyt na Pawiaku był dla Ojca Maksymiliana zarówno czasem cierpienia, jak też modlitwy. Zatrudniony jako rekonwalescent w bibliotece więziennej, wykorzystywał ten fakt do wspierania innych więźniów słowem, a kiedy była możliwość – potajemnie spowiadał.
W maju 1941 r., w ramach szerszej akcji eksterminacyjnej wobec polskiej inteligencji, Ojciec Maksymilian wraz z grupą więźniów z Pawiaka został przewieziony do niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz. Było to miejsce stworzone do systematycznego niszczenia ludzkiego życia i godności. Wyczerpująca praca fizyczna, głodowe racje żywnościowe, choroby, bicie, szykany ze strony kapo i esesmanów – wszystko to miało na celu upodlenie więźniów i złamanie ich ducha.
Ojciec Maksymilian, pomimo osłabienia i wyniszczenia organizmu, nawet w tych nieludzkich warunkach pozostał wierny swoim zasadom i powołaniu. Świadectwa współwięźniów mówią o Jego niezwykłej wytrwałości i gotowości do pomocy innym. Dzielił się chlebem, pocieszał, a nawet spowiadał innych w ukryciu. Dla wielu był duchowym oparciem, człowiekiem, który w każdej sytuacji potrafił zachować swą godność.
Punktem kulminacyjnym drogi cierpienia Ojca Kolbego stały się wydarzenia z końca lipca 1941 r. W odwecie za ucieczkę jednego z więźniów zastępca komendanta obozu, Karl Fritzsch, zarządził apel, podczas którego wybrał dziesięciu więźniów na śmierć głodową. Wśród wyznaczonych nieszczęśników znalazł się Franciszek Gajowniczek, który zaczął rozpaczać nad losem swojej żony i dzieci. W tym momencie wydarzyło się coś, co na zawsze zapisało się w historii ludzkości jako przykład najwyższej ofiary.
Z szeregu wystąpił Ojciec Kolbe i zaproponował, że odda życie za współwięźnia. „Jestem kapłanem katolickim… a on ma żonę i dzieci” – stwierdził. Prośba została niespodziewanie przyjęta przez Fritzscha. Dziesięciu więźniów, wraz z Ojcem Kolbem, zostało zamkniętych w ciemnym bunkrze głodowym. Jak wspominał później więzień funkcyjny Bruno Borgowiec – ku zdziwieniu Niemców z bunkra śmierci zamiast słów złorzeczenia dochodziły śpiewy i modlitwy. Ojciec Kolbe wspierał towarzyszy niedoli do ostatnich chwil, a umierającym udzielał rozgrzeszenia. Po dwóch tygodniach cierpienia bohaterski Franciszkanin został dobity zastrzykiem z trucizną. Jan Paweł II podczas kanonizacji w 1982 r. powiedział: „Maksymilian «nie umarł», ale «oddał życie»… za brata”.
Ta ofiara Świętego była de facto zwycięstwem nad całym systemem pogardy względem człowieka oraz tego, co Boskie w człowieku. W dzisiejszym świecie, pełnym konfliktów i podziałów, przykład życia i śmierci Ojca Kolbego nadal pokazuje, że prawdziwa siła tkwi nie w przemocy czy nienawiści, ale w miłości i wierności swoim przekonaniom. ■
Zostaw komentarz