Święta przy Dziecku
W sumie św. Teresa z Avila napisała cztery utwory opiewające Narodzenie Pańskie., Jednak w naszym zestawieniu ograniczymy się jedynie do prezentacji jednego utworu, gdyż pozostałe trzy w zasadzie zawierają te same, albo przynajmniej podobne idee. Prezentowany utwór nosi tytuł „Na Boże Narodzenie”.
W zasadzie temat Bożego Narodzenia na ogół napełnia człowieka pewną dozą tkliwości i rozczulenia. Niestety – to wszystko, co budzi się w sercu przeciętnego człowieka mija. Kończy się bowiem okres Narodzenia Pańskiego, odchodzi on od stołu i wraca do codziennych spraw.. Wraca także – na ogół – do poprzedniego modelu życia. Czas Adwentu, który ze swej liturgicznej natury w swej pierwszej fazie skłania człowieka do refleksji nad perspektywą czasów ostatecznych, bardzo szybko zostaje wyparty przez drugą fazę rozbrzmiewającą wszelkiej maści światełkami i całą otoczką bezpośredniego przygotowania do świąt.
Teresa wydaje się nie ulegać owemu mirażowi świątecznego patosu i od pierwszego wersetu prowadzi potencjalnego czytelnika po zakamarkach swej duchowości.
„Pasterze, którzy wytrwale czuwacie,
Strzegąc swej trzody wśród nocy,
W ciała ludzkiego niepozornej szacie
Bóg się dziś rodzi Wszechmocny!”.
Zapewne wszyscy znamy ewangeliczny opis przyjścia anioła, który pasterzom oznajmił radosną nowinę: „Dziś w mieście Dawida narodził się wam Zbawiciel świata”. Jak wynika z Łukaszowego opisu – co również podkreśla sama Teresa – pasterze czuwali, pilnując stada czy nawet kilku stad, które nie należały do nich. Były to owce powierzone im przez bogatych właścicieli, którzy wynajmowali pasterzy na okres wypasu. Pasterze odpowiadali za owce im powierzone, dlatego czuwali nad ich bezpieczeństwem.
Odchodząc jednak od rzeczywistości materialnej, a wchodząc w sferę ducha, można stwierdzić, że właśnie ci prości pasterze w pewnym sensie są obrazem ludzi, którzy czuwają nad depozytem wiary, nadziei i miłości, który został im powierzony. Są stróżami wielorakiej łaski, która została złożona w ich ręce. Pewnego dnia staną wobec Gospodarza, by rozliczyć się z tego, co otrzymali. Idąc dalej, czuwanie jest dla chrześcijanina znakiem wyglądania Pana, który ma nadejść. Czuwanie to gotowość: „Ja śpię, lecz moje serce czuwa” – mówi autor „Pieśni nad pieśniami”. Oznacza to, że serce człowieka wiary, nadziei i miłości jest zawsze przy Tym, którego czeka. Jak serce oblubienicy jest wciąż przy Oblubieńcu, który ma nadejść: czy nadejdzie o trzeciej czy o czwartej straży – ono będzie zawsze gotowe wyjść Mu na spotkanie. Czuwać bowiem – to tęsknić i temu wyczekiwaniu podporządkować wszystko inne.
Człowiek, który czuwa -żyje w oderwaniu od spraw tego świata. Poniekąd jest to bardzo logiczne – skoro człowiek całym sobą jest nastawiony na królestwo Boże. Własnie czuwanie otwiera go na doświadczenia nie-z-tej-ziemi, których inni nie są w stanie dostrzec. Pasterze oderwani od świata, byli w dyspozycji, by spotkać aniołów i pójść do betlejemskiej groty. Człowiek oderwany od tego świata jest zdolny do zupełnie nowego przeżywania za każdym razem Bożego Narodzenia. To wydarzenie – choć historycznie już dokonane – w życiu człowieka wiary dokonuje się wciąż na nowo. I nie może być świąt bez bezpośredniej obecności takiego człowieka przy Dziecku – przy Jego narodzinach, przy Jego rodzicach, przy Nim samym jako najważniejszej Postaci świąt. W tym właśnie dla niego tkwi istota świętowania.
Zdumienie i wdzięczność – dwa najwłaściwsze uczucia winny towarzyszyć człowiekowi w bliskiej obecności Dziecka. Zdumienie, bo Bóg uniżył samego siebie i stał się człowiekiem. Pan niebiosów leży obnażony; Nieskończony zamknął się w śmiertelnej powłoce ludzkiego ciała; Król w stajni spoczywa w żłobie, gdzie zwierzęta wkładają swe pyski w poszukiwaniu pokarmu: Słowo stało się ciałem i zamieszkało między nami. A wszystko to dla człowieka, który wyciągał ręce do Ojca, ale wciąż był za daleko na skutek grzechu Adama i Ewy. Jezus podniósł go z wysokości swego krzyża – tak, że w końcu człowiek mógł dosięgnąć nieba.
„Przychodzi cichy
, nikomu nie Znany,
Z tym większą wiarą się kłońcie.
Strzeżcie, by Skarb ten nie był wam porwany
I przed wilkami Go brońcie”.
Ile osób rozpoznało w małym Jezusie obiecanego Mesjasza? Niewiele. Pasterze, Mędrcy z dalekich krain i może jeszcze kilka osób. Jezus aż do rozpoczęcia swej publicznej działalności pozostaje praktycznie nieznany. Zyje jak każdy dzieciak w tym kraju, jak każdy młodzieniec – tak dalece skryty, iż wszyscy byli przekonani, że jest On synem Miriam i Jousufa, który był cieślą.
Słowo zamieszkało wśród nas – Emmanuel – Bóg z nami – obrał sobie mieszkanie w świątyniach świata, ale najchętniej mieszka w głębi ludzkiego ducha: w owej siódmej komnacie – jak przekonuje Teresa z Avila. Wszak przyszedł On dla człowieka i do człowieka. Tym bardziej trzeba Go strzec, by zło – symbolizowane w utworze przez wilki – nie zdołało Go wyrwać z duszy człowieka. Zły bynajmniej nie zawłaszcza duszy człowieka przemocą, lecz tak prowadzi swą „nagonkę”, „obławę” i „wabienie”, że człowiek sam się decyduje na odejście od Chrystusa. Jezus – „Bóg z nami” jest najdroższym skarbem, którego trzeba za wszelką cenę strzec.
„— Pilonie, weź mnie do czuwania twego!
Odczuwam w duszy dość mocy,
Nikt nam nie wyrwie Skarbu Najwyższego,
Co dziś się zrodził wśród nocy”.
Na pytanie: Jak strzec Dziecka, które zrodziło się w duszy czlowieka? Teresa odpowiada: czuwaniem. Słowo, które w swoim utworze kieruje do Pilona – zapewne jednego z pasterzy, których jasełkowe imiona przybierają różne formy, w zależności od tradycji kraju – świadczą, że gotowa jest dzielić stan bycia pasterzey, byle doświadczyć w takiej mierze betlejemskiej nocy, w jakiej było im dane. A rzeczywiście, by dzielić los pasterzy, trzeba mocy. Pasterze nie sypiali na aksamitnych łożach, nie jadali wykwintnych posiłków na porcelanowej zastawie, nie nosili powłóczystych szat, zdobnych w szlachetne kamienie. I właśnie dlatego nie musieli tego całego dobytku pilnować i mogli skupić się wyłącznie na pilnowaniu stada. Tak również człowiek czuwa w pełni wobec Boga, gdy nie musi zaprzątać swego serca i głowy pilnowaniem swej doczesności.
„Radością wielką cała upojona
Staję w zdumieniu przed sobą”.
Zatrzymujemy się nad pierwszą częścią kolejnego wersetu, by wydobyć z niego dwa stany emocjonalne, które winny znamionować przeżywanie świąt Bożego Narodzenia. Należą do nich radość i wspomniane już zdumienie. W swej naturze, a jeszcze bardziej w całej otoczce medialno-marketingowej Boże Narodzenie kojarzy się z radością. Z radością? Z czego? Święta w oderwaniu od Jezusa wygladaja jak zabawa na weselu, gdzie nie ma pary młodej albo radość z narodzin dziecka – tylko, że dziecko już zostało oddane do adopcji. Nieodłącznym towarzyszem tej radości winno być zdumienie, które rozbrzmiewa wołaniem: „To dla mnie!”. Dla kogo? Dla stworzenia, nędznika, grzesznika… Bóg stał się człowiekiem. Ale nie to jest jeszcze tak bardzo niesamowite. On stał się człowiekiem, by umrzeć za człowieka. Dlaczego aż tak? Bo tylko Syn Człowieczy – Bóg i człowiek w jednej Osobie mógł dać właściwą odpowiedź miłości w imieniu ludzkości i zadośćuczynić za grzech Adama. Zajrzyj do Ewangelii, by przekonać się z jakim upodobaniem Jezus nazywa siebie Synem Człowieczym! Ile znajduje w tym radości, że stanie się ofiarą przebłagalną za grzech człowieka. Z jaką pasją mówi o swej pasji! Tak mówi tylko ten, kto kocha człowieka, którego postać przyjął na siebie. Czymże sobie na to zasłużyłem? Nie zasłużyłem niczym. To Bóg tak umiłował świat! Jaka radość: jestem kochany i z tej miłości stworzony, odkupiony i zaproszony do domu Ojca. A co na to człowiek? Zazwyczaj w dzień narodzin swego Zbawcy siedzi przy stole i dyskutuje, co dalej będzie ze światem i polityką po jej prawej i lewej stronie.
„Lecz równocześnie bólem przenikniona
Nie władam swoją osobą.
— Bo jeśli Bogiem jest Dziecię zrodzone
Dzisiaj wśród cichej tej nocy,
Jak może umrzeć bólem umęczone.
Gdy Bogiem jest Wszechmocy?
Jest Bogiem, ale wziął śmiertelne ciało
I stał się słabą dzieciną”.
Drugą część poprzedniego wersetu połączyliśmy z następną częścią utworu, by utrzymać jedność tematyczną. Teresa bowiem – całkowicie świadoma misji Jezusa Chrystusa – podejmuje wątek pasyjny ziemskiej drogi Jezusa. Bóg przyjął ludzką naturę – stał się Synem Człowieczym – słabym Dzieckiem, którego pasja bynajmniej nie rozbrzmiewa jedynie krzyżem na wzgórzu Golgoty, ale zaczęła się już przed Jego narodzeniem i trwała nieustannie aż do dnia Paschy. Jezus bowiem jeszcze się nie narodził, a już nie było dla Niego miejsca w porządnym domu. Jego pierwszymi towarzyszami byli pasterze, a zawiść Heroda wygnała go aż do Egiptu. Król, którego matka kombinowała w co Go ubrać w warunkach stajennych i gdzie Go położyć. Ostatecznie podarła to, co miała na sobie i położyła Go na sianie w kamiennym żłobie. To dopiero musiało się bydło zdziwić, gdy na swoim sianie zobaczyło leżące Dziecko. Ale jakie Dziecko!!! Takie było towarzystwo Jezusowe.
Teresa wyraża swe najwyższe zdumienie, że Bóg zdecydował się na taki los: Dziecka tak słabego i niepozornie, że właściwie nikt na Niego nie zwracał uwagi *chyba, że w trwodze o swoją władzę). Ten jest przeznaczony na śmierć. Jego misja krzyża jest wpisana w Jego ziemskie dzieło od samego początku – od kamiennego żłobu. Zobacz jak wielkie podobieństwo łączy stajnię w Betlejem i wzgórze Golgoty: poza miastem, w opuszczeniu od ludzi, w ciemnościach, w nagości, w niewygodzie… Ziemskie życie Jezusa zatoczyło wielkie koło, a wszystko z miłości Syna Człowieczego do człowieka.
„Wytężam duszy mojej wiarę całą,
By pojąć dziwną nowinę…Widzę, że przyszedł, by cierpieć na ziemi,
By wyrwać dusze z pęt nocy,
Podnieść je w niebo, karmić blaski swymi,
Gdyż jest On Bogiem Wszechmocy!”,
Teresa patrzy na Dziecko, lecz widzi Zbawcę świata. Trudne do pojęcia,, że to Dziecię za trzydzieści trzy lata spocznie na twardym drzewie krzyża z tego samego powodu, dla którego teraz leży w twardym żłobie. Może jeszcze za człowieka sprawiedliwego, zdecydowałby się ktoś oddać życie, lecz Chrystus umarł za grzeszników. Umarł za niesprawiedliwych, za ludzi, o których z góry wiedział, że nie okażą Mu wdzięczności. Ale Bogu-Miłości właśnie o to chodziło, by Sprawiedliwy umarł za niesprawiedliwych, Święty za grzesznych, Nieśmiertelny za śmiertelnych, Dobry za złych, Pan za niewolników grzechu. Tylko tak człowiek mógł w końcu podnieść głowę i zobaczyć niebo i odbijające się w błękicie swe odnowione oblicze – oblicze z twarzą Syna Człowieczego. Znów staliśmy się obrazem Boga w Jezusie Chrystusie.
„O jakże mało poświęcenie Twoje,
O, Dziecię Boże, cenimy!
Czerpiemy z męki Twej ożywcze zdroje,
A tak Ci skąpo płacimy!
Czy nie wiesz. Panie, że będzie Twą chwałą,
Kiedy nas wyrwiesz z tej nocy?
Byśmy Cię wielbić mogli wieczność całą,
Że jesteś Bogiem Wszechmocy!”.
Ostatnia część utworu jest swoistym słowem skierowanym wprost do Boga: „Wiem, że mało cenimy to, co uczyniłeś dla nas. Jesteśmy bardzo niewdzięczni – „człowiek to istota dwunożna i niewdzięczna” (F. Dostojewski) – ale przecież wiesz, że po oczyszczeniu zrozumiemy, że sensem wszystkich sensów jest Boża chwała – „jak największa Boża chwała” (M. Kolbe). Zrozumiemy to, gdy znajdziemy się pośród innych świętych w niebie, którzy od momentu, gdy tam się znaleźli nie mogą wyjść z zachwytu – jakie jest niebo – i właśnie, że tam ich osadziłeś w swym miłosierdziu i swej wszechmocy – nie przestają oddawać Ci chwałę.
Godziny spędzone przy Dziecku w świąteczny czas – to czas miłości, która już teraz może każdego oczyścić, uwznioślić jego małe, dobre czyny i dać mu przedsmak nieba, które otworzyło nam Boże Dziecko.

Zostaw komentarz
Musisz być zalogowany by dodawać komentarze.