W służbie i w cierpieniu

Inskrypcje w kamieniu – Albert Adam Chmielowski (1845- 1916)

Wrześniowe słońce z wolna gasło nad pobojowiskiem. Od strony lasku, zajętego teraz przez rosyjską piechotę, rozległo się jeszcze echo kilku armatnich salw, po czym przerwano ostrzał. Obie walczące strony poniosły poważne straty w ludziach i nie miały już sił. Dowodzący powstańcami pułkownik Chmieleński z żalem wydał rozkaz wycofania się spod Mełchowa.

Był taki moment w bitwie, kiedy jego główny oddział atakiem na bagnety zmusił do ucieczki rosyjskie roty, zagradzające im drogę. Niestety, załamał się atak na skrzydłach i o kontynuowaniu natarcia nie było mowy. Od ognia armatniego ucierpiały zwłaszcza siły węgierskie na lewym skrzydle, a ich dowódca „Otto” Esterhazy został śmiertelnie ranny. Z drugiej strony, carski pułkownik Szulman stracił ponad setkę zabitych żołnierzy, nie licząc rannych. On również zarządził odwrót.– Idziemy na południe, do Lgoty Błotnej – rozkazał Chmieleński. – Zatrzymamy się tam na krótki postój.

Adiutant pośpieszył z rozkazem do zbierających się oddziałów, a pułkownik raz jeszcze ogarnął wzrokiem pole walki. Żałował, że dzisiaj nie miał tyle szczęścia, co w zeszłym miesiącu pod Obiechowem. Wówczas zadał Rosjanom poważne straty. Tym razem całodzienna bitwa nie przyniosła jednoznacznego rozstrzygnięcia.

Węgierscy kapitanowie ze spuszczonymi głowami przeszli obok, niosąc na
wojskowym płaszczu swego dowódcę. Esterhazy otrzymał postrzał w głowę, stracił
dużo krwi i zmarł z ran na polu bitwy. Jedyne, co teraz pozostało, to godnie go
pochować.

– Rozkazy dostarczone – zameldował powracający adiutant. – Ale nasz kurier, ten
młody Chmielowski, też ranny. Nasz patrol się nim zajął.
Rosyjski ostrzał zranił Adama Chmielowskiego w lewą nogę.– Myślałem, że mnie ktoś w zaroślach kijem niespodziewanie zdzielił – tłumaczył
niosącym go towarzyszom walki. – A jak koń padł i mnie przygniótł, nie miałem dość
sił, aby wydostać się spod kul…
Stojąca na skraju lasu chata gajowego stała się miejscem wytchnienia dla Adama
oraz
jeszcze jednego powstańca. Ten drugi, ciężko ranny w pierś, prawie cały czas był
nieprzytomny. Adamowi założono na nogę prymitywny opatrunek. Przed wymarszem
grupy do chaty zajrzał jeszcze dowódca.– Musimy was tu niestety zostawić – powiedział zatroskanym głosem. – Rosjanie
zbierają w okolicy świeże siły i możliwe, że dojdzie do kolejnej bitwy.– Zaopiekuję się nimi – cichym głosem obiecała żona gajowego.
Adam tylko pokiwał głową. Wzmagająca się gorączka uczyniła go obojętnym na
wszystko dookoła. Niebawem zapadł w sen, dzięki czemu nie czuł już bólu w nodze.
Kiedy się ocknął, dostrzegł znowu wojskowe mundury. Nie przypominały one jednak
ani ubioru powstańców, ani znienawidzonych mundurów carskich żołdaków. Z wysił
kiem uniósł nieco głowę.– Leż spokojnie – zwrócił się do niego jeden z przybyszów. Mówił po rosyjsku, ale z
wyraźnym akcentem wskazującym na nie-Rosjanina.– Jestem lekarzem z fińskiego pułku strzelców. Twój towarzysz, ten ranny w pierś,
zmarł dzisiejszej nocy. Zostałeś sam, a z twoją nogą jest bardzo źle.
Do chaty wszedł oficer w stopniu kapitana. Zamienił kilka zdań z lekarzem, po czym
podszedł do rannego Chmielowskiego.– To ty jesteś ten nieuchwytny kurier, którego moi strzelcy kilka razy próbowali po
zbawić życia? – zagadnął. – Masz jakiś talizman, czy co?– Tylko szkaplerz Matki Bożej – odpadł dumnie Chmielowski.– Tym razem ci nie pomógł. Masz strzaskaną nogę, wdała się gangrena i… lekarz
mówi, że trzeba ją natychmiast amputować aż do kolana. Inaczej umrzesz.
Słowa fińskiego kapitana przeraziły młodego powstańca. Co to za życie bez nogi?
Nie będzie już więcej walczył w powstaniu, dostarczał rozkazów, umykał konno spod
gradu kul w szaleńczej ucieczce? Jedna rana w bitwie ma odmienić całe jego życie?
Inskrypcje w kamieniu (f. e. b.) – 4 –– Niech i tak będzie – wyszeptał zduszonym głosem. – Zaczynajcie, skoro nie ma
innego wyjścia.
Mimo prymitywnych warunków lekarz-chirurg zaczął przygotowywać się do opera
cji. Chmielowski pobladł na widok rozłożonych narzędzi.– Dajcie mi cygaro – poprosił. – Przynajmniej czas szybciej będzie mi upływał.
* * * * * * *
Delikatnymi ruchami pędzla poprawiał niemal gotowy już pejzaż. Co pewien czas
odchodził kilka kroków od sztalug, aby obejrzeć swe dzieło z dalszej perspektywy.
Później nanosił drobne poprawki, ale nadal nie wszystko mu się podobało.
Chmielowski dbał o opinię swych prac. Był już znanym autorem wielu obrazów, któ
re wysyłał na wystawy bądź rozdawał przyjaciołom. Za „Damę z listem” czy też
„Zachód słońca” sprzedający mógł otrzymać znaczną sumę pieniędzy.
Skrzypnęły drzwi pracowni. Leon Wyczółkow
ski, przyjaciel poznany jeszcze na studiach ma
larskich w Monachium, przyszedł w odwiedziny.– Co teraz malujesz, Adamie? – zagadnął.– Pejzaż wieczorny. Zamierzam sprzedać go w
przyszłym miesiącu tu we Lwowie, jeśli oczy
wiście trafi się ktoś chętny.– O to nie powinieneś się martwić, nabywcy na
pewno się znajdą – uspokoił go Wyczółkowski.– A co trzymasz w kącie za zasłoną?– To jest… jeszcze niedokończony obraz reli
gijny. Nazwałem go „Ecce Homo”.– „Oto Człowiek”. Scena sądu u Piłata, tak?
Wyczółkowski nie wyglądał na zaskoczonego,
gdyż jego przyjaciel już wcześniej malował płót
na o tematyce religijnej. Ten obraz był jednak
wyjątkowy. Zarys wyszydzonego Człowieka z trzciną w ręku, ubranego na pośmie
wisko w szkarłatny płaszcz – niepokoił i nie pozwalał przejść obojętnie. Jaki musiał
być stan duszy tego, który ów obraz malował?
Inskrypcje w kamieniu (f. e. b.) – 5
Obraz Ecce Homo – mal. Albert Adam
Chmielowski (1879 r. we Lwowie).
Źródło: Wikimedia Commons– Leon, chcę ci coś ważnego powiedzieć – Chmielowski odłożył na bok pędzel i far
by. – Nie potrafię już tworzyć wyłącznie dla poklasku. Nie cieszą mnie dzieła pozba
wione głębi.– Zanim namalujesz coś wartościowego, najpierw to przeżywasz – odgadywał Wy
czółkowski stan ducha przyjaciela. Ten przytaknął w odpowiedzi.– Malując wieczorami „Ecce Homo”, przemyślałem kilka spraw. Zdecydowałem, że
wstąpię do zakonu i poświęcę życie odrzuconym i najbardziej potrzebującym… jak
Ten z obrazu, który ofiarował swe życie za tych, co Jego odrzucili.– Chcesz być jak Fra Angelico, malarz-zakonnik, i jeszcze pomagać ubogim? – zdzi
wił się Leon. – A czy dasz radę wytrzymać w tych postanowieniach?– Będzie, jak Bóg da! – odpowiedział z przekonaniem były powstaniec.
Oblicze Chrystusa, wzgardzonego i odrzuconego, jaśniało niezwykłym dostojeńst
wem. Wpatrzony w obraz Adam czuł, że jednoczy się ze swym Panem nie tylko przez
doznane cierpienie, ale również przez ofiarę ze swoich czynów.
Aneks historyczny
* 30 września 1863 r. pod Mełchowem starły się siły rosyjskiego pułkownika Szul
mana z powstańczymi oddziałami pułkownika Chmieleńskiego. Po stronie polskiej w
bitwie zginęli dwaj dowódcy skrzydeł: węgierski rotmistrz huzarów Albert Esterhazy
(ps. kpt. Otto), ppłk Teofil Władyczański (Zaremba) oraz ponad 70 żołnierzy. Młody
Adam Chmielowski, służący wówczas w zwiadzie konnym, został ranny w nogę, którą
następnie trzeba było amputować w prymitywnych warunkach. Za jedyne „znieczu
lenie” posłużyło cygaro.
* „Ecce Homo” – to tytuł obrazu, uważanego za najlepsze dzieło w dorobku malar
skim Adama Chmielowskiego (1845-1916). Według relacji Leona Wyczółkowskiego
obraz zaczął powstawać w 1879 r. we Lwowie. Towarzyszył Chmielowskiemu przez
wiele następnych lat. Wraz z namalowaniem „Ecce Homo” Chmielowski przeżył we
wnętrzny przełom, co zaowocowało wstąpieniem do zakonu.