Wyniszczyć siebie

Wyniszczyć siebie
Dwa słońca – jedno dla ciała, drugie dla duszy. Prawdziwe szczęście rodzi się w ofierze i oddaniu Bogu. / AI

            Wydaje się, że Jana od Krzyża i Maksymiliana Kolbego dzieli nie mały szmat czasu. Jeden bowiem żył w XVI a drugi w XX w. Jednak, gdy spojrzy się na ich wypowiedzi łatwo dostrzec, że pomimo różnicy czasu i epok, w jakich żyli, mieli ze sobą wiele wspólnego. Jedno z bardziej wymownych zdań Maksymiliana mówi o wyniszczeniu siebie: zamęczyć się, zaharować dla Niepokalanej. Czyż nie to samo na długo przed Świętym z Niepokalanowa głosił Jan od Krzyża?

            „Glosa o rzeczach Boskich (Glosa a lo divino”) rozpoczyna się jakby krótkim wstępem, który wydaje się podejmować zasadnicze przesłanie poematu:

 „Bez podstaw, a oparty,
Bez światła, w ciemnym grobie
Wyniszczam się sam w sobie”.

            Historia zna przypadki wyniszczania się różnych osób dla wzniosłych idei, dla nauki, dla wolności czy w obronie ojczyzny. Człowiek w pewnych okolicznościach rzuca na szaniec własne zdrowie i życie, by zyskać jakąś wartość, która w jego subiektywnym odczuciu jest więcej warta niż całe jego życie.
            Historia zna także ogromną liczbę przypadków, gdy człowiek wyniszcza siebie dla ekscytacji, majętności, przyjemności czy innych wartości, których pewnie nie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić. Tu również do głosu dochodzi subiektywne wartościowanie i przeświadczenie, które tak często bywa wypowiadane w różnych kontekstach i przy różnych okazjach: „Żyje się tylko raz”. Owszem na ziemi żyje się tylko raz. Jednak biedacy z drugiej grupy wyniszczających siebie, odrzucają całkowicie możliwość życia, którą człowiekowi już w momencie poczęcia dał i zadał Stwórca. Odrzucili oni zaproszenie do życia wiecznego i ponurą perspektywę końca totalnego, usiłują zapełnić mnogością silnych wrażeń, maksymalizmem przyjemności i mocnych doznań.
            Historia zna również trzecie podejście, gdzie wartością nadrzędną, dla której podejmuje człowiek wielorakie działania – także te wyniszczające jego ciało – jest sam Bóg. Dla takich „szaleńców”, do których niewątpliwie należeli Jan i Maksymilian, życie jest wartością o tyle, o ile mogą je oddać na całkowitą, służbę i wyłączną własność i dyspozycję Bogu. I oni właśnie tak zrobili. Umocowani w Nim – choć z ludzkiego punktu widzenia nie mieli za sobą nikogo – „żadnych podstaw” – sam Bóg ich podtrzymywał, gdyż z Niego uczynili sobie fundament. Świat traktowali jak ciemności grobu, które za wszelką cenę – cenę własnego zdrowia i życia – pragnęli oświetlić światłem Ewangelii – światłem Światłości Przedwiecznej, Stąd właśnie nieustannie przyświecało im to przekonanie: „Co mi po życiu – bylebym Boga zyskał”: wszystko uznaję za stratę, bylebym dokończył biegu, a śmierć jest mi zyskiem (św. Pawel).

1. Ulotne szczęście
„Ma dusza już wyzbyta
Ze wszelkiej rzeczy tu,
Wznosi się ponad siebie
Życiem podobnym do snu.
Bóg tylko mym oparciem;
Gubię się tylko w myśli tej,
Żem słaby lecz i mocen,
To szczęście duszy mej!”.

            Już kiedyś na łamach „Rycerza Niepokalanej” pisałem na temat pojęcia szczęścia. Dla jasności jednak podejmowanych rozważań, myślę, że warto powtórzyć te treści,

1.1. Pojęcie szczęścia w starożytności przedchrześcijańskiej

            Pragnienie szczęścia towarzyszy człowiekowi od zarania dziejów. Człowiek szuka szczęścia i czasami je znajduje. Spoglądając w przeszłość starożytną można rozróżnić trzy podstawowe wymiary ludzkiego szczęścia, które były owocem refleksji filozoficznej przedchrześcijańskich myślicieli.

1.1.1. Mądrość

Dla Arystotelesa szczęście kryło się w życiu zgodnym z naturą. Jak dla ryby szczęściem jest przebywanie w wodzie (wyjmij wigilijnego karpia z wody, a zobaczysz w jego oczach rozpacz), a dla ptaka szybowanie w powietrznych przestworzach, tak dla człowieka, którego naturą jest rozumność, szczęściem jest wiedza i organizacja polityczna. Stąd Arystoteles prawdziwe szczęście człowieka upatrywał w dążeniu do wiedzy. Człowiek bowiem jako homo sapiens prawdziwe szczęście znajduje w umiłowaniu mądrości, stąd filozofowie byli najszczęśliwszymi ludźmi. Patrząc na ten model szczęścia, łatwo dostrzec, że w naszych czasach pragnienie wiedzy, a często również związanego z nią stosownego tytułu naukowego i rosnącego prestiżu w oczach innych, jest rzeczywistym szczęściem i dążeniem wielu osób.

1.1.2. Władza

Drugi model szczęścia wynikający z rozumności człowieka wynikał ze zdolności do organizowania się w określoną społeczność, na czele której stała jakaś organizacja polityczna ujmująca całą społeczność w określone zasady funkcjonowania. A zatem bycie mężem stanu, kimś stojącym na czele, posiadającym władzę nad innymi było przedmiotem szczęścia. Pęd do władzy pomimo upływającego czasu wciąż towarzyszy człowiekowi. Bycie kimś w hierarchii społecznej państwa czy na szczeblu lokalnym, bycie u władzy, nawet mniejszych jednostek administracyjnych czy organizacji jest pragnieniem wielu. Człowiek zarządzający czuje się kimś, ma władzę i osoby, którymi może zarządzać i o nich decydować. Czy jednak te dwa modele szczęścia są w stanie dać człowiekowi szczęście trwałe? Czas, który w pojęciu wielu jest wrogiem człowieka, w pewnym momencie odbiera człowiekowi całe jego szczęście przekreślając śmiercią jego doczesne życie. Pozostaje mgliste wspomnienie dla potomnych o profesorze czy mężu stanu, które z czasem blaknie, nawet, gdy zostanie wyryte na granitowej płycie wieńczącej nagrobek. Spróbujmy zatem poszukać szczęścia gdzie indziej.

1.1.3. Przyjemność

            Zupełnie inny model szczęścia zostawił nurt filozoficzny zwany od swego założyciela – Epikura – epikureizmem. Miarą szczęścia człowieka jest miara przyjemności. Sięgajmy zatem po szczęście płynące z wielorakich przyjemności. Syćmy nasze ciało szczęściem używania drugiego ciała, by we wspólnym użyciu siebie, nasycić niegasnące żądze. Używajmy rozkoszy podniebienia, sycąc się przyjemnością spożywania wyszukanych pokarmów i napojów w specjalnych miejscach. Dla takiego sybaryty (sybarytyzm – kult jedzenia) nie stanowi przyjemności zwykłe zapchanie żołądka czymś smacznym, lecz ważne jest gdzie się jada (klasa restauracji), na czym się jada (przynajmniej porcelana), w jakim towarzystwie i w końcu za ile, by móc zaimponować innym kwotą uiszczona za wykwintny lunch w restauracji kategorii lux z ambasadorem czy znanym celebrytą. Sięgajmy po przyjemność płynącą z nasycenia wzroku obrazami, dotykając różnych miejsc pięknych, wspaniałych dzieł sztuki, wszelakiego piękna i uroku, dziwów natury i kształtów. Trzeba zbierać silne wrażenia, by przechowywać je w swojej pamięci. Lecz i tu czas wyciera te wszystkie wrażenia i po latach człowiek już nie bardzo kojarzy czy Dama z łasiczką to była Izabela Czartoryska z Krakowa czy może romantyczna blondynka na plaży w Rio de Janeiro. A czyż zapach, subtelny szelest i przyjemność ściskania w ręku wielu banknotów nie jest szczęściem złodzieja, który umknął przed policyjnym pościgiem i w leśnej głuszy rozkoszuje się swoją zdobyczą?

1.1.4. Stoicyzm

            Jakby na przekór poprzednim wizjom szczęścia stoicy proponowali oderwanie się od wszelkich doznań. Odseparowanie się od wrażeń jest jedynym źródłem prawdziwego szczęścia i wewnętrznego pokoju. Człowiek uciszony , całkowicie zanurzony w apathei – to człowiek prawdziwie szczęśliwy. Buddyzm rozwinął ową miarę szczęścia i doprowadził ją aż do rozpłynięcia się w nirwanie, która stanowi kres wszelkiego bólu i cierpienia.

1.2. Wrogość czasu

            Jak widać z naszych dotychczasowych analiz wrogiem ludzkiego szczęścia jest czas. Człowiekowi wydaje się, że posiadł zdolność percepcji czasu. Tymczasem idąc za myślą św. Augustyna trzeba wyraźnie powiedzieć, że czas wymyka się naszemu oglądowi. Spójrz na zegarek, jak płyną sekundy. Każda z nich zbudowana jest z milisekund, a te można podzielić na jeszcze mniejsze cząstki. A zatem to, co było przyszłością, nagle staje się teraźniejszością, by natychmiast odejść do przeszłości. W tym mikro czasie już się postarzałeś. Znów jakiś wirus pięć razy przeszedł proces mutacji. Ziemia zmieniła swój kształt. Nie widzisz tego, ale z perspektywy czasu w lustrze dostrzegasz posuwający się proces własnej degradacji. Siwe włosy, twarz poorana zmarszczkami i opony jak u TIR-a na brzuchu. Stajesz przed zwierciadłem i jak co ranka pytasz: „Kto jest najpiękniejszy”. A lustro pewnego dnia odpowie: „Przesuń się, bo muszę się rozejrzeć”. Młodość została w przeszłości, a wraz z nią przeminęło szczęście i piękno. Co zostało?

1.3. Współczesne wymiary szczęścia

W ostatnich czasach coraz bardziej szermuje się dwoma hasłami, które dla większości społeczeństwa są dopełnieniem demokracji i stanowią synonim postępowej cywilizacji. Tymi hasłami są pluralizm i tolerancja. W praktyce oznaczają one zgodność wielu skrajnie zróżnicowanych poglądów, które istnieją we wspólnym „worku” postmodernistycznej ideologii w oparciu o tolerancje społeczną. Co jednak naprawdę kryje się za tymi hasłami? Okazuje się bowiem, że zarówno poglądy skrajnych libertynów, jak i zapyziałych konserwatystów da się pogodzić w „kapuśniaku” współczesnych poglądów filozoficznych.

1.3.1. Pluralizm poglądów

Filozofia postmodernistyczna w najczystszym wydaniu głosi, że współczesny świat już dawno odżegnał się od obiektywnych prawd. Każdy zatem człowiek ma prawo wierzyć w cokolwiek mu się podoba i postępować według własnych zasad, o ile nie sprzeciwia się to ogólnie przyjętym przez państwo zasadom prawnym. Zatem w ogólnym chaosie skrajnych poglądów są dopuszczalne wszelkie zachowania i postawy, które tylko jest w stanie sobie wymarzyć współczesny postmodernista. Nic więc dziwnego, że istnieją obok siebie homo – i heteroseksualni, wierzący i wojujący ateiści, „czerwoni” i „biali” głosiciele prawdy o świecie.

Cechą znamionującą postmodernistyczną ideologię jest „tworzenie prawdy” w oparciu o przekonanie większości. Na ogół dokonuje się to w głosowaniu parlamentarzystów. Tak podane „prawda” staje się „prawdą” obowiązującą, którą społeczeństwo winno z radością przyjąć albo tolerować i nie burzyć się wobec niej, by nie zostać posądzonym o „mowę nienawiści” czy zacofanie.

W ogólnym zamęcie indywidualnej oceny wartości prawdy obiektywnej, Dekalog i prawdy głoszone przez Kościół katolicki już dawno straciły na wartości, gdyż nie mieszczą się w pluralistycznej wizji postmodernistycznego świata. Każdy człowiek ma prawo do głoszenia własnych poglądów i musi mu być zagwarantowana wolność wypowiedzi, nawet, jeśli jego poglądy są niedorzeczne i pozbawione sensu.

     Okrzyczany przez media pluralizm staje się zatem „workiem”, do którego wrzuca się wszystkie ludzkie domniemania i fascynacje. Pozostali zaś członkowie społeczności są zobowiązani do cichej akceptacji niedorzeczności i wybryków natury wbrew zdrowemu rozsądkowi, w imię kolejnego tworu postmodernistycznej kultury zwanego tolerancją. 

     Koegzystencja tego pluralistycznego „garnka” wykluczających się często wzajemnie poglądów i ideologii możliwa jest dzięki wszechpotężnej tolerancji, która to wszystko scala i jednoczy.

1.3.2. Akceptacja czy tolerancja?

Łacińskie słowo tollerare oznacza znosić coś z niechęcią, z jakimś trudem. Lansowana zatem przez media postawa tolerancji dla wielu poglądów jest zaproszeniem do cichego znoszenia. Każdy bowiem człowiek zgadzający się z cudzymi poglądami, dokonuje w swoim umyśle procesu rozpoznania ich słuszności i logiczności, a wydawszy pozytywny osąd – akceptuje je. W przypadku tolerancji jest inaczej: poglądy innych w logicznej ocenie są niespójne, nielogiczne i pozbawione sensu, a jednak musimy, mimo woli na nie się zgadzać w imię demokracji, pluralizmu i postępowej cywilizacji. Wszelkie zatem poglądy i nie zgodne z ludzką naturą zachowania mają prawo do wspólnej egzystencji. Tak więc obok siebie powinny kroczyć prawda i „prawda”, miłość i „miłość”, uczciwość i „uczciwość”, gdyż pojęcie prawdy obiektywnej w tej sytuacji staje się czymś względnym i subiektywnym. Paradoksem jest fakt, że wszyscy mamy rację. Najdziwniejszym jednak zjawiskiem jest w tym wszystkim fakt, że słowa tolerancja używa się także do kwestii: rasy, wierzeń religijnych i innych obiektywnie uwarunkowanych ludzkich postaw. Odnosi się zatem wrażenie, że kolor skóry czy tradycja kulturowa są także z trudem znoszone przez resztę białego, katolickiego czy wyrosłego z kultury środkowoeuropejskiej części społeczeństwa.

     Tolerancja jest generalnie negatywnym odniesieniem do zjawisk społecznych. Domagając się tej formy relacji w stosunku do różnych zjawisk, dowodzimy faktu, że nie zasługują one na akceptację ze względu na swoje fałszywe założenia lub całkowite głoszenie nieprawdy.

Mętlik poglądów, jaki nas otacza sprawia, że wielu ludzi gubi się w gąszczu krzykliwej ideologii fałszu i zakłamania. Potrzeba zatem jasnego stanowiska, szczególnie w rodzinach, by wskazywać i nazywać po imieniu, co jest prawdą, a co pod płaszczem pluralizmu domaga się równouprawnienia z prawdą, dobrem i pięknem.

1.3.3. Szczęście i postmodernizm

            Co by nie powiedzieć o filozofii postmodernistycznej – jest ona niewątpliwie wyznacznikiem współczesnego rozumienia Szczęścia. Za nią bowiem stoją szeroko pojęte prawa do różnych form bycia i relacji oraz decydowania o tych, którzy we współczesnym rozumieniu jeszcze albo już nie są postrzegani jako osoby ludzkie. Zabranie tego jawi się jako równoznaczne z odebraniem subiektywnie rozumianego szczęścia.

1.4. Odpowiedź Jana od Krzyża

            Jak w całym dorobku pisarskim Jana od Krzyża – także tu przebija fundamentalny wybór: Bóg jest jedyną wartością i najwyższym szczęściem. Wszystko bowiem przemija – Bóg zostaje: On  wciąż ten sam na wieki. Jan zatem w swoim  życiu  – jak każdy człowiek – szuka szczęścia. Jednak stawia temu szczęściu bardzo konkretne wymagania: trwałe – takie, które nie kończy się wraz ze śmiercią; pełne – takie, którego człowiek nie może w sobie pomieścić; duchowe i materialne – takie, które będzie udziałem  ciała i ducha już na zawsze. Wymagania być może są wysokie, ale bardzo realne. Do ich osiągnięcia potrzeba jednak wyzbycia się tej małej dozy szczęścia, za którą tak wielu się ugania. Bynajmniej nie chodzi o całkowitą rezygnację z jakiegokolwiek szczęścia, lecz by nie stawiać go ponad wszystko inne, a przede wszystkim ponad Boga samego. Bóg bowiem podnosi do swego policzka, tuli niczym niemowlę i wnosi do swego królestwa dzieci, które całą nadzieję w Nim pokładają i pozostawiają wszystko inne. Dlatego Jan mówi, że czuje się słaby i mocny jednocześnie. Słaby w swej warstwie ludzkiej i grzesznej. Mocny, bo dla Boga porzucił wszystko i przez Niego jest noszony. Życie takie czasami – są to na ogół krótkie chwile – wydaje się być snem, który stanowi ledwie zapowiedź tego, co Bóg przygotował tym, którzy Go miłują całym sercem.

[13-08-2025]

2. Dwa słońca

            Pierwsze słowa drugiej strofy być może budzą pewną niepokojącą refleksję: jak to możliwe, że Autor poematu widzi mrok w tym śmiertelnym życiu, a przecież niemożliwością jest, by pozostała część ludzkości żyła w mrokach. Odpowiedź – jak się wydaje – może być tylko jedna: na niebie jaśnieją dwa słońca. Ich właściwością jest fakt, że tylko jedno z  nich oświetla warstwę duchową człowieka.

„Choć widzę mroki wkoło
W śmiertelnym życiu tym,
Dostrzegam i blask jasny
W nadziemskim życiu – hen…
Bo miłość życia tego
Im więcej się ukryje,
Tym wyżej wznosi wzrok”.

2.1. Słońce dla ciała

            Słońce szczęścia świeci dla ludzkiej cielesności i materialności. W nim człowiek cieszy się ziemskimi doznaniami na wszystkich poziomach swego bytu. W wielu jednak przypadkach ten blask jest dla człowieka tak oślepiający, że zatraca całkowicie wzrok swej duszy, która przyćmiona pragnieniami ciała, pozostaje w mrokach.

2.2. Słońce duszy

            Dla Jana jedynym sposobem doznania blasku Słońca duszy i poczucia już tu na ziemi jego ciepła jest stopniowe wyniszczanie siebie poprzez wyzbywanie się wszystkiego, czym rozkoszuje się świat. Parafrazując słowa powyższej strofy można powiedzieć: im mniej człowieka na ziemi, tym więcej go w niebie. Oznacza to, że miłość, która pragnie spalać się dla Chrystusa jest ciągłym ponoszeniem różnorakich ofiar. Powie jednak ktoś – co wcale mnie nie dziwi – „Ofiary z siebie niech robią mnichy”. Czy jednak dobra i rzetelna  praca nie jest naznaczona ofiarą miłości i służby dla społeczeństwa? A czy małżonkowie nie składają siebie we wzajemnej ofierze miłości? A rodzice – czy nie ofiarowują siebie dziecku? Pole codziennych ofiar jest ogromne i każda forma życia – świeckiego czy duchownego – jest naznaczona ofiarą miłości. Trzeba tylko pojąć życie jako miłość ukierunkowaną na Boga i drugiego człowieka, a wyniszczenie dokona się w pewnym sensie automatycznie.

3. Ofiara z siebie dla…

            Każdy człowiek, który chce coś w życiu osiągnąć wie, że musi to kosztować wiele wyrzeczeń. Weźmy za przykład pracę naukową, której zwieńczeniem będzie stosowny tytuł naukowy. O ile dla osób, które poza studiowaniem nie mają żadnych innych zobowiązań, jest to stosunkowo proste, o tyle dla osób, które pracują zawodowo, a ponadto mają jeszcze rodziny, wiąże się to z niemałymi wyrzeczeniami i ofiarami. Przygotowanie bowiem publikacji naukowej w warunkach małżeńsko-rodzinno-zawodowych bardzo często wiąże się z „wyrywaniem” czasu, by znaleźć i zapoznać się z właściwą dla przedmiotu dysertacją literaturą. Gdy już zostanie ten etap przepracowany, trzeba znaleźć czas na pisanie samej rozprawy i nanoszenie poprawek wprowadzanych przez promotora. Wszystko to rozciąga się w przypadku takich osób na wiele lat pracy – dzielenia swego czasu, czasu dla rodziny z siedzeniem w bibliotekach i przy komputerze. Po co to wszystko? Powody często są różne. Jednakże najwłaściwszą motywacją podejmowania działalności na polu jakiejś dyscypliny naukowej jest pasja, czyli miłość poszukiwacza prawdy oraz idącego za nią dobra i piękna. A zatem prawdziwy naukowiec to człowiek, który kocha swoją pracę i zawsze znajduje dla niej czas pośród wielości innych zajęć.

            Na tym  jednak lista trudności, jakie wyrastają przed osobą zakochaną w nauce bynajmniej się nie kończy. Jedną z poważniejszych konsekwencji jest wyniszczenie siebie. Tu znów możemy zapytać o motywację podejmowania takiego wysiłku mimo świadomości, że będzie związane to z potwornym zmęczeniem i nadwyrężeniem własnego zdrowia i sił. Odpowiedź jednak będzie ta sama: miłość.

„A źródło tej miłości
Tak cudnym blaskiem lśni,
Że wszystkie życia nędze
W szczęście zamienia mi!
Duszę mą zmienia w siebie,
Płonę jak ognia żar!
Wyniszczam się sam w sobie,
To jest najdroższy dar!..”..

            Wyniszczyć samego siebie z miłości do Boga. Cóż w tym dziwnego, że są jeszcze osoby, które chcą dla Jezusa poświęcić wszystko. Dobrze, że jeszcze są tacy szaleńcy miłości. Dzięki nim świat zanurzony jedynie w promieniach słońca oświetlającego tylko to, co cielesne, być może przypomni sobie o Słońcu, które także prześwietla duszę. O ile w ziemskich pasjach człowieka pociąga blask ziemski, o tyle w sprawach duchowych człowieka pociąga blask ponadziemski, który daje więcej niż tylko szczęście na czas określony przez ramy życia. Dla Jana Bóg jest wartością, blaskiem i sensem wszystkich sensów, dla którego warto wyniszczyć samego siebie.

Zostaw komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Kwiecień 4 (827) 2025

Spis treści

Temat numeru
Zmartwychwstanie Pana Jezusa według mistyczek
Jak ks. Dolindo o grzechu uczył (cz. II)              

Rycerstwo Niepokalanej
Środki, którymi dysponuje Rycerstwo Niepokalanej    

Biografia Niepokalanej
Narodziny Najświętszej Maryi Panny

Świadectwo
Mój dziadek był masonem (…)        
Od „Kulawca” do „Cool AA-owca” (…)

Historia
1000-lecie koronacji Bolesława Chrobrego    

Publicystyka
Prawna wojna z mową (nienawiści)

Felieton
Krzyż i teleskop 
Wybór zawsze jest nasz    

Życie, małżeństwo i rodzina
Sumienie i jego deformacja (…)       
Przebaczenie i pojednanie w małżeństwie      

Z życia Kościoła
Wiadomości z Polski i ze świata      

Z życia Niepokalanowa
Z życia Niepokalanowa    

Nauczanie Kościoła świętego
Komentarz do Ewangelii na kwiecień           
Kościół o Niepokalanej    
Ojciec Maksymilian o Niepokalanej
Kompendium Katechizmu Kościoła
Refleksja duchowa        
Odpowiedzi na pytania teologiczne

Podziękowania
Listy od Czytelników            

Styczeń 1 (824) 2025

Czerwiec 6 (829) 2025

Spis treści

Temat numeru
Dzieje uroczystości Bożego Ciała
Eucharystyczny skarb
Adoracja uratowała nasze małżeństwo
Moc Eucharystii
Eucharystia w życiu Ojca Maksymiliana

Biografia Niepokalanej
Józef, mąż sprawiedliwy

Świadectwo
Wyznanie konwertyty  
Teresa – „Święta” Alkoholiczka

Publicystyka
Prawo do wyznawania religii w Polsce

Felieton
Wierzyć w Chrystusa, czyli narażać życie
Bać się w życiu trzeba tylko zdrady Chrystusa…  

Życie, małżeństwo i rodzina
Jak smartfony zmieniły dzieciństwo na gorsze –
i jak to naprawić
Eucharystia źródłem miłości w rodzinie

Z życia Kościoła
Wiadomości z Polski i ze świata      

Z życia Niepokalanowa
Z życia Niepokalanowa    

Nauczanie Kościoła świętego
Komentarz do Ewangelii na czerwiec    
Odpowiedzi na pytania teologiczne Czytelników
Fragment encykliki Ecclesia de Eucharistia św. Jana Pawła II (2003 rok)
Modlitwa św. Tomasza z Akwinu
Niepokalana w planach Boga
Bł. Rajmund Lull
Kompendium Katechizmu Kościoła
Refleksja duchowa        

Podziękowania
Listy od Czytelników            

Styczeń 1 (824) 2025