Bł. ks. Jerzy Popiełuszko
BŁ. ks. Jerzy Popiełuszko, Zbigniew Kotyłło, 2018 / wikimedia commons

Bł. ks. Jerzy Popiełuszko

Był rok 1982. Warszawskie liceum, środowisko młodzieży pełne ambicji na przyszłość i codziennych frustracji. Za namalowanie na murze: „Precz z komuną!” czy przyniesienie ulotek zostawało się bohaterem. Nasz bunt to oporniki wpięte w szarobure swetry. W październiku właśnie któryś z kolegów rzucił hasło, że jedziemy na Żoliborz, do „Stasia Kostki”, bo tam jest jakiś niesamowity ksiądz i Msze za Ojczyznę.
Trudno było wepchnąć się do środka kościoła, bo tłok i głowa przy głowie.

Po wyjściu księży do koncelebry kolega klepnął mnie w rękę i wskazał – „To jest ks. Jerzy Popiełuszko”. To był pierwszy raz, kiedy zobaczyłem Księdza. Pierwsze wrażenie, chyba zdziwienie, bo po tym, co słyszałem o Księdzu, spodziewałem się kogoś wzorem współczesnego Piotra Skargi, z rozwianym włosem, rękami wzniesionymi ku niebu. A zobaczyłem skromnego, raczej drobnego, podobnego do stojących obok innych. Chyba musi być jednak kimś wielkim, naprawdę niezwykłym, skoro tylu ludzi chce go słuchać… Tak też było.

O drodze do wolności duchowej, wyzbyciu się kłamstwa, życiu prawdą i koniecznym dawaniu świadectwa na zewnątrz, upominając się o nią w każdej chwili. To się wbijało, czasem ze wstydem, w nasze uszy, że jest to jedyny sposób, by osiągnąć wolność, niezależnie od okoliczności. I o koniecznym wyzwoleniu się od lęku, przed którym obawa prowadzi człowieka zawsze do działania wbrew sumieniu. Lęku, który jest przyczyną wewnętrznego i zewnętrznego zniewolenia.

Od tego dnia bywaliśmy na Żoliborzu w miarę regularnie. Wtedy, kiedy ze łzami w oczach, razem z tysiącami innych oczekiwaliśmy cudu Jego odnalezienia i powrotu. I wtedy, gdy z setkami tysięcy żegnaliśmy Księdza zamęczonego i zamordowanego. Było to dla wielu z nas przełomem. Dla mnie kościół Stanisława Kostki stał się „moim”, z obowiązku i wyboru, który podjąłem, w którym trwam do dzisiaj.

Parę lat temu, po protestach lewaków na ulicach Warszawy, przyszło nam – jak kiedyś u boku ks. Jerzego, tak dziś u Jego grobu, stanąć nie tylko po to, by chronić święte dla Polaków miejsce przed profanacją, ale aby w codziennej modlitwie różańcowej modlić się za przykładem ks. Jerzego o nawrócenie tych, których pogubienie doprowadziło do demoralizacji zachowania i obyczajów. Aby wypraszać dla nas umocnienie, wiarę i nadzieję na życie wieczne. Tak trwamy, już blisko pięć lat, codziennie o godz. 21.00. Modlimy się o sprawy ważne, Różańcem – jak prosił ks. Jerzy. Wierzymy, że jest z nami, także w tej symbolice swojego grobu, różańcowego krzyża, otoczony jego tajemnicami. ■

Zostaw komentarz