Camino Levante dzień 40
Gonzar – Melide (33,5 km / 45k)
Poranek zaczął się jeszcze przed świtem, o szóstej. O 7:23 ruszyłem z albergue – chłód poranka szybko ustępował przed pierwszymi promieniami słońca, które nieśmiało zaczynały przecierać ciemne niebo. Czołówka na głowie oświetlała kamienną ścieżkę, a cisza nocy była jak modlitwa. Wychodzenie nocą ma ten niezwykły urok, że człowiek nie widzi wysokości, którą ma przed sobą – i dzięki temu wspina się z większą lekkością ducha.
Na szczycie czekała mnie nagroda: różowiejący horyzont i pierwsze zorze dnia. Zatrzymałem się, by uchwycić ten moment – kilka zdjęć, kilka głębokich oddechów. Potem ruszyłem dalej, ścieżką, która powoli budziła wspomnienia z poprzednich pielgrzymek. Miejsce, które kiedyś było tylko kilkoma domami, dziś rozrosło się niczym małe miasteczko – niemal plaza mayor dla pielgrzymów. Tam wypiłem gorące Cola Cao i świeżo wyciskany sok z pomarańczy, zjadłem kilka ciastek i z nową energią ruszyłem w drogę.
Droga prowadziła raz przez asfalt, raz przez wąskie kamienne ścieżki między płotami i polami. W powietrzu unosił się zapach eukaliptusów, a słońce towarzyszyło mi niemal przez cały dzień. Gdzieś po drodze przyszła myśl – prosta, ale prawdziwa: Na Camino może nie każdy niesie Boga, ale patrząc na pielgrzymów, można śmiało powiedzieć, że każdego z nich niesie Bóg.
Palas de Rei – miasto królów i pielgrzymów
Nazwa Palas de Rei oznacza dosłownie „Pałac Króla” i sięga czasów króla Wizygotów Witeryka (VII w.). Według tradycji właśnie tutaj miał on swoje letnie rezydencje. Miejscowość ta była też ważnym punktem na średniowiecznym Camino Francés, wspomnianym w Codex Calixtinus – przewodniku pielgrzymów z XII wieku. W dawnych wiekach Palas de Rei tętniło życiem rycerskim i duchowym – organizowano tu jarmarki, turnieje, a w pobliskich wzgórzach grasowali bandoleros, którzy ponoć modlili się przed napadami na pielgrzymów (zresztą – czasem skutecznie). Dziś to miasteczko spokojne, z kościołem San Tirso o romańskim portalu, w którym wciąż czuć średniowiecznego ducha drogi.
Melide – królestwo pulpo i pielgrzymiego odpoczynku
Melide to już Galicja pełną gębą – miasto, gdzie drogi Camino Francés i Camino Primitivo splatają się w jeden nurt, jak dwie rzeki zmierzające ku Composteli. W dawnych czasach Melide posiadało mur obronny, z którego do dziś zachowała się Porta de San Roque i romański kościół Santa María de Melide, z freskami z XIV wieku – jednymi z najlepiej zachowanych w regionie.
Ale pielgrzymi znają Melide głównie z innego powodu: pulpo á feira, czyli galicyjskiej ośmiornicy. To właśnie tutaj, w słynnej Casa Ezequiel, mówi się, że podają najlepszy pulpo w całej Galicji – miękki, pachnący oliwą i papryką. Każdy pielgrzym, który dociera do Melide, powinien tu przysiąść choć na chwilę i spróbować tego dania, które jest niemal rytuałem końcówki drogi. Wielu pielgrzymów mówi, że w Galicji kończy się wysiłek ciała, a zaczyna podróż serca. I coś w tym jest – bo gdy droga staje się lżejsza, człowiek zaczyna bardziej słuchać.

Zostaw komentarz
Musisz być zalogowany by dodawać komentarze.