Dziecię Jezus – śmierć – szczęście
To jakieś koszmarne zestawienie. Wyobraź sobie krzątaninę okołoświąteczną: bieganinę po sklepach, szykowanie prezentów pod choinkę, poszukiwanie karpia i oczywiście choinki, Ostatnie porządki w mieszkaniu i wspólne ubieranie choinki. Atmosfera staje się coraz bardziej uroczysta i podniosła. Młode małżeństwo, które w końcu doczekało się własnego mieszkania, w którym przeżywa swoje pierwsze święta Bożego Narodzenia. Trzyletni brzdąc biega po mieszkaniu – wszędzie go pełno i wciąż kręci się pod nogami. W końcu nadchodzi wigilia i rodzina zasiada do wieczornej kolacji, małżonkowie łamią się opłatkiem, składając sobie życzenia. Z odtwarzacza CD sączą się jakieś kolędy. Kolacja wigilijna upływa w atmosferze miłości i szczęścia. W końcu żona zaczyna zbierać naczynia, mąż jej pomaga. Chcą jeszcze nieco odpocząć przed czekającą ich o północy Pasterką. Właśnie mąż postawił w kuchni na stole ostatnie półmiski i nagle łapie się za klatkę piersiową – ból jest przeszywający. Mężczyzna powoli osuwa się na podłogę. Przerażona żona chwyta za telefon i dzwoni po karetkę pogotowia. Niebawem przybywają ratownicy medyczni, lecz okazuje się, że nie ma tu już nic do zrobienia. Nastąpił zgon.
Nieco złudny jest tytuł króciutkiego wiersza Jana od Krzyża: „Do Dzieciątka Jezus” (Al Nińo Jesús). Dziecię Jezus na ogół kojarzy się z jakimś rozrzewnieniem, szczęściem i błogością. Ale dla Jana wszystkie te przymioty są właśnie prerogatywami, które towarzyszą spotkaniu twarzą w twarz z Dzieciątkiem Jezus.
„O mój najsłodszy Jezu,
Jeśli Twa miłość zabić mnie ma,
Niechże ta chwila teraz
To szczęście mi da!”.
Człowiek na powyższą sytuacje na ogół patrzy tylko z własnego punktu widzenia. Tymczasem perspektywa patrzenia „z góry” jest zupełnie inna.
1. Widzenie „z dołu”
Z ziemskiej perspektywy śmierć jest zawsze obarczona smutkiem, żalem i niepewnością. Ta ostatnia często rozbija się na dwa zasadnicze pytania:: czy w ogóle coś jest po tamtej stronie oraz – jeśli rzeczywiście jest jakieś „miejsce” szczęśliwości wiecznej – czy człowiek tam się dostanie. Już sam fakt, że znakomitą większość ludzi śmierć napawa przerażeniem i – nawet jeśli mówi się o niej w kontekście zbawienia (kto chciałby być zbawiony już dziś?), większość osób patrzy na nią z niechęcią. Jakoś niewiele osób spogląda na śmierć jako na przejście do domu Ojca – do Jezusa Chrystusa, który przecież dla wierzących winien być prymatem w ich życiu i Jemu winno być podporządkowane wszystko doczesne. Sytuacja ta jednak pokazuje, że mimo deklaracji wiary, – większość chrześcijan wciąż pozostaje uwiązana do bożków tego świata, którym oddaje nieustanny kult.
Śmierć osoby bliskiej zawsze związana jest z żalem i smutkiem po stracie. Rodzi ona bowiem całkowicie nową sytuacje egzystencjalną: był ktoś, z kim człowiek był w jakiejś relacji (spotykał, rozmawiał, cieszył się osobą) i nagle tej osoby na ziemi już nigdy nie będzie. Czasami to zamroczenie żalem jest tak wielkie, iż perspektywa niebytu drugiej osoby rozciąga się na całą wieczność: „Już nigdy się nie spotkamy”. Właśnie najbardziej jest bolesny ten brak – pustka po zgasłej miłości.
2. Widzenie „z góry”
Jak widzą zbawieni? Ktoś zapytał kiedyś: „Czy po śmierci – już w niebie – nie będzie odczuwał tęsknoty za swoimi? Za dziećmi? Za mężem czy żoną? Czy nie będzie zamartwiał się o ich los – o los ich dusz?
Cóż to jest niebo? Przelewające się przez duszę szczęście. Przelewa się, gdyż dusza nie jest w stanie go pomieścić. A zatem szczęście wypełnia ją aż ponad brzegi i już na nic innego nie ma w niej miejsca. Ta perspektywa sprawia, że wszystko inne schodzi na dalszy plan albo w ogóle znika z pola widzenia.
W tym właśnie kontekście należy odczytać słowa Jana od Krzyża: jeśli umrzeć z miłości do Jezusa – to niech się to stanie już dziś. Słowo „miłość” w tym kontekście wydaje się być podwójnym kluczem otwierającym bramy szczęścia:
- niezaprzeczalna miłość Jezusa do człowieka, który pragnie zbawienia wszystkich, gdyż przyjął ludzką naturę dla człowieka i za wszystkich umarł na krzyżu i wszystkim swoją śmiercią i zmartwychwstaniem otworzył perspektywę nieba;
- miłość ze strony człowieka, która jest odpowiedzią na miłość Jezusa i gotowością przyjęcia wszystkiego, co Jego miłość chce dać człowiekowi: a myśmy uwierzyli miłości – woła apostoł Jan. Z rąk Miłości jestem gotowy przyjąć nawet śmierć już dziś.
Nic zatem dziwnego, że tak wielu świętych zachęca do nieustannego życia w miłości – w poczuciu, że jestem kochany i w każdej chwili chcę odpowiadać na te niepojętą miłość, moją ludzką miłością: Ty wszystko wiesz – Ty wiesz, że Cię kocham.

Zostaw komentarz
Musisz być zalogowany by dodawać komentarze.