Grzech pierworodny jest powszechnym doświadczeniem ludzkości.
Rodzimy się zranieni grzechem i jego skutków doświadczamy przez całe życie.
Prawda o grzechu pierworodnym zawiera w sobie dwa aspekty: doświadczenia ludzkiego oraz tajemnicy. Ten pierwszy dotyczy naszego przeżywania pewnej fundamentalnej sprzeczności, tkwiącej w naszym bycie: chcę dobrze, a jakiś impuls popycha mnie w stronę przeciwną. Pomimo pragnienia szlachetności oraz dążenia do podnoszenia jakości życia i relacji z innymi okazuję się egoistą i gwałtownikiem, w dodatku obojętnym na cudzy los. Czasem ochota na przyjemność lub potwierdzenie własnej wartości jest przemożna, choć wiadomo, że to skończy się źle (por. Rz 7,18-19).
Codzienne doniesienia o przemocy, niesprawiedliwości, wykorzystaniu słabych czy nieletnich, wojnach i hipokryzji jedynie potwierdzają prawdę o wewnętrznym rozdarciu natury ludzkiej. Rzeka brudu wylewa się na wszystkich, zatruwając nasze życie zbiorowe. Czasem zło wydaje się ludziom wręcz czymś normalnym. Ta podstawowa, bolesna sprzeczność w człowieku domaga się odkupienia.
Miłość Boża jest mocniejsza
Treścią chrześcijańskiego przesłania jest odpowiedź, jakiej Bóg udzielił na naszą sytuację grzechu i śmierci, posyłając Chrystusa. Tajemnica miłości Bożej, która posunęła się
w konsekwencji aż do Krzyża, rzuca światło na naszą sytuację. Miłość Boża jest mocniejsza od bólu i śmierci. Zło w człowieku można pokonać. Człowiek, a wraz z nim całe stworzenie są do uleczenia.
Więcej jeszcze: człowiek jest nie tylko do uratowania, ale i de facto został uratowany. Bóg zastosował leczenie. Weszło ono
w dzieje ludzkie jako Osoba. Strumień światła i życia, pochodzący od Chrystusa, który pokonał na Krzyżu grzech, rozlewa się na wszystkich ludzi. „Jak w Adamie wszyscy umierają, tak też w Chrystusie wszyscy będą ożywieni” (1 Kor 15,22). Śmierć nie tylko została pokonana. W Chrystusie otrzymujemy „coś więcej”. „Gdzie wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska” (Rz 5,20).
Chrześcijanie zaciągnęliby ogromną winę wobec innych ludzi, gdyby nie głosili Chrystusa, przynoszącego odkupienie
z grzechu; gdyby nie głosili rzeczywistości
wyobcowania i upadku, a jednocześnie
łaski Bożej, w której znajdujemy ratunek.
By odbudować nasze pierwotne istnienie, potrzebujemy pomocy z nieba. Byłoby nie w porządku wobec innych, gdyby Kościół nie przestrzegał, że dążenie do samozbawienia nie ocala człowieka od zła, ale wiedzie do jeszcze większej destrukcji.
Adam zawinił, a my zbieramy cięgi
Czemu grzech Adama wyrządził krzywdę nam wszystkim? Czemu w Adamie upadamy i tracimy na zawsze dostęp do Raju? Jakże to: Adam zawinił, a my zbieramy cięgi? Jakże mogliśmy w nim zgrzeszyć, skoro nas tam jeszcze nie było?
Oddajmy raz jeszcze głos ks. Dolindo
i spróbujmy sobie wyobrazić wraz z nim taką
sytuację – Otóż król postanowił pasować na zarządcę swego pałacu pewnego sługę. Powiedział do niego: „Widzę, że jesteś bardziej uzdolniony od innych. Pragnę ci powierzyć delikatne zadanie. Będziesz zarządzał mym domem. Oto klucz do moich osobistych komnat. Jeśli okażesz się wierny i godny zaufania, pasuję cię na księcia i wyposażę w wiele posiadłości. Nawet osobiście ci je wręczę. Gdybyś miał się jednak okazać łotrem, wszystko ci zabiorę”.
Pewnego razu nakryto biedaka, jak wdarłszy się do osobistych pomieszczeń króla, okradał go z cennych dóbr. Został od razu wyrzucony z pracy, zrównany z nędzarzami i pozbawiony wszelkich posiadłości.
Czyż nędznik ten, będący niedawno jeszcze najwyższym dostojnikiem w królestwie, będzie miał jeszcze jakieś prawo, by nazywać swe dzieci książętami? Nie, bo stracił wszelkie tytuły
i przywileje. Czy jego dzieci będą bogate? Ależ skąd! Przecież wszystko przepadło. Jego potomkowie, mimo że nie dopuścili się osobiście żadnej przewiny względem króla, wskutek błędów ich ojca pozostaną bez tytułów i bez bogactw.
Występek ojca miał wielkie znaczenie – położył się cieniem na całej rodzinie i kolejnych pokoleniach. Adam, grzesząc, pozbawił ludzką
naturę wielkich przywilejów ze strony Boga.
Kolejne dzieci, przychodząc na świat, będą nosić na sobie piętno i hańbę pozostawioną im
w spadku przez niechlubnej sławy przodka.
Ludzki grzech a śmierć Zbawiciela
Prawda o grzechu pierworodnym potrzebuje jednocześnie prawdy o śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa. Czemu jednak, aby wyzwo-
lić się ze zła, każdy człowiek potrzebuje spotkać się z ukrzyżowaną miłością Zbawiciela?
Jeśli ktoś, upadając, połamie sobie ręce i nogi, czyż będzie w stanie podnieść się o własnych siłach? Wręcz przeciwnie, będzie potrzebował kogoś silniejszego od siebie, kto dla niego schyli się do samej ziemi, a nawet do niej przylgnie, by stamtąd tamtego podźwignąć.
Jeśli wpadnie w ciernie i cały się porani, ratujący go też będzie musiał pokrwawić sobie ręce. Ks. Dolindo sięga po jeszcze jedno porównanie: jeśli stłuczesz cenną wazę w muzeum, pójdziesz za to siedzieć, chyba że ktoś pokryje za ciebie wszystkie straty. Czyniąc to, odczuje ból… w kieszeni. Jeśli potkniesz się
i upuścisz ciężki przedmiot, i ktoś postanowi pomóc ci zanieść go do domu, poczuje także ból jego ciężaru… na plecach i w kręgosłupie.
By naprawić jakieś zniszczenie, trzeba przyjąć dwa warunki: postawić się w położeniu nieszczęśnika i wziąć na siebie konsekwencje jego porażki.
Zniżył się do samej ziemi
A oto jeszcze inny przykład przywołany przez ks. Dolindo – Pewna biedna kobieta upuściła na ziemię kosz wypełniony jajami. Przechodzący mężczyzna nie tylko rzucił się na ziemię, by pozbierać to, co dało się uratować, ale ponadto dyskretnie wsunął do koszyka kobiety banknot o znacznym nominale. Nie tylko podzielił upadek kobiety, ale i wziął na siebie koszty zrekompensowania z nadwyżką tego, co utraciła.
Przykład opowiedziany przez ks. Dolindo posłużył mu do zbudowania następującej analogii – Człowiek, popełniwszy grzechy, w żaden sposób nie mógł ocalić samego siebie własnymi siłami. Bezpowrotnie utracił wszystkie dobra duchowe i nie miał na wyrównanie strat. Kto mógł go wybawić? Tylko Bóg, który kierując się miłosierdziem, posłał swego Syna. Ten zaś zszedł do poziomu naszej porażki, wziął na Siebie naszą nędzę, przecierpiał za nas wyrządzoną krzywdę i przezwyciężył śmierć, w której się pogrążyliśmy.
Jeśli chciałbym wyczyścić ci buty – kontynuował neapolitański kaznodzieja – muszę zniżyć się do samej ziemi. Jestem wtedy twym sługą? Owszem. Mógłbym być zarazem królem Anglii, prezydentem USA lub samym papieżem. Podobnie Chrystus, będąc Bogiem, przy pomocy swej ludzkiej natury uniżył się i wydał na śmierć, by nas z niej uratować i wynieść do godności synów Bożych oraz uczestników Swego zmartwychwstania. Nie tylko pokonał w nas grzech, ale i wyniósł nas do Swej chwały. Śmiertelną ranę, zadaną nam przez grzech pierworodny, uzdrowiła bezmierna miłość Chrystusa. Dziś o niej należy ludziom mówić, ale i przekazywać ją poprzez sakramenty.
Gdyby wymyślono skuteczne lekarstwo do ratowania ludzi z raka, wówczas sama informacja o tym nie wystarczyłaby. Potrzebne byłoby ambulatorium, w którym człowiek mógłby przyjąć odpowiednią dawkę leku. I w ten sposób rozpocząć terapię – nawrócenie.
Obowiązkiem każdego chrześcijanina jest walka z grzechem i przyczynianie się do zbawienia innych dusz. Także wówczas, gdy świat nie chce już słyszeć o grzechu i jego następstwach – taką, niepopularną dziś, naukę pozostawił nam Sługa Boży ks. Dolindo Ruotolo.
Zostaw komentarz