Jak sprawić, by miłość trwała latami? (1)
Ślubuję Ci / Depositphotos

Jak sprawić, by miłość trwała latami? (1)

Czy to możliwe, by nawet po 30 latach małżeństwa nadal kochać się – nie tylko na poziomie aktu woli i przywiązania, ale też na poziomie pozytywnych emocji? Okazuje się, że tak. Badania naukowe podpowiadają, co konkretnie możemy robić, by miłość w związku nie tylko nie gasła, ale wręcz rozkwitała. Trwała miłość nie jest literacką fikcją ani mrzonką w stylu komedii romantycznych. Normą jest doświadczanie naturalnego spadku emocjonalnej intensywności po pierwszych latach bycia razem.

Często mówi się o naturalnych zmianach, etapach miłości – od zakochania i różowych okularów, sprawiających, że nie widzimy świata poza ukochaną osobą, przez rozczarowanie, do miłości opartej na wzajemnej znajomości, przywiązaniu – miłości głębokiej, będącej aktem woli. Jednak istnieją pary, które nawet po dekadach wspólnego życia twierdzą, że są w sobie zakochane. Dr Arthur Aron, psycholog z Uniwersytetu Stony Brook, przeprowadził szeroko zakrojone badania, które udowadniają, że nie jest to zjawisko marginalne.

W reprezentatywnej próbie małżeństw trwających co najmniej 10 lat aż 40% osób deklarowało silne pozytywne uczucia wobec swojego partnera. Co ważne, te subiektywne deklaracje znalazły potwierdzenie w badaniach neurobiologicznych: skany mózgu wykazały, że aktywność obszarów związanych z nagrodą i przywiązaniem była u tych osób równie wysoka, jak u nowo zakochanych. To ciekawe odkrycie rodzi jednak ważne pytanie: dlaczego jednym udaje się utrzymać uczucie przez dekady, a innym nie? Czy istnieje jakaś formuła, zestaw czynników, które zwiększają szanse na trwałą miłość? Okazuje się, że tak – choć nie są to ani proste, ani wygodne odpowiedzi.

Przede wszystkim trzeba sobie jasno powiedzieć: trwała miłość to nie łut szczęścia, ale wynik codziennej, świadomej pracy nad sobą i nad relacją. To także efekt dojrzałości emocjonalnej i gotowości do inwestowania w więź nawet wtedy, gdy nie przynosi ona natychmiastowej gratyfikacji. Co zatem naprawdę ma znaczenie dla rozwijania miłości małżeńskiej? Badacze zwracają uwagę na sposób, w jaki partnerzy radzą sobie z własnymi emocjami i emocjami drugiej osoby. Jeśli zarówno żona, jak i mąż wierzą, że szczerość emocjonalna jest wartością, będą sobie bliżsi nawet w trudnych chwilach.

Jeśli zaś jedna osoba z pary dusi w sobie emocje, a druga próbuje o nich rozmawiać i je wyrażać, napięcie będzie się kumulować. Dlatego ważne jest wypracowanie na początku małżeństwa sposobu, w jaki będziemy radzić sobie z trudnymi emocjami. Nie chodzi o „wentylację” uczuć, czyli że przeżywając złość, będziemy na siebie krzyczeć, ale o to, że uczymy się o nich rozmawiać, tak by konflikt rozwiązywać, zanim dojrzeje do pełnowymiarowego kryzysu.

Jednym z najbardziej niedocenianych aspektów wpływających na jakość związku jest kondycja psychiczna małżonków. Osoby z niską samooceną, cierpiące na depresję lub chroniczne lęki często nie są w stanie przyjąć miłości – nawet jeśli otrzymują ją w obfitości. Jeśli ktoś uważa, iż nie zasługuje na miłość, to będzie podważać uczucia męża lub żony. Dlatego czasem najlepszym krokiem w stronę lepszego związku jest praca nad sobą: psychoterapia czy też generalnie zadbanie o swoje zdrowie psychiczne.

Relacja to system naczyń połączonych. Kiedy jedna osoba cierpi, druga osoba również odczuwa napięcie. Stres działa jak filtr: zniekształca postrzeganie rzeczywistości, wyostrza konflikty, redukuje naszą zdolność do empatii. W sytuacjach kryzysowych, takich jak utrata pracy, śmierć bliskiej osoby czy długotrwała choroba, małżonkowie muszą świadomie ćwiczyć wyrozumiałość i pamiętać, że nie każde trudne zachowanie wynika ze złej woli. Trzeba uczyć się widzieć nie tylko to, co ktoś robi, ale dlaczego to robi – i reagować nie tyle na objawy, co na przyczynę.

Ważnym elementem bliskości jest komunikacja – ale nie byle jaka. Chodzi o coś więcej niż przekazywanie informacji. Chodzi o responsywność, tj. zdolność do zauważania, rozumienia i adekwatnego reagowania na sygnały emocjonalne małżonka. Psycholog Harry Reis udowodnił, że poczucie bycia wysłuchanym i zrozumianym to najważniejszy wskaźnik jakości związku. Dlatego warto ćwiczyć umiejętność uważnego słuchania, zadawania pytań otwartych, a także ujawniania własnych przeżyć w sposób szczery, ale nie obciążający. Nie sposób pominąć kwestii konfliktu. Ciche dni, oskarżenia, odgrzewanie dawnych win – to wszystko prowadzi donikąd.

John Gottman, jeden z najważniejszych badaczy małżeństw, opisał „czterech jeźdźców apokalipsy”: krytycyzm, pogarda, defensywność i unikanie. Gdy pojawią się w relacji na stałe, są niemal gwarancją jej rozpadu. Przeciwwagą jest przyjęcie perspektywy „trzeciej osoby”: życzliwego obserwatora, który nie staje po żadnej ze stron, ale zależy mu na powodzeniu związku. Umiejętność czasowego wycofania się z rozmowy, gdy emocje sięgają zenitu, to nie ucieczka, lecz wyraz dojrzałości.

Czy zatem miłość naprawdę może trwać całe życie? Badania Arona i jego współpracowników sugerują, że tak – ale pod warunkiem, że jest nieustannie „dożywiana” nowymi doświadczeniami. Chodzi o tzw. samorozszerzanie: wspólne zdobywanie nowych umiejętności, odwiedzanie nowych miejsc, przeżywanie rzeczy, które nas rozwijają. To może być kurs tańca, wspólne gotowanie, spływ kajakowy czy podróż do nieznanej miejscowości. Kluczem nie jest skala, lecz nowość i zaangażowanie. Z badań Arona wynika, że pary, które przez kilka tygodni regularnie wykonywały wspólnie nowe, ekscytujące aktywności, deklarowały znaczący wzrost zadowolenia ze związku. ■

Zostaw komentarz