Podziękowania Najświętszej Maryi Pannie, św. Maksymilianowi i naszym świętym Orędownikom
Szczęść Boże! Spełniam obietnicę daną 8 marca 2023 roku i na łamach „Rycerza Niepokalanej” dziękuję Matce Bożej Nieustającej Pomocy za szczęśliwą operację, a za wyproszenie tej łaski dziękuję św. Ojcu Maksymilianowi Kolbemu. Nadmieniam, że przeszłam skomplikowaną operację dwóch złośliwych nowotworów i 12 dawek chemioterapii. Obecnie czuję się dobrze, jeżdżę systematycznie na kontrolne badania.
Dziękuję za wszystkie łaski, zdrowie i odporność psychiczną w różnych okresach życia. Przeszłam rozległy zawał serca, kompresyjne złamanie trzonu kręgu,
z czego wyszłam obronną ręką. Jeszcze raz dziękuję za wsparcie Matki Bożej w każdym dniu życia i proszę o dalszą opiekę.
WIERNA CZCICIELKA
Bardzo chciałam podziękować Panu Jezusowi, Matce Bożej i wszystkim Świętym za opiekę nade mną i całą rodziną.
Z całego serca dziękuję Matce Bożej
Nieustającej Pomocy za uzdrowienie mo-
jego syna i za jego życie. Dziękuję za
uleczenie mnie z bardzo ciężkiej choroby. Jadąc z mężem samochodem, o mało nie zderzyliśmy się z drugim autem, ale Matka Boża uratowała nas od śmierci. Dziękuję Matce Bożej za każdą pomoc w moim życiu, Panu Jezusowi dziękuję za obecność w moim życiu, a wszystkim Świętym za to, że zawsze pomagają mi, kiedy ich proszę. Panu Bogu Najwyższemu dziękuję za wiarę, nadzieję i miłość. Dziękuję Bogu za moje życie.
WDZIĘCZNA JADWIGA
Świadectwo o Cudownym Medaliku, który chciał być ofiarowany
Jestem pielgrzymem. To świadectwo tak jakoś „samo” ostatnio mi powróciło. Być może więc jest teraz dobry czas, aby się nim podzielić.
Pracowałam wtedy w Niemczech. Opiekowałam się przez rok starszą panią, aż do jej śmierci. Ponieważ niemiecka rodzina pacjentki wiedziała o tym, że jestem osobą wierzącą, co weekend dostawałam samochód, by dojechać do pobliskiego miasteczka na Mszę świętą. Moi współmieszkańcy byli luteranami, ale bardzo dobrze współgraliśmy (to temat na inne świadectwo).
Ja, będąc człowiekiem „wiecznie w dro-
dze”, zawsze miałam przy sobie w to-
rebce jakieś medaliki, różaniec itp.
Tamtego dnia przyjechałam do kościoła wcześniej, gdyż był to jedyny dzień w miesiącu, gdy można było skorzystać ze spowiedzi świętej. W naszej parafii, Melle (Niedersachsen), było wielu wierzących, jednak ze spowiedzi korzystało bardzo niewielu. Usiadłam w ławce, w bocznej kaplicy. Z lewej strony stał konfesjonał
w dużej zabudowanej formie. Przede mną w ławce siedziała mocno starsza pani, również czekająca na spowiedź.
Nagle poczułam mocne poruszenie. Jakaś myśl nakazywała mi wstać, podejść do tej pani i dać jej Cudowny Medalik. Kłóciłam się z tą myślą. – „Nie. Nie pójdę” – pomyślałam.
Natrętny nakaz jednak powracał. – „Nie!” – kolejny raz zaprzeczyłam. Nakaz powracał z coraz większą siłą, jakby wyciągając mnie z ławki. – „Jak to? Ja mam podejść do owej, nieznanej mi, starszej Niemki i wręczyć jej medalik? To absolutnie niemożliwe. Nie wiem jak i dlaczego. Nie!”
Ponieważ owa myśl była coraz mocniejsza, powiedziałam: – Panie Boże, nie pójdę, bo przecież czekam na spowiedź. Ta pani też. Nie będę jej przeszkadzać. –
Na takie argumenty ów nakaz ustąpił…
Byłam teraz bardzo zadowolona. Cisza, spokój. Spokojnie doczekałyśmy się, przyszedł ksiądz spowiednik i najpierw w dużym konfesjonale za drewnianymi drzwiami zniknęła owa staruszka, a potem ja. Gdy wychodziłam po spowiedzi, i otwierając drzwi, zobaczyłam w ławce ową starszą panią, ów szaleńczy nakaz powrócił ze zdwojoną siłą. – „Podejdź i daj
jej medalik!” – „Dobrze” – pomyślałam. –
„Ja już nie mam siły z Tobą walczyć”.
Zaczęłam szukać w torebce, znalazłam medalik… – „Ale co ja mam jej powiedzieć?” – pomyślałam.
Podeszłam do staruszki. Powiedziałam spontanicznie: – Przepraszam, ja mam prezent dla ciebie z mojego kraju. – I dałam jej medalik. Chciałam to zrobić jak najszybciej i „uciec” do drugiej części kościoła. Babcia wstała. Była zaskoczona. Wzięła medalik w ręce. – A z jakiego kraju jesteś? – zapytała po niemiecku. – Ja z Polski – odpowiedziałam. Wtedy babci oczy stały się wielkie i wypełnione łzami. – Ja też! – powiedziała z mocnym niemieckim akcentem. – Ja ze Ślonzko,
z Opola. Ja tu w fabryce Opla pracowała.
Byłam w jeszcze większym szoku niż owa babcia. Uściskałam ją. I poszłam odetchnąć, i przemyśleć sobie wszystko, do drugiej części kościoła; tam miała być za kilka minut Msza święta. Gdy usiadłam
w ławce, wołałam do Boga: – Zobacz, jaka ja jestem głupia, Boże, a jaki Ty jesteś mądry!
Tak siedziałam, próbując uspokoić moje emocje, gdy nagle usłyszałam jakieś szuuu …ru, szuuuu …ru – to ta starsza pani o laseczce, nierównym krokiem, „przyszurała” do mnie. Usiadła obok mnie. Klepnęła mnie ręką w kolano i bardzo zadowolona powiedziała: – No, to tera jesteśmy we dwie!
Uff, jaka to radość!
Czasami jeszcze spotykałam ją w tym kościele. Lecz po śmierci mojej podopiecznej Almy wyjechałam na inne miejsce, na inną misję. To wspomnienie sprzed około 10 lat nadal pozostaje bardzo żywe. A tej jesieni przyszedł czas, by się z Wami nim podzielić. Pozdrawiam – obecnie ze Szkocji.
IWONA