W dzisiejszym świecie zauważalna jest tendencja
do ograniczania swobody wypowiedzi. Człowiek, jeśli nie znieważa nikogo swoim słowem, powinien mieć prawo do wypowiadania się
i swobodnego głoszenia swoich poglądów.
Dla wierzących jest to kwestia szczególnie istotna ze względu na misję głoszenia Ewangelii, którą zlecił nam Pan
Jezus: „Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu
w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem” (Mt 28,19-20).
Głoszenie wszystkich słów Pana Jezusa to mówienie także o grzechu i innych sprawach, których współczesny świat ani nie ma ochoty słuchać, ani nawet nie chce, by ktokolwiek o tym mówił. Chodzi np. o kwestie dotyczące ludzkiej płciowości czy życia ludzkiego. Obecnie istnieje wielkie niebezpieczeństwo, że dla uciszenia tych, którzy chcą nazywać rzeczy po imieniu i mówić, co jest dobre, a co złe, pod groźbą kar, także więzienia, zostanie wprowadzona cenzura wypowiedzi.
Stanowisko Unii Europejskiej
W lutym 2021 roku Komisja Europejska stwierdziła, że Polska uchybiła przepisom prawa unijnego nieprawidłowo wprowadzając unijną decyzję „w sprawie zwalczania pewnych form i przejawów rasizmu i ksenofobii za pomocą środków prawnokarnych”. Komisji chodziło o to, że polskie prawo karne zbyt ogólnie określa czyny karalne, polegające na podżeganiu do szeroko pojętej nienawiści, nie wyszczególniając podżegania do nienawiści na tle „rasistowskim” i „ksenofobicznym” – tak jakby nienawiść na tle „rasistowskim i ksenofobicznym” powinna być „szczególniej”
traktowana w stosunku do innych form nienawiści („bez przymiotnikowej”)!
Postulaty ówczesnego Rzecznika Praw Obywatelskich głosiły takie hasła, jak m.in.: ściganie z urzędu (przez organa ścigania) przestępstw motywowanych uprzedzeniami (w tym ze względu na czyjąś orientację seksualną i tożsamość płciową), karalność samego członkostwa w organizacjach „odwołujących się do totalitaryzmów”, wprowadzenie ustawowej definicji mowy nienawiści i skuteczniejsze oczyszczanie Internetu z takich treści oraz szerokie kampanie społeczne, edukacyjne i szkoleniowe dla różnych środowisk o szkodliwości mowy nienawiści.
Na te postulaty odpowiedziała w obszernym stanowisku Anna Schmidt, ówczesna Pełnomocnik Rządu ds. Równego Traktowania, która przypomniała, że dotychczasowe przepisy polskiego prawa w odpowiedni sposób zabezpieczają ściganie przestępstw motywowane dyskryminacją kogokolwiek – bez konieczności wprowadzania dodatkowych kryteriów mniejszościowych, identyfikujących osobę pokrzywdzonego. Wskazała na niezasadność dokonywania ustawowej próby definiowania pojęcia nienawiści, które zostało wystarczająco zdefiniowane w dotychczasowym orzecznictwie sądowym i zakłada rozróżnienie działań motywowanych „nienawiścią” od dopuszczalnego prawnie ujawniania uczuć „dezaprobaty”, „antypatii”, „uprzedzenia” czy też „niechęci”.
Obecne działania ustawodawcze
Wydawało się, że powyższe wyjaśnienia zamknęły temat „doprecyzowania” nienawiści (w kierunku bliżej nieokreślonej ksenofobii). Niestety niedługo po ostatnich wyborach parlamentarnych, bo już w styczniu ubiegłego roku, nowo powołane kierownictwo resortu sprawiedliwości rozpoczęło intensywne prace, aby wprowadzić w naszej Ojczyźnie regulacje prawne, mające na celu „chronić obywateli” przed tzw. mową nienawiści oraz szerzej – przed potencjalnymi „przestępstwami z nienawiści”.
Zostały wtedy przygotowane przepisy karne, przewidujące, że przestępstwa motywowane nienawiścią będą się odnosiły także do takich cech, jak: „płeć”, „orientacja seksualna” lub „tożsamość płciowa”. W świetle tych propozycji, za „publiczne znieważenie” jakiejś osoby lub grupy osób, ze względu na m.in. „orientację seksualną” czy też „tożsamość płciową”, będzie groziła odpowiedzialność karna do trzech lat pozbawienia wolności, a za stosowanie przemocy lub „gróźb bezprawnych” wobec osób o tego typu cechach przewidywana kara ma wynosić nawet do pięciu lat więzienia.
Zmiana prezydenta w USA
Dość niespodziewanym problemem dla kierujących dzisiaj Unią Europejską jest powrót do władzy w USA Donalda Trumpa, który niemal natychmiast po swoim styczniowym zaprzysiężeniu zapowiedział radykalne odejście od dotychczasowej – wspierającej wszelkie działania mające na celu prawne zwalczanie i karanie tzw. mowy nienawiści – polityki swojego poprzednika, Joe Bidena.
Zdaniem prezydenta Trumpa wspieranie metody prawnego zwalczania tzw. mowy nienawiści w swojej istocie stawało się instrumentem promowania oraz przyznawania specjalnej prawnej ochrony coraz silniej panoszącej się ideologii gender. Według Prezydenta oraz innych krytyków, rozszerzanie zakresu karania za tzw. mowę nienawiści w swej istocie stanowiło formę cenzury wobec wszelkich opinii i zachowań niepoddających się swoistemu terrorowi wszechobecnego „kultu” genderyzmu. Już same zapowiedzi Donalda Trumpa sprawiły, że jeszcze przed jego zaprzysiężeniem właściciele największych portali społecznościowych zapowiedzieli odejście od wprowadzonych prywatnych polityk cenzurowania swobody wypowiedzi w tzw. social mediach.
Dobitnie przypomniał o tym obecny na lutowej, monachijskiej konferencji dotyczącej bezpieczeństwa – wiceprezydent USA
J.D. Vance.
Głos Kościoła
3 lutego bieżącego roku Rada Konferencji Episkopatu Polski ds. Społecznych wydała komunikat, w którym porusza kwestię niebezpieczeństwa ograniczenia swobody wypowiedzi i wolności religijnej w Polsce.
W komunikacie możemy przeczytać m.in.: „Jako rozwiązanie problemu wzrastającej wrogości, wiodącej ku nienawiści, proponuje się ograniczanie swobody wypowiedzi, w szczególności wypowiadania sądów wartościujących, pod pretekstem walki
z tzw. «mową nienawiści». Jest to rozwiązanie pozorne. Ten niejednoznaczny termin prowadzić może, pod fasadą troski o niedyskryminację, do ograniczania wolności słowa
i wolności religijnej, które są przecież niezbędne w tworzeniu warunków swobodnej debaty publicznej, w której ludzie wyznający różne religie lub światopoglądy mogą
w możliwie pełny i głęboki sposób poszukiwać odpowiedzi na pytania o sens bycia człowiekiem czy zaangażowania w sprawy świata”.
Sytuacja w Polsce
Tymczasem obecnie w polskim parlamencie po rocznej przerwie powrócił temat karnoprawnej regulacji tzw. mowy nienawiści. Projekt ten krytykowany jest przez szereg środowisk, w tym także prawniczych, które zarzucają mu w zakamuflowany sposób wprowadzanie cenzury wypowiedzi. Eksperci wyrażają obawy, że regulacje dotyczące tzw. mowy nienawiści mogą prowadzić do nadmiernego ograniczenia wolności słowa, zwłaszcza w mediach społecznościowych. Podkreślają, że nieprecyzyjne definicje mowy nienawiści mogą być wykorzystywane do tłumienia debat publicznych
i karania za wypowiedzi niezgodne z dominującymi poglądami politycznymi czy ideologicznymi.
W tak delikatnej kwestii kluczowe jest zachowanie równowagi między przeciwdziałaniem mowie nienawiści a ochroną fundamentalnej wolności słowa, aby nie dopuścić do sytuacji, w której prawo staje się narzędziem cenzury.
Zostaw komentarz