Cześć 5
„Moja pieśń na dzień dzisiejszy” to chyba jeden z najpiękniejszych utworów literackich, jaki wyszedł spod pióra Teresy od Dzieciątka Jezus. Z pewnością świadczy o tym wielość jego wykonań w wersji śpiewanej. Podejmując jednak myśl św. Teresy zawartą w tymże utworze spróbujemy w kolejnych odsłonach naszkicować pewien program życia duchowego, który Święta zawarła w poszczególnych strofach swego utworu.
Koniec czy przejście?
„Wszystko płynie” – wszystko podlega nieustannej przemianie. Wszystko, co nosi w sobie pierwiastek materialny podlega nieuchronnemu prawu zniszczenia. Teresa jest w pełni świadoma tego prawa, ale dla niej ta zasada jest radosną szansą, której w żaden sposób nie może zaprzepaścić. Człowiek bowiem jako złożenie tego, co materialne i tego, co duchowe, wprawdzie podlega prawu śmierci, jak cała materia stworzona, jednak ów pierwiastek duchowy, który został mu dany w jednostkowym akcie stwórczym Boga, jest naznaczony znamieniem nieśmiertelności. W pakiecie zwanym „życie” każdy człowiek otrzymał ów pierwiastek wraz z zaproszeniem do wieczności. Nie jesteśmy bowiem stworzeni, by żyć i umrzeć, jak inne stworzenia, lecz by żyć i dalej Żyć. Prawda ta została głęboko wyrażona przez samego Jezusa, który odwołując się do patriarchów, nazywa Boga – Bogiem żyjących. Słowa, które tak często są znakiem prawdziwości (znakiem rozpoznawczym) objawiającego się Boga, który przedstawia się jako Bóg Abrahama, Izaaka i Jakuba, gdy – jak powszechnie wiadomo – oni nie żyją już od wieków, świadczą tylko o tym, że Bóg zapewnił im życie wieczne i wciąż pozostaje ich Bogiem. W tym kontekście nadzieja nieśmiertelności człowieka zdaje się graniczyć niemal z pewnością, Ponadto świadczą o tym wszystkie zapowiedzi samego Jezusa, który odchodzi, by przygotować nam miejsce. Dla Teresy ta perspektywa – te wielkie obietnice są przedmiotem nieustannej tęsknoty. W niej miłość została podniesiona aż do granic niecierpliwości, by w końcu zobaczyć swego Umiłowanego twarzą w twarz. Dlatego woła:
„Ach, skończy się wkrótce, to moje wygnanie,
Wiecznego blask zalśni mi słońca”.
Dla Tereski pozostawanie choćby jeszcze tylko chwilę bez Umiłowanego staje się torturą nie do zniesienia. Owa tęsknota rodzi w niej ciągłą gotowość do przejścia i ciągłe pragnienie dowodzenia swemu Umiłowanemu, jak bardzo Go kocha i jak bardzo za Nim tęskni. Gotowość, tak często nazywana w Ewangelii „czuwaniem” jest właśnie tą dyspozycją człowieka, by wyjść na spotkanie przychodzącego Chrystusa, który może w godzinie, której się nie domyślamy, przyjść w sposób zobiektywizowany (Paruzja) i zindywidualizowany (śmierć człowieka). W obu przypadkach kresem jest przejście, które jest powrotem do źródeł istnienia. Skoro bowiem ludzki duch został każdemu dany w osobnym akcie stwórczym – to naturalną konsekwencją tego pierwszego aktu jest jego ciążenie ku swemu Stwórcy. Człowiek zatem, który żyje i porusza się w wymiarze duchowym zaczyna w pewnym momencie odczuwać, że jest na jakimś wygnaniu. Choćby miał wokół siebie absolutnie wszystko – to jednak brak bezpośredniego widzenia Jezusa, staje się nie do zniesienia. Jezus jest dla Tereski słońcem, które w końcu wzejdzie w dniu wieczności. Ziemia zaś jest mrokiem, gdyż nie ma na niej Słońca – są tylko Jego przebłyski: Eucharystia, modlitwa, doświadczane dobro, ale całość życia pozostaje zanurzona w ciemnościach. Stąd też Teresa czeka z tęsknotą na ten dzień.
Wczoraj, dziś, jutro… Czas biegnie i wciąż przemija. Człowiek naznaczony piętnem czasowości wciąż żyje w niepewności tego, co ma nadejść. Nie może się do końca radować swoim „dziś”, jeśli w jego perspektywie zbliża się niepewne „Jutro”. W tym właśnie tkwi drugi powód tęsknoty Teresy, by „dzisiaj” było już na zawsze „dziś:, Tereska chce swemu Stwórcy wyśpiewać tę radość, gdy już będzie świętować swoje „dziś”:
„I śpiewać Ci będę na wieki, o Panie,
To,«dzisiaj» bez kresu i końca”.
Pewien przedsmak i zapowiedź tego dnia można odnaleźć w każdej niedzieli. Można, o ile człowiek umie świętować dzień dla Pana. Współczesny świat zapomniał, że niedziela jest „dniem dla Pana” (dies Domini). Każda bowiem niedziela odsyła nas do poczwórnego wymiaru jej przeżywania:
- kontemplacja wielkich dzieł Bożych w dniu, w którym Bóg odpoczął w siódmym dniu po całym dziele, którego dokonał;
- pierwszy dzień tygodnia, gdy Pan zmartwychwstał;
- dzień Pięćdziesiątnicy, gdy w pierwszy dzień tygo dnia zstąpił Duch Święty na zebranych w Wieczerniku;
- dzień wybiegający ku wieczności jako spoczynek w Bogu – w wieczności bowiem na zawsze spoczniemy w Panu, będzie to odpoczynek na miarę Boga.
A zatem świętowanie niedzieli w tych wymiarach, otwiera przed człowiekiem perspektywę „dzisiaj”, które w wieczności będzie nieprzerwanym pasmem szczęścia.
Przesłanie, jakie płynie z poematu Teresy „Moja pieśń na dzień dzisiejszy” jest potokiem nadziei i otuchy, które Święta z Lisieux wlewa w serca szukające sensu swego życia, w serca przygniecione jjarzmem doczesności. w serca, które chcą wierzyć, że czas życia na ziemi jest zaledwie małą cząstką tego czasu, którym człowiek będzie obdarzony w wieczności – czasem nieskończonym, gdyż nie będzie on już mierzony minutami, lecz miłością.
Zostaw komentarz