Camino Levante dzień 39
Sarria – Portomarín – Gonzar (ok. 30km) 42k
Dzień zaczął się spokojnie, o świcie. Około 7:06 wyszedłem z albergue w Sarria, jeszcze w lekkiej mżawce. Ulice pachniały wilgocią, a niebo — jakby zaspane po nocnym deszczu. Pierwsze kilometry były jak preludium do dnia: trochę w górę, trochę w dół, z szumem lasu i śpiewem ptaków budzących się do życia. Po pięciu kilometrach – pierwszy przystanek. Mały bar, łyk coca-coli i spotkanie z Polakiem, Adamem. Kilka słów o drodze, o Camino, o życiu. Potem każdy ruszył swoim tempem — ja spokojnie, wsłuchany w rytm własnych kroków.
Z każdym kilometrem niebo się rozjaśniało, aż wreszcie zza chmur wyszło słońce, rozlewając złoto po zielonych wzgórzach Galicji. Camino nabrało barw, a dusza – lekkości. Przez Barbadelo, Rente, Brea, Ferreiros, aż do Vilachá, gdzie droga zaczyna gwałtownie opadać ku dolinie rzeki Miño. Tam, w dole, czekało Portomarín — miasteczko przeniesione kamień po kamieniu, kiedy stare zatonęło w wodach zbiornika Belesar. Przed Portomarín dogonił mnie znowu Adam. Zatrzymaliśmy się razem na posiłek, odpoczęliśmy chwilę i podzieliliśmy ten moment — prosty, ale dobry jak chleb i rozmowa.
Potem ruszyliśmy dalej, już razem, aż do mojego noclegu w Gonzar. Adam, pełen sił, postanowił iść dalej — Camino go niosło. Ja zostałem, wdzięczny za spotkanie i za to, że w tej pielgrzymiej ciszy Pan Bóg potrafi postawić na drodze ludzi, którzy na chwilę idą obok, by przypomnieć, że nikt nie wędruje sam. Nie ma większego zwycięstwa niż dojść dalej niż się planowało choć ciało woła o odpoczynek. Bo w tej wędrówce każdy kilometr staje się modlitwą, a każdy krok – wdzięcznością. Camino jest jak rozmowa — czasem idziesz w milczeniu, czasem w słowach. Ale zawsze we wspólnym kierunku.

Zostaw komentarz
Musisz być zalogowany by dodawać komentarze.