Współpracownicy Ojca Maksymiliana Kolbego

Współpracownicy Ojca Maksymiliana Kolbego


– to seria fabularyzowanych opowiadań, prezentujących ciekawe epizody z życia bliskich współpracowników św. Maksymiliana Kolbego. Pierwsze z opowiadań poświęcone jest o. Antoninowi Bajewskiemu. Kolejne epizody – w przygotowaniu.

Niepokalanowski wikariusz

(Jan Antonin Bajewski, 1915 – 1941)

Wilno, rodzinne miasto… Dostojny, barokowy kościół Świętego Ducha, w którym został ochrzczony, i cmentarz na Rossie, milczący świadek wieków, które upłynęły. Wznoszące się nad miastem wzgórze Trzech Krzyży, skąd rozciągał się malowniczy widok na wijące się w dole Wilię i Wilejkę, oraz czerwone dachy Starego Miasta. Gimnazjum humanistyczne im. Adama Mickiewicza, w którym pobierał naukę, i droga sercu wilnian kaplica Ostrej Bramy z cudownym obrazem Matki Miłosierdzia. Wszystkie te wspomnienia z miejsc, które ukształtowały jego tożsamość, głęboko zapadły w pamięć młodego o. Antonina Bajewskiego.

Po święceniach kapłańskich w Krakowie w maju 1939 roku, skierowany został do pracy w klasztorze w Niepokalanowie. Powierzonego mu zadania młody kapłan podjął się z pewną dozą niepewności, ale również z nadzieją. Kiedy stanął przed obliczem
o. Maksymiliana, założyciel klasztoru przypatrzył mu się uważnie.

– Wiele dobrego o tobie słyszałem – powiedział wreszcie. – Potrzebujemy jak najwięcej zakonników, którzy kochają Matkę Bożą i chcą dla niej pracować. A w klasztorze zajęć nam nie brakuje.

– Jak się rozwija Niepokalanów, mogłem zaobserwować już podczas mego nowicjatu – odparł z uznaniem o. Antonin. – Zresztą, od tego czasu przybyło w klasztorze tyle nowych budynków, no i drukarnia działa na pełnych obrotach, aż podziw bierze…

– Przede wszystkim wzrosła nam liczba braci – uzupełnił o. Maksymilian. – Na terenie klasztoru musieliśmy urządzić drugą kaplicę, wewnętrzną, bo w starej kaplicy przy drodze nie mogliśmy się już pomieścić. Wprowadziliśmy godziny nabożeństw i Mszy św. w niedzielę, tak aby i okoliczna ludność mogła się modlić wspólnie z nami.

– Ale co więcej można tu zrobić? Przecież w Niepokalanowie nie mamy parafii – dziwił się o. Antonin.

– Cóż, powiększyliśmy znacznie pierwotną kaplicę, ale to wciąż było za mało. Podjęliśmy więc decyzję o wybudowaniu nowego kościoła. Niebawem zaczniemy zalewać fundamenty. Tyle, że z funduszami jak zwykle kiepsko. Chodź, zobaczysz wszystko z bliska.

Na miejscu budowy o. Antonin z podziwem oglądał długie i głębokie wykopy, usypane stosy kamieni, zgromadzone belki i inne materiały budowlane. Na skraju placu tkwił masywny krzyż, osadzony głęboko w ziemi. Jego rozwarte ramiona jak gdyby chciały powiedzieć, że Syn Boży obejmuje w posiadanie to miejsce, na którym odtąd ludzie będą się gromadzić i wspólnie przedstawiać Bogu radości i troski swego życia.

– O. Pius jest pierwszym wikariuszem klasztoru, ty będziesz drugim – o. Maksymilian zaczął wprowadzać o. Bajewskiego w zakres jego przyszłych obowiązków. – Poza tym nasi wierni przychodzący do kaplicy potrzebują dobrego kaznodziei i wyrozumiałego spowiednika.

– Mam nadzieję, że podołam temu zadaniu – odparł cicho o. Antonin.

Rzeczywiście, o. Bajewski szybko dał się poznać jako oddany duszpasterz. W kazaniach niejednokrotnie zachęcał wiernych do lektury Pisma Świętego, a postacie świętych przybliżał jako wzór ludzi, którzy na ziemi przeżywali te same problemy, troski i cierpienia, co każdy z nas.

O. Maksymilian, dostrzegając spore duże zdolności językowe młodego księdza, zatrudnił go dodatkowo przy redagowaniu „Miles Immaculatae” – kwartalnika dla duchowieństwa, wydawanego po łacinie.

Mijały dnie i tygodnie, a pogłoski o nadciągającej wojennej burzy budziły coraz większy niepokój u ludzi. Kiedy rozpoczęła się wrześniowa kampania wojenna, w gościnnych, choć ubogich progach Niepokalanowa dziesiątki osób znajdowało dach nad głową i duchową pociechę. A potem nadszedł tragiczny rok 1941, kiedy to wróg uderzył ze szczególną siłą w Niepokalanów i tych wszystkich, dla których klasztor stanowił oparcie i schronienie.

* * * * * * *

Dla okolicznych mieszkańców możliwość uczestnictwa we Mszy niedzielnej, odprawianej u franciszkanów, stanowiła duże ułatwienie. Dotychczas, aby dotrzeć do najbliższego kościoła, trzeba było przemierzyć sporą odległość. Dla osób starszych czy tych bez własnego środka transportu, była to poważna przeszkoda, szczególnie zimą.

Tej feralnej niedzieli, mimo styczniowego mrozu, skromna kaplica była pełna jak zwykle. Kiedy jednak po końcowym błogosławieństwie wierni zaczęli wychodzić na zewnątrz, spotkała ich bardzo przykra niespodzianka. Nie wiadomo skąd, nagle pojawiły się zielone budy samochodów, a przed kaplicą zaroiło się od Niemców. Zaskoczeni ludzie, stłoczeni na wąskim placu przed kaplicą, nie mieli dokąd uciec.

O. Maksymilian i o. Antonin bezsilnie patrzyli, jak przerażonych i pobitych ludzi ładowano w pośpiechu na auta, nie szczędząc im przy tym przekleństw i kolejnych ciosów kolbami karabinów.

– Wami też się zajmiemy, klechy – rzucił ze złością w stronę ojców jeden z gestapowców. – I to już niebawem. Skończycie w obozie tak samo, jak wasze owieczki! – dodał z wyraźną pogardą w głosie. Niestety, nie były to jedynie pogróżki.

Poniedziałek 17 lutego zapisał się jako jeden z najczarniejszych dni w historii Niepokalanowa. Drżący głos brata furtiana, przekazujący o. Antoninowi polecenie, aby bezzwłocznie stawić się w biurze u o. Maksymiliana, nie zwiastował niczego dobrego.

Na dziedzińcu klasztornym, pokrytym warstwą świeżego śniegu, stały zaparkowane dwa czarne, policyjne samochody. Pięciu gestapowców przyjechało, aby aresztować o. Maksymiliana i jego najbliższych współpracowników, w tym o. Antonina. Kazali im się ubrać i bez zbędnych ceregieli poprowadzili w kierunku budynku, zwanego przez zakonników „kwadratem”.

O. Antonin pomógł przełożonemu wejść do samochodu. Kiedy sam wsiadał, zauważył, z jak wielkim bólem i smutkiem malującym się na twarzy, o. Maksymilian żegna się z klasztorem. Ostatnie spojrzenie na pozbawionych gwardiana braci, stojących w milczeniu na dziedzińcu, na figurkę Niepokalanej w oknie na wprost jego mieszkania na piętrze, i ostatnie westchnienie:

– Maryjo, miej w opiece klasztor Twój i dzieci Twoje!

Zapobiegliwy brat Pelagiusz zdołał podać im jeszcze teczkę z kanapkami. Na nic więcej gestapowcy nie pozwolili.

Kiedy auta z uwięzionymi zakonnikami wyruszyły w stronę Warszawy, o. Maksymilian pożegnał się ze wszystkimi, kreśląc przez okno samochodu mały, ostatni znak krzyża.

„Chrześcijanin, który posiada dar męstwa, pragnie podobać się tylko Bogu samemu” – powiedział kiedyś o. Antonin w trakcie nauk misyjnych w niepokalanowskiej kaplicy. Oświęcimska ofiara życia młodego duszpasterza, jego duchowe wsparcie i pomoc chorym stała się dla innych więźniów źródłem siły, pozwalając przetrwać ponury czas obozowego piekła.

Aneks historyczny

* O. Antonin Bajewski (1915 – 1941, imiona od chrztu Jan Eugeniusz) należał do najbliższych współpracowników św. Maksymiliana Kolbego w Niepokalanowie. Uzdolniony lingwista, zajmował się nie tylko pracą duszpasterską w miejscowej kaplicy, lecz udzielał się także przy redagowaniu kwartalnika dla duchowieństwa w języku łacińskim.

* 17 lutego 1941 r. gestapo aresztowało w Niepokalanowie o. Maksymiliana wraz z jego czterema współpracownikami, wśród których znalazł się też o. Antonin. Zarówno na Pawiaku, jak też później w obozie w Auschwitz wspierał on duchowo innych więźniów i opiekował się chorymi. Ekstremalnie trudne warunki obozowe szybko doprowadziły do wycieńczenia organizmu o. Bajewskiego i jego przedwczesnej śmierci w dniu 8 maja 1941 r. Beatyfikowany 13 czerwca 1999 r. w Warszawie w gronie 108 męczenników z czasów II wojny światowej.

1) Niepokalanowski wikariusz (Jan Antonin Bajewski, 1915 – 1941)

Styczeń 1 (824) 2025

Spis treści

Temat numeru
     Po co Rycerstwo? Po co „Rycerz”? 
     Pan Bóg mnie ocalił, bym dała świadectwo 
     Komandosi Pana Boga 
     Cuda w życiu Ojca Maksymiliana 
     Rok Jubileuszowy 2025
     Czym jest zawierzenie Niepokalanej i dlaczego warto je              uczynić? 
Felieton
     Franciszek fałszywy i prawdziwy 
     Ojciec Maksymilian i Ksiądz Jerzy 
Życie, małżeństwo i rodzina
     Babcia Zofia i jej 30-osobowa gwardia przyboczna 
     Nie ma takiego kryzysu małżeńskiego, którego nie można         by pokonać 
     Co zrobić, gdy dzieci odchodzą od Boga? 
Z życia Kościoła
     Wiadomości z Polski i ze świata 
     Z życia Niepokalanowa 
Nauczanie Kościoła świętego
    Komentarz do Ewangelii na styczeń 
    Kompendium Katechizmu Kościoła 
    Refleksja duchowa 
    Odpowiedzi na pytania teologiczne 
Podziękowania
    Listy od Czytelników

Styczeń 1 (824) 2025