Srebrne gody inaczej

Komentarz do Ewangelii

5 MAJA 2024,
6. NIEDZIELA WIELKANOCNA (B)
EWANGELIA: J 15,9-17

Srebrne gody inaczej

Pewien zakonnik podzielił się ze mną niedawno takim spostrzeżeniem: „W zeszłym roku obchodziłem 25. rocznicę swoich ślubów wieczystych. W małżeństwie określa się te 25 lat pożycia jako srebrne gody; to jubileusz, który w rodzinie, wśród bliskich zwykle jest okazją do świętowania. U mnie tak się złożyło, że mój przełożony zapomniał o tej rocznicy, a co za tym idzie – ani w klasztorze, ani w parafii nie było okazji, by wspólnie podziękować Panu Bogu za te wszystkie lata.
Na początku było mi trochę przykro i poczułem się nieswojo, zapomniany czy pominięty we własnym domu, we własnej wspólnocie. Ale później przypomniał mi się fragment Ewangelii św. Jana, w którym Jezus mówi
o radości: «To wam powiedziałem, aby radość moja w was była». I pomyślałem: «Czy we mnie jest Twoja radość, Panie?».
I wtedy wyraźnie poczułem, że to, iż zostałem pominięty, zapomniany, jest zaproszeniem, by mój jubileusz świętować z Jezusem – jakoś pełniej, głębiej, inaczej. W ciszy, w samotności, ale i w głębokim pokoju. I tak faktycznie się stało. Kiedy powiedziałem: «Pa­nie Jezu, to jest Twoje święto, bo to dzięki To­bie wytrwałem 25 lat; dlatego chcę przeżyć to święto bliżej Ciebie», wtedy przyszła radość”.
Świadectwo owego zakonnika pozwoliło mi na nowo spojrzeć na słowa Jezusa z dzisiejszej Ewangelii. Na pewno nie brak nam smutków, rozczarowań, z łatwością znaleźlibyśmy powód do gniewu czy zniechęcenia.
A jednak Pan mówi o radości; co więcej –nie chodzi o jakąkolwiek radość, ale o Jego radość: „aby radość moja w was była”. Kiedy uświadomiłem sobie, że pragnieniem Jezusa jest, bym mógł odczuć radość, która była
w Jego Sercu, a która płynie z miłości Ojca, to już ta myśl przyniosła pokój i stała się
zapowiedzią radości.
Niesamowite dla mnie jest właśnie to, że nic nie musi się zmieniać, że nic szczególnego nie musi się wydarzyć, bym mógł odczuć radość. Bóg nie musi mi dawać nic szczególnego w tym momencie. Jedynym warunkiem jest to, by z wiarą rozważyć słowa Jezusa.

12 MAJA 2024,
7. NIEDZIELA WIELKANOCNA (B)
EWANGELIA: J 17,11B-19

Zareagować Słowem

W poprzednią niedzielę słyszeliśmy słowa Pana Jezusa o radości. Dziś mówi On podobne słowa: „aby moją radość mieli w so-
bie w całej pełni”, tyle że teraz jest to frag-­
ment modlitwy, rozmowy z Ojcem. Ale wydaje mi się to tym bardziej mocne, że Jezus w ten sposób rozmawia o uczniach – a tym samym i o nas – ze swym Ojcem. Odsłania to zamiar Pana, dotyczący naszego życia: On nie chce, żebyśmy zamykali się w więzieniach smętnych min, żebyśmy byli ponurymi prorokami zagłady, umiejętnie wskazującymi palcem problemy, ale bez pomysłu na ich realne rozwiązanie. Radość, o której mówimy, nie ma źródła w okolicznościach naszego życia, ale w tym, kim jest Ojciec, jaki jest,
a tym samym – co robi, jak działa. Odkrywanie tego i trwanie w Nim będzie niezawodnie owocowało w nas radością.
Cieszę się, że o tym wiem. I cieszę się, że umiem o tym zwięźle opowiedzieć. Ale czy ta wiedza przekłada się we mnie na doświadczenie, na praktykę?
Łatwo to sprawdzić. Wystarczy przeczytać rozważanie z zeszłej niedzieli (lub sam fragment Ewangelii Jana, który mówi o radości) i spojrzeć na miniony tydzień: ile razy udało mi się w tym czasie wytrwać w radości, mimo przychodzących (bez wątpienia) wielu trudnych sytuacji, przeciwności? Czy udało mi się choć kilka razy „zareagować Słowem”, to znaczy najpierw pomyśleć o tym, co powiedział Jezus, a dopiero potem włączyć własne odczucia? Czy chciało mi się to zrobić?
I czy w ogóle o tym pamiętałem?
Obecnie wydaje mi się to zadaniem karkołomnym, ale nie niemożliwym. Skoro Pan Je­zus rozmawia z Ojcem o swej radości we mnie, to znaczy, że prędzej czy później pojawi się ona w moim sercu.
Jeśli jej jednak dziś jeszcze nie czujesz, jeśli wciąż jest w tobie więcej niepokoju, żalu, zniechęcenia, to mam jeszcze jedną propozycję: zacznij dziś uwielbiać Jezusa, na przekór swym smutkom i rozczarowaniom (możesz im zagrać na nosie), za to, co powiedział
w Ewangelii, za to, co obiecał, za to, że zapowiada prawdziwą radość, która jest już coraz bliżej.
19 MAJA 2024,
ZESŁANIE DUCHA ŚWIĘTEGO (B)
EWANGELIA: J 15,26-27; 16,12-15

Duch Święty będzie mówił

Kilka miesięcy temu odwiedziłem „Miejsce Słowa”. Trudno byłoby mi powiedzieć jednym zdaniem o tym niezwykłym miejscu, ale spróbuję zrobić to najkrócej, jak potrafię. Jest to projekt medialny, który pozwala uczestniczyć w Ostatniej Wieczerzy poprzez rzeczywistość wirtualną. Uczestnik nakłada gogle VR wraz ze słuchawkami i niejako zanurza się w scenę z Wieczernika. Efekt jest niesamowity i pozwala zobaczyć Ewangelię. „Miejsce Słowa” mieści się w Poznaniu, więc gdyby ktoś był w stolicy Wielkopolski, warto skorzystać z okazji i odwiedzić tę biblijną przestrzeń.
Wspominam o tym dlatego, że dzisiaj w Ewangelii jesteśmy świadkami Ostatniej Wieczerzy właśnie. Pan Jezus zapowiada, że uczniowie na razie nie są jeszcze w stanie znieść wszystkiego, co ma im do powiedzenia. Rozumiemy, co ma na myśli, kiedy przypomnimy sobie choćby scenę z Piotrem, który nie umie się zgodzić, by Mesjasz miał cierpieć, być poniżony i zabity („Piotr wziął Jezusa na bok i począł robić Mu wyrzuty” – Mt 16,22). Sądzę, że i ja obecnie nie umiałbym się zgodzić ze wszystkimi planami Boga wobec mnie. Być może kręciłbym nosem, bałbym się, wolałbym własne rozwiązania.
Dlatego Jezus zapowiada przyjście Ducha Świętego. To On przygotuje mnie na przyjęcie prawdy, On mnie do niej doprowadzi. Oczywiście Jego działanie jest inne niż działanie Pana Jezusa, którego uczniowie widzieli, słyszeli fizycznie Jego głos. Duch Święty jest niewidzialny, mówi do serca, a nie do ucha, Jego natchnienia są subtelne, delikatne. Nie wdzierają się do serca na siłę, ale wymagają mojego poszukiwania, pragnienia.
Jednocześnie Pan Jezus nie pozostawia jednak wątpliwości: „Duch Święty będzie mówił”. To jest niesamowicie pocieszająca wiadomość, bo oznacza, że ja – słaby,
taki zwyczajny, często przestraszony i nie zawsze rozumiejący, co się dzieje, będę mógł Go usłyszeć. Będę od Niego otrzymywał pouczenia. To On będzie mnie prowadził – indywidualnie, z uwzględnieniem tego, kim jestem
i jaki jestem. I o ile Go nie widzę (bo przecież jest Duchem), to Jego obecność i działanie we Mnie są pewne. A z drugiej strony, moja
z Nim współpraca, moje pełne zaangażowanie są dla mnie niezbędne.

26 MAJA 2024,
UROCZYSTOŚĆ NAJŚWIĘTSZEJ TRÓJCY (B)
EWANGELIA: MT 28,16-20

Chwała Ojcu i Synowi,
i Duchowi Świętemu

Od wielu lat czytam i rozważam Słowo Boże. Nauczyłem się przez ten czas, że nie wolno zatrzymywać się na swoich odczuciach dotyczących wydarzeń, jeśli chce się zrozumieć Boże działanie, Boże plany. Trzeba raczej zacząć od tego, co mówi Bóg, i w ten sposób odczytywać Jego zamiary (oczywiście na tyle, na ile jest to dla człowieka możliwe). Mam z tym jednak niekiedy problemy; bywa bowiem, że słucham swoich strachów, które bardzo zwinnie przekonują mnie, że jestem pozostawiony sam sobie, że Pan Bóg o mnie zapomniał, że nie kocha. Takie pokusy są zawsze gotowe, by zaatakować. Dlatego bardzo pociesza mnie dzisiejsza Ewangelia.
Jedenastu uczniów Jezusa oddaje Mu pokłon (nie jest to jedynie gest szacunku czy powitania, ale coś głębszego – oddanie chwały); są jednak tacy, którzy wątpią. Bibliści wciąż spierają się co do tego, czy wątpiący są spośród Jedenastu, czy są to inni uczniowie, którzy tam byli (gramatycznie możliwe są obie możliwości). Różnie też próbuje się tłumaczyć powód wątpienia: być może niektórzy nie poznali Jezusa, jak Maria Magdalena czy uczniowie idący do Emaus; być może, podobnie jak Tomasz, chcieli jeszcze jakichś znaków; może Mateusz chce nam ukazać, że samo zobaczenie Jezusa nie daje jeszcze
wiary, ale dopiero przyjęcie Jego słowa?
Pewną wskazówką może być to, że greckie słowo distazō można tłumaczyć właśnie jako „wątpić”, ale też „wahać się”. Pojawia się ono w Nowym Testamencie jeszcze tylko raz, w scenie, kiedy kroczący po wodzie Piotr uląkł się i zaczął tonąć. Jezus pyta go wówczas: „Dlaczego zwątpiłeś (distazō)?”. Słowo to zatem nie oznaczałoby pewnie trudności z przyjęciem samego istnienia Jezusa czy faktu, że zmartwychwstał, ale może jakąś słabość, ociąganie się, wahanie się z praktycznym zobaczeniem, uznaniem, że Jego Pascha naprawdę wszystko zmienia, sprawiając,
że moje życie nie jest już takie samo, że faktycznie jest nadzieja, że nie trzeba zamykać się w smutku i strachu, płynących z trudnych wydarzeń.
Jest to też dla mnie przypomnienie, iż sam fakt powstania z martwych nie sprawia, że wszystko idzie już jak z płatka, a na dodatek automatycznie, bez mojego udziału. Zmartwychwstanie domaga się wiary, a tym samym uczestnictwa w tym największym dziele Boga. Nie chcę więc wątpić, wahać się, stać z boku, zastanawiać się bez końca, jaką decyzję podjąć – chcę oddać pokłon, uwielbiać i dziękować, bo mam za co. Tym bardziej że dziś przypada kolejna rocznica moich święceń kapłańskich, więc jak mógłbym nie oddawać chwały Temu, Który jest? ■