Komentarz do Ewangelii
7 LIPCA 2024,
14. NIEDZIELA ZWYKŁA (B)
EWANGELIA: MK 6,1-6
Afera w myślach
Wiele lat temu (chyba prawie 20?), kiedy jeszcze uczyłem w szkole, denerwowało mnie, gdy uczeń zadawał pytanie, a ja zaczynałem na nie odpowiadać, ale w tym czasie on już stracił zainteresowanie moją odpowiedzią i – najwyraźniej – również swym pytaniem, i zaczynał zajmować się czymś innym (zwykle rozmawianiem z którymś z kolegów).
Coś z tego chyba dzieje się dziś w Ewangelii. Nauczanie Jezusa w synagodze w rodzinnym Nazarecie rodzi masę pytań (Lekcjonarz wylicza nam ich aż cztery, ale ponieważ greka nie zna znaków interpunkcyjnych, moglibyśmy uznać za pytanie zdanie: i takie cuda dzieją się przez Jego ręce?). Tym, co zawsze wydaje mi się zdumiewające, jest to, że słuchacze zadają pytania, ale nie czekają na odpowiedzi. Marek bowiem bezpośrednio po kanonadzie znaków zapytania informuje nas, że mieszkańcy Nazaretu „powątpiewali”. Mieć wątpliwości, zastanawiać się, pytać – to nic strasznego. Przysłowie powie nawet: „Kto pyta – nie błądzi”.
Ale ktoś, kto pyta, lecz nie czeka na odpowiedź, ten, zdaje się, błądzi podwójnie. Kto ma wątpliwości i nie szuka nikogo, kto pomógłby je rozwiązać, wyjaśnić, ten będzie zdany na łaskę i niełaskę własnych powątpiewań. A przecież Jezus w Nazarecie był – dosłownie! – na wyciągnięcie ręki.
Dlaczego słuchacze nie zwrócili się do Niego ze swymi pytaniami? Dlaczego od razu zdecydowali się na odrzucenie Jezusa (greckie skandalizō można tłumaczyć tu jako „czuć się zgorszonym”, „traktować coś jak skandal”)?
A może to podobna sytuacja, kiedy ja czuję się zdenerwowany czyimś zachowaniem lub słowami i zanim się zastanowię, zanim się pomodlę, żeby rozeznać, co się tak naprawdę stało, już robię w myślach aferę, już jestem źle nastawiony, naburmuszony i rozżalony? Jeśli tak, to pora wziąć się w garść i zacząć zadawać pytania Jezusowi. I czekać na Jego odpowiedź.
14 LIPCA 2024,
15. NIEDZIELA ZWYKŁA (B)
EWANGELIA: MK 6,7-13
Władza nad zniechęceniem
W Ewangelii jesteśmy świadkami pierwszej misji uczniów Jezusa: zostają posłani sami, bez Niego, by szli i wzywali do nawrócenia. Jezus daje im na drogę władzę nad złymi duchami, które nie będą mogły im przeszkodzić; daje im też władzę nad strachem o jutro, nie pozwalając, by zabierali ze sobą prowiant, pieniądze, ubranie na zmianę ani nawet torby, do której mogliby włożyć dary otrzymane od ludzi w podzięce za czynione cuda i głoszone słowo: wszystko, czego będą potrzebować, otrzymają na bieżąco. I tak faktycznie było (zob. Łk 22,35). A Jezus daje im jeszcze coś: zapowiedź doświadczeń, goryczy bycia odrzuconym, pytań o jakość misji, skoro pojawią się ludzie, którzy nie będą słuchać.
Ciekawe, że Pan nie daje Dwunastu władzy nad słuchaczami, która mogłaby ich przymusić do nadstawiania uszu na słowa Apostołów. Przecież dał im moc przeciw demonom! A jednak chce, by uczniowie zasmakowali goryczy porażki, bycia niezrozumianymi, może nawet wypędzonymi. Dlaczego? Bo siła głoszącego Ewangelię nie leży w paśmie niezliczonych sukcesów, wśród burzy oklasków i pomruku podziwu. Ale raczej w tym, by z miejsca, gdzie nie był przyjęty czy wręcz został wyrzucony, z taką samą gorliwością, jak wcześniej, szedł dalej. To potrafią zrobić tylko ci, którzy naprawdę wyruszyli ze względu na Jezusa. W innym przypadku zniechęcenia skutecznie odbiorą zapał do dalszej działalności apostolskiej.
Sam tego doświadczyłem i chciałem zrezygnować, wycofać się, kiedy stanąłem twarzą w twarz z porażkami, własnymi błędami, ludzkim niezrozumieniem. Ale właśnie w tamtych chwilach moja decyzja, by jednak wyruszyć na nowo, okazała się najbardziej budująca. Jezus dał uczniom jeszcze jedną władzę: nad własnym zniechęceniem, które pokonuje się myślą, że ostatecznie każda wyprawa misyjna zakończy się spotkaniem z Nim.
21 LIPCA 2024,
16. NIEDZIELA ZWYKŁA (B)
EWANGELIA: MK 6,30-34
Aby radość wasza była pełna Ciekawie musiał wyglądać moment, kiedy uczniowie opowiadali Jezusowi „wszystko, co zdziałali i czego nauczali”. Czy mówili kolejno, zaczynając od Piotra, czy raczej wchodzili sobie w słowo, mówili podniesionym z przejęcia głosem i z wypiekami na twarzy, gorączkowo chcąc podzielić się niebywałą radością? Może ich wrażenia paliły ich w piersiach tak, że koniecznie musieli je z siebie natychmiast wyrzucić, pokazać niejako Jezusowi, czekając jednocześnie na Jego reakcję? Oczywiście Ewangelia nie podaje nam takich szczegółów, ale znając Jezusa, myślę, że mógł z uśmiechem słuchać tego zgiełku apostolskich relacji, kiedy jeden przez drugiego wyrzucali z siebie radosne: i jeszcze to, jeszcze tamto!
Jest to pewnie jeden z najpiękniejszych momentów Ewangelii – a dla mnie samego jeden z najważniejszych, kiedy podekscytowani Apostołowie nie mogą się doczekać, aż wszystko opowiedzą Jezusowi. A On ich słucha, ciesząc się ich radością.
Dlaczego więc zapominam, że On czeka na każdą moją relację, każde opowiadanie o tym, co się dzieje w moim życiu, co stało się wczoraj, co wydarzyło się w ciągu dzisiejszego dnia? Dlaczego wciąż traktuję modlitwę bardziej jako obowiązek niż jako spotkanie? Bardziej zadanie do wypełnienia niż porozmawianie z Kimś, kto mnie kocha?
Pomaga mi przypomnienie sobie dzisiejszej sceny, a przede wszystkim postaci słuchającego Jezusa, który wydaje się mówić cicho: „Zawsze, kiedy cię posyłam, a ty wyruszasz na moje słowo, kończy się to ostatecznie radością, której nie umiesz sobie nawet wyobrazić”.
28 LIPCA 2024,
17. NIEDZIELA ZWYKŁA (B)
EWANGELIA: J 6,1-15
Przyjaciele z Betsaidy i pamiętanie
Ewangelia Jana, którą dziś zaczynamy czytać (w ostatnim czasie był to Marek), przynosi nam dialog Jezusa z Filipem, do którego włącza się także ze swymi dwoma groszami (a mówiąc precyzyjniej: z dwiema rybami) Andrzej, brat Szymona Piotra. Być może jest to znaczące, że za każdym razem, kiedy u Jana pojawia się wzmianka o Andrzeju, w pobliżu jest też Filip (zob. J 1,40.44; 12,22). Możliwe, że byli oni przyjaciółmi –
w końcu pochodzili z tego samego miasta.
Ale dla mnie ciekawe wydaje się to, że już w pierwszym rozdziale Janowej Ewangelii Filip mówi o Jezusie, że jest Tym, „o którym pisał Mojżesz i Prorocy”. To jest bardzo poważne wyznanie wiary, które nie zakłada tylko tego, że Jezus jest kimś niezwykłym, ale uznaje Go za wypełnienie dawnych proroctw (por. Łk 24,27), a więc za Mesjasza. I to nawet przed pierwszym cudem w Kanie Galilejskiej (J 2,11)!
Dziś jednak jesteśmy już pięć rozdziałów dalej, a przede wszystkim kilka cudów dalej, a wiara Filipa (i być może Andrzeja) specjalnie nie wzrosła, bo w sytuacji patowej, kiedy nie bardzo wiadomo, co zrobić, lub wręcz wiadomo, że nic zrobić się nie da, Filip nie mówi na nowo: „przecież znaleźliśmy Tego, o którym pisał Mojżesz i Prorocy!
On na pewno wie, co zrobić!”.
Filip myśli racjonalnie, słusznie oceniając, że za pieniądze, które mieli w trzosie, nie będą w stanie nakarmić tłumów. I choć odsłania to dobre i hojne serce Filipa, który myśli o podzieleniu się oszczędnościami Apostołów z głodnymi, to z drugiej strony sugeruje chyba, że jego pierwszą reakcją w trudnościach są matematyczne obliczenia, chłodne kalkulacje. Podobnie reaguje też Andrzej. Oczywiście trochę się czepiam, ale to dlatego, że właśnie w taki sposób reaguję i ja. Bardziej skupiam się na tym, czego nie mam lub czego mam za mało, niż na tym, kim jest Jezus i co już dla mnie zrobił. Przy najbliższych kłopotach spróbuję
pamiętać, by o tym nie zapomnieć.
4 SIERPNIA 2024,
18. NIEDZIELA ZWYKŁA (B)
EWANGELIA: J 6,24-35
Bankructwo piekarni i duchowy żołądek
Anatomia nie ma zbyt wiele wspólnego ze sprawami duchowymi, ale wydaje mi się, że ciekawym obrazem mojej wiary może być brzuch (czy też żołądek, jeśli ktoś chciałby być bardziej precyzyjny). Otóż brzuch jest tak długo spokojny i cichy, dopóty jest napełniony (pomijam oczywiście stany chorobowe). Gdy staje się pusty – zaczyna burczeć i dopominać się jedzenia. Dlaczego miałby to być obraz mojej wiary? Bo tak długo, jak ma dowody, jak widzi znaki, jest spokojna i pewna siebie. Ale gdy zostaje na jakiś czas pozostawiona sama sobie, zaczyna się domagać pożywienia, a więc nowych znaków,
dowodów.
Dziś w Ewangelii słuchacze Jezusa pytają: „Jaki więc Ty uczynisz znak?”, choć przecież wczoraj jedli chleb do syta, a nawet ktoś o nieskomplikowanej wyobraźni umiałby pojąć, że Jezus i uczniowie nie byli w stanie przytransportować ze sobą pożywienia dla 5 000 mężczyzn (czyli pewnie dla co najmniej 20 000 żołądków, jeśli doliczymy kobiety i dzieci), co znaczyłoby, że byli świadkami cudu. A jednak na nowo oczekują od Jezusa, by zrobił coś, co pozwoliłoby im Mu uwierzyć.
Być może fakt, że powołują się na mannę na pustyni – a tym samym na Mojżesza – wskazuje na ich ukrytą intencję: „Jeśli jesteś taki wspaniały, to może jesteś lepszy niż Mojżesz? Bo jeśli tak, to powinieneś dawać nam chleb za darmo codziennie, jak było to na pustyni przez 40 lat!”.
Wypełnienie ich oczekiwań doprowadziłoby pewnie do bankructwa lokalne piekarnie, ale przede wszystkim ich serca. Wiara nie wzrasta, kiedy karmiona jest codziennie cudami, ale umacnia się słowem, obietnicami i przez to umie odkrywać znaki, które dokonują się dokoła.
Kiedy więc moja wiara zaczyna burczeć z głodu i domagać się znaków – będzie to pewnie czas na uchwycenie się na nowo słowa Jezusa.
11 SIERPNIA 2024,
19. NIEDZIELA ZWYKŁA (B)
EWANGELIA: J 6,41-51
Jemu lub w Niego
W zeszłą niedzielę mówiliśmy, że nasza wiara może być jak brzuch: mocna tylko wtedy, kiedy jest najedzona, to znaczy, kiedy wszystko idzie wspaniale, a Boże działanie wyrasta co krok, jak grzyby po deszczu. Dziś czytamy ciąg dalszy Janowej Ewangelii o rozmnożeniu chleba. Tylko że teraz Żydzi już nie pytają, ale zaczynają szemrać i podają dość zaskakujące argumenty: „Niby pięknie mówi, niby rozmnożył chleb, ale przecież
to tylko zwykły Jezus, którego rodziców znamy dobrze”.
Po raz kolejny spotykamy tu potwierdzenie, że same cuda nie wystarczą, by wzrastała wiara. Żydzi widzieli znaki (choćby właśnie jak nakarmienie ogromnego tłumu), ale ostatecznie potrzeba było ich decyzji, zgody woli, by uznać Jezusa za kogoś więcej niż syna Józefa i Maryi. Tak jest i z nami: siła naszej wiary nie zależy od ilości doświadczanych (a może nawet zdziałanych!) cudów, ale od gotowości serca, by przyjąć to, co mówi Jezus.
Jego rozmówcy mówią o Józefie, jako ojcu Jezusa, uznając tym samym, że dzięki takiej wiedzy mogą już śmiało stwierdzić, kim Jezus jest, a kim nie jest. On jednak od razu zaczyna mówić o Ojcu w niebie, jasno sugerując, że czas już wreszcie zacząć Go słuchać i dopasowywać swe myślenie do Jego słów, a nie odwrotnie.
Jest jeszcze coś niesamowitego w dzisiejszej Ewangelii: tydzień temu Żydzi oczekiwali znaku, by móc uwierzyć Jezusowi (uznać za prawdę to, co mówił). On dziś wyjaśnia: „Kto wierzy we Mnie, ma życie wieczne”. Nie: kto tylko wierzy, że to, co mówię, jest prawdziwe, ale ten, kto wierzy we Mnie, kto przyjmuje Mnie – będzie żył na wieki. To duża różnica, czy uznaje się za prawdziwe słowa Jezusa, czy idzie się dalej i uznaje się Go za Prawdę.
18 SIERPNIA 2024,
20. NIEDZIELA ZWYKŁA (B)
EWANGELIA: J 6,51-58
Co nas gorszy?
Choć Jezus mówi o zbawieniu, o życiu wiecznym, które przyszedł nam dać, jednak stawia dość twarde warunki: mówi, że trzeba jeść Jego Ciało i pić Jego Krew, by owo życie bez końca otrzymać.
Dla słuchających Go Żydów stanowiło to niemały problem. Nie dość, że trzeba było przyjąć słowa Jezusa, który mówił, że Jego własne Ciało jest prawdziwym Chlebem, to na dodatek ten chleb nie jest czymś teoretycznym, to nie eksponat w muzeum, to nie jakaś abstrakcyjna idea, ale to coś, co trzeba będzie zjeść. I tu naprawdę robi się ciężko, bo jak można sobie wyobrazić jedzenie ciała kogoś, kto właśnie z tobą rozmawia?
Sądzę, że my dziś nie przeżywamy tego aż tak dramatycznie: jesteśmy już „oswojeni” z Eucharystią, nie gorszy nas fakt, że jest to Ciało Jezusa, a my je spożywamy. Ale gorszy nas za to coś innego, choć podobnego.
Trudno, czasem bardzo trudno jest nam przyjąć, że Pan Jezus jest obecny we wszystkich wydarzeniach naszego życia. Że On wszystkim kieruje. Jeśli nie widzimy, nie umiemy sobie wyobrazić dobrego zakończenia jakiejś sprawy, to uznajemy, że nie może się ona zakończyć inaczej, jak tylko źle.
A fakt, że Pan Jezus nas kocha i kieruje naszym życiem, niespecjalnie nas przekonuje, a już na pewno nie daje siły, by w aktualnym doświadczeniu widzieć Jego działanie.
Zgoda, przejście od mowy eucharystycznej z dzisiejszej Ewangelii do rozważań o trudnych wydarzeniach w naszym życiu jest może trochę naciągane, ale sam dla siebie widzę tu ewidentne odniesienie. W dużym stopniu nasza realna wiara w obecność Jezusa w Eucharystii przekłada się na życie codzienne.
Pozwól mi, Panie, wierzyć każdego dnia, że jesteś ze mną cały czas.
25 SIERPNIA 2024,
21. NIEDZIELA ZWYKŁA (B)
EWANGELIA: J 6,55.60-69
Dokąd się wybierasz?
Część uczniów, usłyszawszy naukę o Ciele i Krwi Pana Jezusa, gorszy się i decyduje już z Nim nie chodzić. A mówiąc dokładniej: decydują się już więcej Go nie słuchać, nie przyjmują Jego słowa, nie wierzą, iż są one duchem i życiem.
Pan zadaje więc pytanie, które kieruje bezpośrednio do Dwunastu: „Czy i wy chcecie odejść?” (J 6,67). Nie jest to pytanie rozpaczliwe, zadane w smutku po odejściu wielu uczniów, nie jest to próba zatrzymania Apostołów w chwili porażki. Możemy połączyć owo pytanie ze słowami: „Pośród was są tacy, którzy nie wierzą” (J 6,64). A może Jezus, kierując to pytanie do swych najbliższych towarzyszy, szczególnie ma na myśli Judasza, który „miał Go wydać” (J 6,71)? Jezus przecież wiedział o tym wcześniej. Stąd Jego pytanie domaga się wyznania wiary ze strony Dwunastu: „Czy w obliczu ludzi, którzy, jak widzicie, odchodzą ode Mnie, wybierają własne drogi, nie chcą przyjąć mojej nauki, także i wy pójdziecie za nimi, czy raczej pójdziecie za Mną?”.
Piotr wyznaje wiarę w Jezusa, także w imieniu pozostałych. Ale czy faktycznie Judasz mógłby w tym momencie szczerze podpisać się pod wyznaniem Piotra? Być może pytanie Pana jest ratunkiem dla zdrajcy, pomocą, próbą otrzeźwienia go, zawołaniem: „Co ty robisz? Gdzie krążą twoje myśli?
Na co chcesz się zdecydować?”.
Judasz nie odszedł po nauczaniu Jezusa w synagodze w Kafarnaum, pozostał w gronie Apostołów. Ale czy jego serce nadal tam było? Czy nie pozostał tylko ciałem, a jego myśli, wola, myślenie o przyszłości już opuściły Mistrza?
Może warto każdego dnia odpowiadać na pytanie Jezusa i wyznawać wiarę w moc Jego słowa, jednocześnie mówiąc jasno: „Panie, nigdzie się nie wybieram! Ja chcę iść za Tobą – i tylko za Tobą!”. ■