Credo, to znaczy – wierzę

CZĘŚĆ X

ZSTĄPIŁ DO PIEKIEŁ

Pewnego razu podczas rozmowy usłyszałem zdanie, które mnie zaskoczyło. Mój rozmówca, zapytany o sytuację w jego kraju, odparł, że teraz – mając tyle wolności – ludzie sami nie wiedzą, co z nią zrobić.

Z wolnością jest mniej więcej tak, jak ze zmysłami słuchu i wzroku. Gdybyśmy słyszeli i widzieli naprawdę wszystko, co nas otacza, nie moglibyśmy żyć. Dlatego wierzący, podążając drogą duchową, jest wdzięczny za to, czego usłyszeć i zobaczyć nie może. Zdobywa w ten sposób umiejętności dokonywania wyboru i rezygnacji.
Prawda ta odnosi się poniekąd też do chrześcijańskiej nauki o zstąpieniu Jezusa Chrystusa do piekieł. Nie możemy jej zobaczyć ani usłyszeć, ale wyznajemy. Dlaczego? Bo obok wielu ważnych spraw mówi ona, że – nie ma niczego, co byłoby całkowicie od Boga oddzielone, całkowicie od Niego niezależne. Przeciwnie, Bóg utrzymuje wszystko w istnieniu. Bliski jest On też ludziom, którzy nie mogą być blisko Niego. Jezus Chrystus solidaryzuje się więc z nimi nie tylko w życiu, ale też w śmierci. Czyni tak, bo – jak uczą Ojcowie Kościoła – co nie zostało przyjęte przez Boga, nie może być zbawione. W ten sposób Jezus Chrystus przyjął człowieczeństwo do końca, do granic możliwości. Wszedł w każdy szczegół ludzkiej egzystencji – cielesnej i duchowej.
W języku łacińskim prawda ta brzmi: descendit ad infernos i tak właśnie zaakceptował ją Sobór Laterański IV w 1215 roku. Termin infernos sugerował „piekło”. Tymczasem w tekście greckim chodziło bardziej o starotestamentowy „szeol”, nie zaś piekło w takim sensie, w jakim dzisiaj jest rozumiane. Ta niezbyt dziś jasna formuła miała wyrażać wiarę, że zbawienie objęło nie tylko ludzi współczesnych Jezusowi i urodzonych później, ale także wszystkie pokolenia ludzi żyjących zanim nastąpiło Wcielenie. Może brzmi to osobliwie, ale cała historia Boga z ludźmi jest pełna paradoksów, które zrozumieć może wyłącznie ten, kto kocha.
Prawda o zstąpieniu do piekieł znajduje swoją biblijną podstawę przede wszystkim w Pierwszym Liście św. Piotra: „Chrystus bowiem również raz umarł za grzechy, sprawiedliwy za niesprawiedliwych, aby was do Boga przyprowadzić; zabity wprawdzie na ciele, ale powołany do życia Duchem.
W nim poszedł ogłosić [zbawienie] nawet duchom zamkniętym w więzieniu, niegdyś nieposłusznym (…)” (1 P 3,18-20). Ważne dla nas jest także to, o czym pisze Księga Apokalipsy (6,8 i 20,14). „Szeol” jest w niej synonimem władztwa śmierci, a ponieważ o Chrystusie powiedziano (Ap 1,18), iż ma klucze „śmierci i Otchłani”, stąd właśnie wyrasta teologia „zstąpienia do piekieł” (czy też „do Otchła­ni”). I rozumieć to należy w podwójnym sensie: rzeczywistej Jego śmierci – bo Chrystus prawdziwie zstąpił w królestwo śmierci – i równocześnie władztwa Chrystusa nad śmiercią, gdyż przez zmartwychwstanie złamał jej władanie. Odtąd On panuje również nad śmiercią.
W tym duchu jest nauka Katechizmu Kościoła Katolickiego, który uczy, iż Jezus rzeczywiście „umarł i przez swoją śmierć dla nas zwyciężył śmierć i diabła, «który dzierżył władzę nad śmiercią» (Hbr 2,14)” (KKK 636) i że „otworzył On bramy nieba sprawiedliwym, którzy Go poprzedzili” (KKK 637). Jezus znalazł się tam nieprzypadkowo, nie jak każdy śmiertelnik, który poprzedził Go w ziemskim życiu. Zszedł tam jako Zbawiciel, jako zwycięzca śmierci, aby ogłosić uwięzionym duchom zbawienie. Ogłosił zbawienie wszystkim, którzy umarli przed Nim. Mówi Katechizm, że „zstąpienie do piekieł jest całkowitym wypełnieniem ewangelicznego głoszenia zbawienia. Jest ostateczną fazą mesjańskiego posłania Jezusa, fazą skondensowaną w czasie, ale ogromnie szeroką w swym rzeczywistym znaczeniu rozciągnięcia odkupieńczego dzieła na wszystkich ludzi wszystkich czasów i wszystkich miejsc, aby wszyscy ci,
którzy są zbawieni, stali się uczestnikami Odkupienia” (KKK 634).
Starożytna homilia na Wielką i Świętą Sobotę brzmiała: „Wielka cisza spowiła ziemię; wielka na niej cisza i pustka. Cisza wielka, bo Król zasnął, ziemia się przelękła i zamilkła, bo Bóg zasnął w ludzkim ciele, a wzbudził tych, którzy spali od wieków… Idzie, by odnaleźć pierwszego człowieka, jak zgubioną owieczkę. Pragnie nawiedzić tych, którzy siedzą zupełnie pogrążeni
w cieniu śmierci; by wyzwolić z bólów niewolnika Adama, a wraz z nim niewolnicę Ewę, idzie On, który jest ich Bogiem i Synem Ewy… «Oto Ja, twój Bóg, który dla ciebie stałem się twoim synem… Zbudź się, który śpisz! Nie po to bowiem cię stworzyłem, byś pozostawał spętany w Otchłani. Powstań
z martwych, albowiem jestem życiem umar­łych»” (Liturgia Godzin, II, Godzina czytań z Wielkiej Soboty).
Teologia „zstąpienia do piekieł” jest silnie rozwinięta w Kościołach Wschodnich. Istnieją piękne i wymowne ikony, poświęcone temu tematowi. Widnieje na nich Chrystus, odziany w mandorlę, symbolizującą chwałę niebieską, który rozłamuje bramy szeolu; jedną ręką podnosi z otchłani śmierci ukoronowaną postać Ewy, drugą zaś równie ukoronowaną postać biblijnego Adama. Biblijni Prarodzice reprezentują każdego z ludzi.
Z kolei spoczywające na ich głowach korony oznaczają chwalebne przemienienie człowieka w „nowe stworzenie” i obdarzenie go nową godnością. ■

Ten i inne teksty czytaj dzięki prenumeracie

Zajrzyj do nas na FB