Jak uczniowie  Jezusowi,  tak Jezus uczniom?

Komentarz do Ewangelii

6 PAŹDZIERNIKA 2024,
27. NIEDZIELA ZWYKŁA (B)
EWANGELIA: MK 10,2-16

Jak uczniowie Jezusowi, tak Jezus uczniom?

Wiele moich błędów, pomyłek czy grzechów wzięło się z niepotrzebnych reakcji na czyjeś słowa, działanie lub jego brak. A jeśli wdały się w to moje emocje, to efekt zwykle był jeden: porażka.
Scena z Ewangelii wydaje się ukazywać podobny mechanizm – Apostołowie szorstko zabraniają rodzicom przynosić dzieci do Jezusa, na co On sam oburza się na swych uczniów. Akcja – reakcja. Jak oni szorstko, to Jezus z oburzeniem. Zacznijmy jednak od pierwszego słowa. „Szorstkość” uczniów to słowo, które w Ewangeliach zwykle stosowane jest jako reakcja na czyjeś mocne działanie i prowadzące do uciszenia – czy to osoby (na przykład niewidomego Bartymeusza), demona czy też sił przyrody (wiatrów czy jeziora). Nieco wcześniej w Ewangelii Marka (8,32-33) słowo to określa reakcję Piotra na zapowiedź Męki z ust Pana Jezusa („Piotr zaczął Go upominać”) i odpowiedź Jezusa, który zgromił Piotra. Znów mamy akcję i reakcję. Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie.
Czy twarde reakcje Jezusa są konieczne (szczególnie jeśli bierzemy pod uwagę nasze życie)? Czy Jezus naprawdę nie mógłby działać wobec nas z większą łagodnością?
No cóż, odpowiedź jest oczywista: tak, On działa z wielką łagodnością, jednak sposób Jego postępowania z nami z jednej strony ukazuje nasze działania wobec innych ludzi (stara duchowa zasada powiada, że to, co denerwuje mnie w tobie, może być moją własną słabością, zwykle jeszcze nie odkrytą), a z drugiej jest formą wychowywania nas.
Jezus nie reaguje emocjonalnie, nie ponoszą Go nerwy, nie wybucha gniewem, by za minutę zdać sobie sprawę, że przesadził. Tak mogę reagować ja i pewnie każdy z nas.
Stanowcze postępowanie Jezusa wobec nas (co bardzo często zakłada Jego milczenie czy to, że wydaje się nieobecny) to sposób udoskonalania nas. Skąd o tym wiemy? Choćby z II Czytania, które jasno pokazuje, że Ojciec udoskonalił Jezusa przez cierpienie (Hbr 2,10). Oczywiście nie rzecz
w tym, że w Jezusie było cokolwiek niedoskonałego. Raczej mowa tu o sposobie działania Boga, o tym, że doświadczenia są najlepszą drogą do zmiany naszych serc. Lub inaczej mówiąc: bez przeciwności, trudów nasze myślenie, postępowanie nigdy by się nie zmieniły.
Pamiętajmy więc, że działanie Boga wobec nas ma niejako dwa etapy: coś w nas zmienia, ale jednocześnie jest też informacją o nas samych – niezbędna jest w nas przemiana, byśmy mogli zbliżyć się do Ojca w niebie.

13 PAŹDZIERNIKA 2024,
28. NIEDZIELA ZWYKŁA (B)
EWANGELIA: MK 10,17-30

Trochę teatru i smutne serce

Niedawno mój znajomy dość ostro powiedział mi:
– Bardzo źle się zachowałeś wobec tej a tej osoby, nieładnie z nią rozmawiałeś.
– Zaraz, zaraz – powiedziałem – przecież ciebie przy tym nie było, skąd wiesz, co i jak mówiłem?
– No… ta osoba mi powiedziała.
– No dobrze – rzekłem – ale czy nie jest możliwe, że to są tylko jej odczucia? Nie zapytałeś o moją wersję, o to, jak ja tę sytuację widziałem i od razu mnie osądziłeś? Interesujące jest to, że ta osoba powiedziała mi zupełnie coś innego, niż ty od niej usłyszałeś.
– Aa, tego nie wiedziałem – odparł mój rozmówca, zaskoczony. – To rzeczywiście zmienia całą sprawę. Przepraszam, powinienem był ciebie najpierw zapytać.
– OK, wszystko w porządku – powiedziałem, choć faktycznie miałem już na sercu
siniak od ataku tego człowieka.
Kiedy dziś przybiega do Jezusa pewien człowiek i pada przed Nim na kolana, to wygląda to tak, jakby okazywał Jezusowi szczególny szacunek. Zwłaszcza że tytułuje Go: „Nauczycielu dobry”. Tekst nie sugeruje nam, że jest coś nie tak w postawie owego bogacza, ja jednak nie mogę się oprzeć wrażeniu, że jest tu trochę teatru. Bieganie i padanie na kolana wydają mi się gestami przesadzonymi. I nie chodzi mi o to, że ów mężczyzna grał, oszukiwał, ale raczej, że chciał nadmiernie podkreślić wagę swej decyzji przyjścia do Jezusa. Jakby chciał pokazać, jak ważne jest to, co on robi. Zaraz też wyjaśnia, że od młodości przestrzega wszystkich przykazań. Nie chcę kwestionować jego prawości, ale od razu na myśl przychodzi mi starszy syn z przypowieści o synu marnotrawnym, który mówi do ojca: „Nie przekroczyłem nigdy twojego nakazu”, choć w tym momencie właśnie
nie chce wejść do domu, mimo próśb ojca.
Zastanawiam się zatem: czy to wszystko, co robi i mówi bohater dzisiejszej Ewangelii, jest faktycznie owocem, skutkiem postawy jego serca, czy raczej tym, co mu się wydaje
o sobie, jak o samym sobie myśli?
I dlaczego Marek podaje, że Jezus spojrzał na niego z miłością? Czy to reakcja na to, jak wspaniały był bogacz? A może raczej ów człowiek w tym wszystkim, co robił, nie doświadczył bycia kochanym, był niejako nauczony sam wszystko zdobywać swym wysiłkiem
i nie do końca rozumiał, że podstawą jest relacja z Bogiem? Że wszystko, co robimy, jest
odpowiedzią na to, że już jesteśmy kochani?
Tym bardziej że na koniec odchodzi od Jezusa, nie przyjmując słowa „dobrego Nauczyciela”. Jego początkowy entuzjazm szybko wygasł, a serce napełniło się smutkiem.
Dla mnie to dobra lekcja, by częściej pytać Jezusa, co powinienem myśleć o sobie
samym i o innych.

20 PAŹDZIERNIKA 2024,
29. NIEDZIELA ZWYKŁA (B)
EWANGELIA: MK 10,35-45

Powtórzone Przemienienie
Czy prośbę Jakuba i Jana, dotyczącą ich pragnienia bycia w niebie, trzeba traktować jako coś niewłaściwego? Oczywiście sama tęsknota, by być w chwale Jezusa, to nie tylko nic złego, ale to fundament nadziei na czas naszych ziemskich zmagań. Tyle tylko że kontekst dzisiejszej prośby odsłania nie do końca chyba czyste intencje owych dwóch Apostołów.
Po pierwsze ich dialog z Jezusem odbywa się zaraz po trzeciej zapowiedzi Męki. Św. Marek tak prowadzi opowiadanie, że za każdym razem, kiedy Jezus mówi o swym cierpieniu i śmierci, uczniowie reagują fatalnie: najpierw Piotr upomina Jezusa, potem uczniowie kłócą się o to, kto z nich jest największy, a dziś Jakub i Jan, za plecami pozostałych, proszą o specjalne miejsce w niebie. Warto zwrócić uwagę, że postawa uczniów wobec zapowiedzi Męki Jezusa w najlepszym razie się nie zmienia (jeśli nie staje się gorsza). Natomiast Jezus za każdym razem inaczej mówi o swej przyszłości.
Za pierwszym razem niejako ogólnie – będę odrzucony przez Żydów; później dodaje, że będzie wydany w ręce ludzi. Aż wreszcie, za trzecim razem, podaje szokujące szczegóły swego cierpienia. Za każdym razem bardziej odsłania tajemnicę swej Męki, wprowadzając uczniów coraz głębiej w najtrudniejsze sprawy swej ziemskiej misji. Apostołowie nie tylko jednak nie zauważają tej wyjątkowej łaski bycia wprowadzonymi w misteria Zbawiciela, ale w ogóle zdają się nie przywiązywać wagi do Jego zbliżającej się śmierci.
Po drugie zastanawia mnie wyrażenie zawarte w prośbie Jakuba i Jana: „Jeden po prawej, a drugi po lewej Twej stronie”. Jeśli się nie mylę, to zdecydowana większość dzieł sztuki ukazujących scenę Przemienienia Pańskiego (o której mowa jest w poprzednim rozdziale Marka), przedstawia Jezusa z Mojżeszem i Eliaszem po Jego lewej i prawej stronie. Czy to przypadek, że właśnie Jakub i Jan byli na Górze, kiedy dokonała się ta fascynująca wizja?
A może w ich prośbie pobrzmiewa prag-
nienie „odtworzenia” niezwykłości z Góry Przemienienia? Zgadzam się, jest to myśl dość odważna i może trochę zbyt – powiedziałbym – karkołomna, ale znając własne serce, nie uważam, że miałaby być całkowicie nierealna. Być może dwóch najbliższych uczniów Jezusa miało o sobie tak dobre mniemanie, że nie widzieli nic złego
w prośbie skierowanej dziś do Pana… Poza tym jednak, że wyłączyli z tej wspólnoty Piotra, nie mówiąc o pozostałych Dziesięciu, to na dodatek w ich słowach nie ma ani cienia pragnienia, by towarzyszyć Jezusowi zawsze, także podczas Męki.
Pragnę nieba, ale rozumiem, że wejdę tam tylko – idąc za Jezusem.

27 PAŹDZIERNIKA 2024,
30. NIEDZIELA ZWYKŁA (B)
EWANGELIA: Mk 10,46b-52

Dużo szczegółów pod Jerychem

Czytając dzisiejszą Ewangelię, musimy zachować czujność: mówi ona bowiem o uz-
drowieniu niewidomego spod Jerycha, ale sam moment cudu podany jest niejako mimochodem, jest jakby dodatkiem. O wiele więcej szczegółów Marek Ewangelista przekazuje o samym uzdrowionym, informując nas o dokładnym miejscu, w którym siedział, o tym, jak miał na imię (co jest czymś wyjątkowym), jak reagował, a nawet – co miał na sobie. Skąd taki kontrast? Dlaczego opis uzdrowionego jest o wiele dokładniejszy niż opis uzdrowienia?
Zanim spróbujemy znaleźć odpowiedź, zwróćmy uwagę na kilka innych szczegółów.
Po pierwsze to ostatni etap drogi Jezusa do Jerozolimy, która jest kresem Jego ziemskiej wędrówki. Mimo więc oczywistego celu Jezus się zatrzymuje, by porozmawiać z Bartymeuszem. To ważny znak. Po drugie św. Marek ciekawie spina klamrą swe opowiadanie – w pierwszym zdaniu niewidomy żebrak siedział PRZY DRODZE, zaś na koniec, już po uzdrowieniu, szedł on DROGĄ za Jezusem. To tak, jakby nie samo odzyskanie wzroku było najważniejsze, ale to, co stało się potem. Albo inaczej: zmiana w Bartymeuszu nie odbywa się na poziomie zdrowia (niewidomy – widzący), ale w odniesieniu do Jezusa (obok drogi – na drodze).
Wróćmy do naszego pytania o szczegó­ły.
Zastanawiam się, czy czasem Ewangelista
nie zwraca naszej uwagi na żebrzącego Bartymeusza, by pokazać, iż jest w nim niezwykła cecha, która sprawia, że nie tylko otrzymuje on to, o co prosi, nie tylko zostaje uzdrowiony, ale przede wszystkim wybiera
Jezusa, to jest – wyrusza za Nim w drogę, która ostatecznie wiedzie na Krzyż. Oczywiście nie wiemy, czy Bartymeusz towarzyszył Jezusowi i na Golgocie, niemniej tym, co mnie niezwykle ujmuje, jest jego wytrwałość.
Czytamy, że wielu upominało go, nastawało na niego, by umilkł, kiedy głośno wzywał miłosierdzia Jezusa. Wielu to nie dwie, trzy osoby. To być może większa część tłumu, z uczniami Jezusa włącznie, jeśli weźmiemy pod uwagę ich wcześniejsze zapędy odsuwania od Mistrza rodziców z dziećmi czy zabraniania obcemu egzorcyście wyrzucania złych duchów w imię Jezusa.
Determinacja Bartymeusza w obliczu całkowicie niesprzyjających okoliczności jest godna podziwu.
Oby ta postawa była natchnieniem i dla nas, kiedy wydaje się, że wszystko (lub przynajmniej wiele) sprzysięgło się przeciw nam. Już wkrótce Jezus będzie przechodził. Wołaj do Niego i cierpliwie czekaj na to, by to On zawołał ciebie. ■