Z homilii wygłoszonej podczas kanonizacji bł. Ojca Maksymiliana Marii Kolbego
10 października 1982 roku
(…) Co się stało w bunkrze głodowym obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu (Auschwitz) w dniu 14 sierpnia 1941 roku?
Odpowiada na to dzisiejsza Liturgia: oto „Bóg doświadczył Maksymiliana Marię i znalazł go godnym Siebie. Doświadczył go jak złoto w tyglu i przyjął jako całopalną ofiarę” (por. Mdr 3,5-6).
Chociaż „w ludzkim rozumieniu doznał kaźni”, to przecież „nadzieja jego pełna jest nieśmiertelności” ‒ albowiem „dusze sprawiedliwych są w ręku Boga i nie dosięgnie ich męka”. A kiedy po ludzku dosięga ich męka i śmierć, kiedy „zdaje się oczom ludzkim, że pomarli…”, gdy „odejście ich od nas uznano za unicestwienie”, … „oni trwają w pokoju” (por. ww. 2-3), oni doznają Życia i Chwały „w ręku Boga” (por. Mdr 3,1-4).
To życie jest owocem śmierci na podobieństwo śmierci Chrystusa. Chwała jest uczestnictwem w Jego zmartwychwstaniu.
Co więc stało się w bunkrze głodowym dnia 14 sierpnia 1941?
Wypełniły się słowa powiedziane przez Chrystusa do Apostołów, aby „szli i owoc przynosili i by owoc ich trwał” (por. J 15,16). W przedziwny sposób trwa w Kościele i świecie owoc heroicznej śmierci Maksymiliana Kolbego.
Na to, co się stało w obozie Oświęcim (Auschwitz) patrzyli ludzie. I chociaż oczom ich musiało się zdawać, że „pomarł” towarzysz ich kaźni, chociaż po ludzku „odejście jego” mogli uważać za „unicestwienie” ‒ to przecież w ich świadomości nie była to tylko „śmierć”.
Maksymilian nie „umarł” ‒ ale „oddał życie… za brata”.
Była w tej straszliwej po ludzku śmierci cała ostateczna wielkość ludzkiego czynu i ludzkiego wyboru; sam się dał na śmierć z miłości. I było w tej jego ludzkiej śmierci przejrzyste świadectwo dane Chrystusowi: świadectwo dane w Chrystusie godności człowieka, świętości jego życia i zbawczej mocy śmierci, w której objawia się potęga miłości.
Właśnie dlatego śmierć Maksymiliana Kolbego stała się znakiem zwycięstwa. Było to zwycięstwo odniesione nad całym systemem pogardy i nienawiści człowieka i tego, co Boskie w człowieku ‒ zwycięstwo podobne do tego, jakie odniósł na Kalwarii Pan nasz, Jezus Chrystus: „Jesteście przyjaciółmi moimi, jeżeli czynicie to, co wam przykazuję…” (J 17,14).
Kościół przyjmuje ów znak zwycięstwa odniesionego mocami Chrystusowego Odkupienia z czcią i wdzięcznością. Stara się odczytać jego wymowę z całą pokorą i miłością. Jak zawsze, przy osądzaniu świętości swoich synów i córek, tak i w tym wypadku stara się postępować z całą należną precyzją
i odpowiedzialnością, wnikając we wszystkie aspekty życia i śmierci sługi Bożego. Musi jednakże Kościół uważać równocześnie, aby ‒ odczytując znak świętości dany przez Boga w Jego ziemskim słudze ‒ nie przeoczyć pełnej jego wymowy i ostatecznego znaczenia.
I dlatego też w osądzaniu sprawy bł. Maksymiliana Kolbego, wypadło ‒ już po jego beatyfikacji ‒ wziąć pod uwagę rozliczne głosy Ludu Bożego, a nade wszystko naszych Braci w biskupstwie, zarówno z Polski, jak
i z Niemiec, którzy prosili, ażeby Maksymiliana Kolbego ogłosić świętym jako Męczennika. Wobec wymowy życia i śmierci Błogosławionego Maksymiliana nie możemy uchybić temu, co zdaje się stanowić główną i zasadniczą treść znaku danego Kościołowi i światu w jego śmierci.
Czyż śmierć ta, podjęta dobrowolnie, z miłości do człowieka, nie stanowi szczególnego spełnienia słów Chrystusa? Czyż nie czyni ona Maksymiliana szczególnie podobnym do Chrystusa, wzoru wszystkich Męczenników, który oddaje swe życie za braci na krzyżu? Czyż taka właśnie śmierć nie posiada szczególnej, przejmującej wymowy w naszej epoce? Czyż nie stanowi ona szczególnie autentycznego świadectwa Kościoła w świecie współczes-
nym?
I dlatego pełnią mojej władzy apostolskiej postanowiłem, że Maksymilian Maria Kolbe, który w wyniku beatyfikacji był czczony jako Wyznawca, winien odtąd doznawać czci również jako Męczennik! „Cenna jest w oczach Pańskich śmierć Jego świętych”! Amen. ■