Poprzednia część naszej opowieści miała służyć zrozumieniu, a może tylko domysłom, co było przedmiotem rozmów podczas śledztwa na Pawiaku. Wolno nam podejrzewać, że próbowano tam skłonić Ojca Maksymiliana do przyjęcia warunków dalszego istnienia Niepokalanowa jako ośrodka, który wspomagałby Niemców w utrzymaniu ludności w spokoju przy pomocy wpływów religijnych.
Podczas pobytu na Pawiaku Ojciec Maksymilian został dotkliwie pobity przez jednego z niemieckich strażników, jednak nie przy okazji śledztwa, lecz trochę przypadkiem, z powodu jego osobistej niechęci do religii. Posłuchajmy opowieści naocznego świadka, którym był więzień Pawiaka Edward Gniadek:
W pierwszych dniach marca [1941 roku] przeprowadzono mnie do celi, w której mieszkał Żyd Singer. Po paru dniach wspólnego pobytu z Singerem przyprowadzono do naszej celi Ojca Maksymiliana Kolbego, franciszkanina z Niepokalanowa. Ojciec Kolbe ubrany był w habit. Obecność Ojca Kolbego i Jego spokój, którym się wyróżniał, jak również rozmowy z Nim prowadzone wywarły doskonały wpływ na uspokojenie moich nerwów. Codziennie żyłem pod wrażeniem, że każdej chwili zawezwą mnie na przesłuchanie lub wywiozą do obozu. Po paru dniach wspólnego pobytu z Ojcem Kolbem, wpadł do naszej celi strażnik więzienny, gestapowiec w randze Scharfenführera. Starszy celi, Żyd Singer, złożył mu raport. Widok Ojca Kolbego w habicie wywołał u gestapowca gniew. Przy opisie tej sceny opieram się na opowiadaniu Singera, gdyż sam nie znałem języka niemieckiego. Singer opowiedział mi przebieg rozmowy pomiędzy Ojcem Kolbem a Scharfenführerem, co słyszał również Ojciec Kolbe i czemu nie przeczył.
Bezbożnik podszedł do Ojca Kolbego
i wskazując palcem na krzyżyk przy koronce, zapytał:
– Ty wierzysz w to?
– Tak, wierzę – odpowiedział spokojnie zakonnik.
Niedowiarek wymierzył Ojcu Kolbemu silny policzek.
Następnie gestapowiec szarpał ponownie za krzyż Ojca Kolbego i powtarzał swoje pytanie: „Czy wierzysz?”. Po każdej twierdzącej odpowiedzi Ojca Kolbego, że wierzy, esesman był coraz bardziej wzburzony (nie wiem, czy spokojem, czy stanowczością Ojca Kolbego) i powtarzał uderzenia w twarz. Widząc zaś, że Ojciec Kolbe jest niewzruszony, z gniewem opuścił celę, trzaskając drzwiami.
Ojciec Kolbe był podczas zajścia opanowany. Nie zauważyłem u niego najmniejszego zdenerwowania. Po wyjściu Scharfenführera z celi, Ojciec Kolbe chodził po izbie i modlił się. Na Jego twarzy było widać czerwone plamy od uderzeń.
Zajściem tym byłem bardzo zdenerwowany i powiedziałem coś, czego już dzisiaj nie pamiętam. Ojciec Kolbe zwrócił się wówczas do mnie ze słowami:
– Proszę się nie denerwować, pan ma wiele własnych kłopotów, a to, co się stało, nie jest nic takiego, bo to wszystko dla Mateczki Niepokalanej. Słowa te wyrzekł z takim spokojem, jakby rzeczywiście nic nie zaszło.
W czasie tego zajścia obecny był polski strażnik. Przyniósł on potem Ojcu Kolbemu ubranie więzienne.
Inny współwięzień twierdził, że przez pewien czas przebywał z dwoma współbraćmi i wszyscy mieli habity. Umieszczono ich być może razem w celi liczącej około 20 więźniów, aby jakiś kapuś podsłuchiwał ich rozmowy.