Słuchaj,  a będziesz miłował

Komentarz do Ewangelii

3 LISTOPADA 2024,
31. NIEDZIELA ZWYKŁA (B)
EWANGELIA: MK 12,28B-34

Słuchaj, a będziesz miłował

Dzisiejsza Ewangelia rozwiewa wszelkie wątpliwości dotyczące przykazań – zarówno te, czy wciąż one obowiązują (od czasu do czasu słyszę tu i ówdzie zdania mówiące,
że Stary Testament to już nie obowiązuje, że przykazania dotyczyły tylko czasu przed przyjściem Pana Jezusa), oraz które są najważniejsze. W odpowiedzi na pytanie uczonego
w Piśmie Jezus odnosi się do Starego Testamentu właśnie i z niego wyciąga zasady, które obowiązują tych, którzy idą za Nim. Oczywiście – to w Nim dopiero przepisy te znajdują wypełnienie, w Nim odnajdujemy sens tego, co zostało powiedziane przed wiekami. To Jezus pokazał, jak zastosować nakazy Prawa w życiu.
Idąc tropem pytania tego uczonego („Które jest pierwsze ze wszystkich przykazań?”), odkrywamy po raz kolejny, że wszystko zaczyna się od słuchania. W Księdze Powtórzonego Prawa, w której zapisano słynne słowa „Słuchaj, Izraelu”, słowo „słuchać” (które można też tłumaczyć jako „być posłusznym”) pojawia się prawie sto razy – najczęściej ze wszystkich Ksiąg Tory (dla porównania: Rdz – 62, Wj – 51, Kpł – 7, Lb – 32).
Skoro wezwanie do słuchania pojawia się przed nakazem miłowania, to czy można powiedzieć, że słuchanie prowadzi do kochania? Zdecydowanie tak. Najpierw mamy usłyszeć (i przyjąć, być posłusznymi), że Pan jest naszym Bogiem, że jest tym Jedynym.
I to z odkrywania tego, kim On jest i co dla nas zrobił, będziemy mogli odkryć, że jesteśmy przez tegoż Jedynego kochani. Bóg nie nakazywałby nam czegoś, czego najpierw nie moglibyśmy otrzymać od Niego. Jeśli wzywa do miłowania, to znaczy, że sam nas pierwszy ukochał i swej miłości nigdy nie cofnął, nie odwołał.
Ten sam proces dotyczy też naszej miłości do drugiego człowieka. Nie da się go kochać (nie mówię o zakochaniu czy fascynacji, kiedy zwykle pierwsze skrzypce grają emocje, sprawiające nam przyjemność; mówię o miłości, która jest decyzją, wyborem, szczególnie wtedy, kiedy pojawiają się rozczarowania, zranienia czy grzechy) bez wiary w to, że nas samych kocha Bóg. Jeśli mamy kogokolwiek kochać (Boga, samych siebie, bliźniego), to tylko ogniem, który rozpala Bóg miłością do nas. A to trzeba usłyszeć, by móc przyjąć, uwierzyć.
A zatem już od samego początku (od Księgi Rodzaju) możemy odkrywać w Piśmie Świętym to, że Bóg nas kocha, i to, w jaki sposób nas umiłował.
Słuchaj, a będziesz miłował Boga.

10 LISTOPADA 2024,
32. NIEDZIELA ZWYKŁA (B)
EWANGELIA: MK 12,38-44

Bezcenne dwa pieniążki

Zanim przyjrzymy się temu, co zrobiła uboga wdowa, spróbujmy zatrzymać się na prostych obliczeniach. Pamiętajmy przede wszystkim, że w czasach Nowego Testamentu w obiegu były monety żydowskie, greckie i rzymskie. Ich wartość zmieniała się z czasem, ale też w zależności od celu ich użycia (na przykład w codziennym handlu grecka drachma odpowiadała mniej więcej jednemu denarowi rzymskiemu, ale już w oficjalnych transakcjach stanowiła tylko ¾ denara).
Nasza wdowa zatem, wrzucając do skarbony dwa pieniążki, czyli jeden grosz, ofiarowała dosłownie dwie greckie monety lepta (l. poj. lepton), czyli wartość quadransa (kwadrans – najmniejsza rzymska moneta). Z Ewangelii Mateusza dowiadujemy się, że dzienną zapłatą dla niewykwalifikowanego robotnika był denar. Zatem ewangeliczna wdowa na całe swe utrzymanie miała 1/64 denara (dwie monety lepta). To naprawdę niewiele, żeby nie powiedzieć: nic (Jezus użył słowa „niedostatek”). Zatem materialna wartość jej ofiary jest tak znikoma, że najprawdopodobniej nie zostałaby w ogóle zauważona przez świątynnych skarbników.
A gdyby nawet, byłaby pewnie zignorowana. Gest kobiety nie pozostał jednak niezauważony przez Jezusa.
I choć dwa malutkie pieniążki były jak dwa ziarnka gorczycy, to Jezus widział już w nich coś więcej: intencję serca ubogiej niewiasty. Pan nie mówi o tym zbyt wiele, ale jednak nie mamy najmniejszych wątpliwości, że właśnie o to chodzi w Jego komentarzu do czynu kobiety. Nie wartość materialna tego, co można zobaczyć, dotknąć, ocenić, zważyć i wydać liczy się najbardziej, ale to, czego człowiek nie jest w stanie zobaczyć: intencja. Chrystus nie tylko zauważył kobietę wśród wielu tych, którzy składali ofiary na dziedzińcu kobiet na terenie jerozolimskiej świątyni, ale przede wszystkim ukazał swym uczniom dyspozycję, nastawienie jej serca – gotowość, by wspierać święte miejsce tym, co miała.
Czy z owych dwóch malutkich pieniążków – ziarenek – wyrosło drzewo wydające owoce? Z pewnością tak. Podobnie jak kilka chlebów nakarmiło tłumy, tak i tu wdowi grosz – dzięki działaniu samego Boga – staje się potężnym, choć duchowym, wkładem na rzecz domu Bożego.
Dzisiejsza scena przypomina jeszcze jedną rzecz: Bóg widzi także złe intencje. Nawet jeśli sam czyn spotka się z oklaskami otoczenia, ale nie był zamierzony jako dobro, to w oczach Jezusa nie zyska on przychylności.
I tak minimalna ofiara wdowy staje się bezcenną lekcją.

17 LISTOPADA 2024,
33. NIEDZIELA ZWYKŁA (B)
EWANGELIA: MK 13,24-32

Profesor Topola

Bardzo podoba mi się ogromny kontrast, który pojawia się w dzisiejszej Ewangelii. Najpierw Pan Jezus mówi o potężnych zjawiskach na niebie – o przyćmionym słońcu i księżycu bez blasku, co może przywodzić na myśl katastroficzne filmy, obrazujące koniec świata rodem z Hollywood. A zaraz potem kieruje wzrok uczniów na przydrożne drzewo, które jest tak pospolite, że doskonale nie zwraca na siebie uwagi przechodniów.
Kontrast ten widać nie tylko w wielkości: tu sceną są niebiosa, a tu – figowiec; bardziej zastanawiające jest dla mnie to, że o ile zaćmienie słońca zwróciłoby z pewnością uwagę większości mieszkańców ziemi, o tyle zwykłe drzewo – raczej nie. Ma się rozumieć, dla nas figowiec może wydawać się interesujący, bo nieco egzotyczny, jednak dla mieszkańców Palestyny był on tym, czym dla nas kasztanowiec, klon czy topola. Ich obecność jest tak oczywista, że niezauważalna.
I być może o to Panu Jezusowi chodzi. Kiedy wskazuje na figowiec, mówi uczniom: „Uczcie się od niego”, jakby drzewo miało stać się nauczycielem. Jego nauka jednak nie jest niczym wyszukanym, to nie sensacyjne odkrycia czy wyniki najnowszych badań. Ot, po prostu jest to naturalna kolej rzeczy, jeśli chodzi o drzewo czy inne rośliny: na wiosnę odżywa i wypuszcza liście. Jednak Pan Jezus zachęca swych uczniów, by w tym cyklu naturalnych procesów odkrywali Bożą rękę, żeby nauczyli się czytać rzeczywistość, bo to pomoże im odnaleźć się na drodze
do zbawienia.
Czy nie jest to zachęta i dla nas? Czy i my, w pędzie zostawiając za sobą kolejne poranki i wieczory, spiesząc do miejsc i prac, o których za pięć minut już nie będziemy nawet pamiętać, nie powinniśmy przypomnieć sobie, że w zwykłych sprawach, sytuacjach Bóg ukrył znaki, które pomogą nam Go odkrywać? Spadające z nieba gwiazdy z pewnością zwrócą naszą uwagę. Być może nawet skierują naszą myśl do Boga. Ale wtedy może być już za późno, by cokolwiek zmienić. Nim to się stanie, zanim przyjdą „owe dni po wielkim ucisku”, może warto zatrzymać się nieco i rozejrzeć z wiarą, szukając Bożych śladów i podpowiedzi w tym, co zwykłe i pospolite.

24 LISTOPADA 2024,
JEZUSA CHRYSTUSA,
KRÓLA WSZECHŚWIATA (B)
EWANGELIA: J 18,33B-37

Pytajcie, a usłyszycie

Dopiero niedawno zauważyłem, że niemal wszystkie zdania, które wypowiada Piłat w dzisiejszym fragmencie, są pytaniami. (Swoją drogą, w ogóle pierwsze trzy kwestie: Piłat – Pan Jezus – Piłat kończą się znakiem zapytania).
Czy najbardziej znany prokurator Judei odnalazł odpowiedzi? Czy uzyskał to, czego szukał? Czy jego ciekawość została zaspokojona? Tak. Ale pewnie ważniejsze jest dla nas to, co z owymi odpowiedziami Piłat zrobił. Czy to, co usłyszał od Jezusa, zmieniło go, jego myślenie, jego decyzje? Raczej nie, bo ostatecznie wydał Pana na ubiczowanie i na śmierć krzyżową. Ale czy później w jego życiu był choć jeden dzień, kiedy nie wracał wspomnieniami do tamtej rozmowy z niezwykłym Skazańcem, który – choć o krok od śmierci, mówił jak król, jak człowiek wolny? Tego
nie wiemy, ale pytam o to dlatego, że niekiedy zdaję sobie sprawę, że w mym życiu widziałem już wiele, wiele odkryłem i usłyszałem, a Bóg odsłonił wiele przed mymi oczami.
Gdzie dziś jest to doświadczenie, te duchowe prawdy? Czy nie zapomniałem o nich, zajęty czymś zupełnie innym i zupełnie nieważnym? Czy nie pozwoliłem im ulecieć z mych myśli i z mojego serca przez opieszałość, nieuwagę, lenistwo, brak wewnętrznej dyscypliny?
W dzisiejszym rozważaniu postawiłem już sporo znaków zapytania, ale to dlatego, że pytania, które stawia Bóg, są dla mnie ogromną pomocą. Mam nawet listę biblijnych pytań, do których staram się regularnie powracać, a które mobilizują mnie na nowo do przyglądania się sobie, by dostrzec to, co muszę zmienić. Z tych najbardziej oczywistych, to: „Gdzie jesteś?” (Rdz 3,9), „Co tu
ro­bisz?” (1 Krl 19,9), „Czy słusznie się oburzasz z powodu tego krzewu?” (Jon 4,9) czy „Czemu płaczesz? Kogo szukasz?” (J 20,15).
Zwróćmy uwagę, że na pierwsze pytanie Piłata z dzisiejszej Ewangelii Pan Jezus odpowiada… pytaniem. Jakby chciał swego rozmówcę poprowadzić dalej, nauczyć go, że jest więcej niż to, o co dziś pyta, że trzeba zawsze szukać i wierzyć, że się odnajdzie.
Czasem pytajniki są jak gęsty las, w którym już prawie nic nie widać i trudno się zorientować, gdzie jest droga. Ale tym, co najbardziej pociesza mnie w dzisiejszą uroczystość, jest fakt, że Jezus, który jest Królem Wszechświata, rozmawia, odpowiada i cierpliwie tłumaczy Piłatowi, który za moment podpisze na Niego wyrok śmierci, choć sam jest w jej władaniu. Bo Jezus zawsze każdego słucha. I zawsze odpowiada. ■