Jeden z braci w Niepokalanowie poważnie zachorował.
Gdy zabrano go do szpitala i przebadano, opinia lekarzy była jednoznaczna, że operacja jest nieunikniona. Do jej przeprowadzenia potrzebna była krew. Choć krew jest
najcenniejszym lekarstwem, w szpitalu mieli jej… jak na lekarstwo.
Gdy ta informacja dotarła do naszego klasztoru, postanowiliśmy działać. Na apel przełożonego zgłosiło się siedmiu braci gotowych oddać krew potrzebującemu. Udali się do szpitala i zrobili to, co należało. Wśród nich byłem i ja.
Tak zaczęła się moja przygoda z krwiodawstwem, która trwa już ponad 20 lat. Po pierwszym oddaniu krwi nastąpiła przerwa. Jakoś mnie to nie wciągnęło. Później jednak pomyślałem sobie: „A może by tak oddawać systematycznie krew? Jest to przecież ratowanie życia bliźnim”. Zacząłem jeździć co dwa miesiące do Warszawy.
W gabinecie pobrania nastrój jest serdeczny, obsługa miła i fachowa. Siadam na fotelu, podaję rękę i patrzę, jak krew spływa do worka. I tyle. Nic więcej. Niesamowite uczucie: „Mnie nic nie ubywa, a innym przybywa”. Mimo że za każdym razem upuszczają mi
450 ml krwi, nie czuję w sobie żadnego jej braku. Czuję się jak mityczny Prometeusz.
Przykutemu do skały, o wschodzie słońca kaukaski orzeł wydziobywał wątrobę, która odrastała przez resztę dnia i nocy. Tak ja, po spełnieniu aktu miłosierdzia, nadal żyję
i mam się dobrze. Bogu niech będą dzięki.
Po oddaniu 18 litrów krwi stałem się Honorowym Dawcą Krwi. Otrzymałem wtedy honorową, złotą odznakę „Zasłużony Honorowy Dawca Krwi” I stopnia, którą wydał Polski Czerwony Krzyż. Otrzymałem również odznakę z Ministerstwa Zdrowia
„Honorowy Dawca Krwi ‒ Zasłużony dla Zdrowia Narodu”.
Dawcom krwi przysługują zniżki na przejazdy komunikacją publiczną. Natomiast za każdorazowe oddanie krwi dawca otrzymuje dziewięć czekolad i dwa dni zwolnienia z pracy.
W Niepokalanowie jest kilku braci, którzy systematycznie oddają krew, na przykład br. Zenon oddał już ponad 50 litrów.
Oddanie krwi dla ratowania drugiego człowieka jest dla mnie zaszczytem. Teraz gdy oddałem już 20 litrów, stało się to moją misją. Po prostu, gdy nadchodzi czas, wsiadam do pociągu… i jadę. Każdy uratowany człowiek niech będzie „nową gwiazdą na niebie”, która świeci na chwałę Panu Bogu. ■