Tota Tua Maryjo

Tota Tua Maryjo

Piszę to na Twoją cześć, Maryjo, i na chwałę Boga Ojca
Pragnę podzielić się z Wami historią pewnej kartki, którą odnalazłam w styczniu 2021 roku, w czasie kiedy zaczynałam powoli pakować swój skromny dobytek w kartony.

W grudniu 2018 roku dostałam od koleżanki link do świadectwa na YouTube jakiegoś amerykańskiego biznesmena, chyba z lat 60. Człowiek ten opowiadał o swoich sukcesach biznesowych. Wymienił on wśród największych osiągnięć życia swoją relację z Bogiem. I stwierdził, że „tak naprawdę wystarczy czegoś bardzo chcieć i powtarzać sobie to każdego dnia, a Pan sprawi, że codzienność będzie nam przynosiła wszystko, co jest potrzebne do tego, aby to marzenie zrealizować”, bo jest napisane: „Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam” (Łk 11,9).
Usiadłam więc, wzięłam kartkę i napisałam na niej: „Chcę kupić piękne mieszkanie w tym roku. Proście, a będzie wam dane, szukajcie, a znajdziecie, kołaczcie, a otworzą wam”.
Powiesiłam tę karteczkę na drzwiach sypialni i miałam zamiar czytać ją każdego dnia na głos. Po tygodniu, może dwóch przestałam. Nie miałam pieniędzy, bałam się kredytu; zresztą nie miałam nawet niezbędnego minimum środków do uzyskania kredytu. Karteczka przyjęła status: „Niezrealizowane marzenia, do realizacji na potem”. I zajęłam się bardziej przyziemnymi sprawami.
Ja o tej kartce zapomniałam, ale Bóg nie zapomniał. Zaczęły pojawiać się w moim życiu dziwne zbiegi okoliczności.
W pracy pojawiła się pewna pani, która opowiadała o mieszkaniu, jakie kupił jej syn. Musiałam chyba jakoś wspomnieć, że też myślę o lokalu, bo pani usilnie zaczęła mnie namawiać na kupno mieszkania deweloperskiego. Podziękowałam, stwierdziłam, że sprawdzę, i zajęłam się pracą.
Pani przyszła jeszcze kilka razy. Za drugim razem od drzwi pytała, czy już rozmawiałam z deweloperem i ponownie gorąco namawiała mnie na kupno mieszkania, bo są piękne.
Odpowiedziałam, że nie, bo nie znalazłam numeru telefonu do dewelopera, i przystąpiłam do załatwiania sprawy, z którą ta pani przyszła.
Kobieta ta wróciła za kilka dni, położyła na biurku kartkę i powiedziała:
‒ Zapytałam syna i przyniosłam pani adres e-mail i ten numer telefonu do dewelopera.
Podziękowałam i odłożyłam kartkę na bok. Przyszła ponownie za jakiś czas i zapytała, czy już tam dzwoniłam. Powiedziałam, że nie, ale wysłałam maila, bo nie mogłam się dodzwonić. Skłamałam, ale nie chciałam ciągnąć tego tematu i trochę byłam zła, że ona ciągle o tym mieszkaniu.
Wróciłam do domu z wyrzutami sumienia z powodu kłamstwa i pomyślałam, że pani pewnie przyjdzie znowu i będzie pytać o mieszkanie. Usiadłam więc do komputera
i napisałam szybko dwuzdaniowego maila do dewelopera, licząc, że on go może nie zauważy.
Zauważył. Odpisał, że pod koniec stycznia 2019 roku będą mieli projekt i będzie można wybrać mieszkanie. Podziękowałam, ale tak naprawdę nie miałam zamiaru niczego wybierać, bo przecież brakowało mi środków.
Minęło kilka miesięcy. Sprawa ucichła, a ja odetchnęłam z ulgą. Ale początek 2019 roku był czasem nawrócenia i czasem intensywnego poznawania Jezusa. Zapragnęłam pójść do spowiedzi generalnej. Wyszłam po spowiedzi w tak radosnym, niemal euforycznym nastroju. Patrzę, a na moim telefonie wyświetliło się nieodebrane połączenie z nieznanego numeru. Odruchowo oddzwoniłam. Jakież było moje zdziwienie, kiedy na moje stwierdzenie, że ktoś dzwonił do mnie z tego numeru, usłyszałam:
‒ Dzień dobry, tu spółka deweloperska. Zapraszamy do wyboru mieszkania.
W tej euforii po spowiedzi umówiłam się na spotkanie. Wybrałam mieszkanie, wychodząc z założenia, że w razie czego ‒ wycofam się.
W tamtym czasie znalazłam w swoim mieście kaplicę adoracji. Pamiętam, że weszłam tam raz tuż przed godziną 15.00.
Po chwili obecne tam osoby zaczęły śpiewać O Krwi i Wodo i zaczęły odmawiać Koronkę do Miłosierdzia Bożego. Byłam tak szczęśliwa, że pomyślałam: „Jezu, jest Godzina Twojego Miłosierdzia, mogłabym Cię teraz prosić o wszystko, a ja niczego nie chcę, dziękuję Ci tylko za to, że jesteś”.
Wyszłam z kaplicy, a na moim telefonie ponownie widać nieodebrane połączenie. Tym razem wyświetlił się kontakt: „Deweloper”. Oddzwoniłam. Pan zaprosił do podpisania umowy przedwstępnej – podpisałam ją następnego dnia. Poinformował mnie, że budowę zaczną na przełomie lipca i sierpnia, a na początku lipca będziemy podpisywać umowy z notariuszem.
Trochę się wystraszyłam, bo pieniądze co prawda miałam, ale nie aż tyle, żeby dostać kredyt. Zaczęło się oszczędzanie, tak dziwne, jakiego nigdy wcześniej nie było.
Pieniądze praktycznie prawie same się odkładały, bieżące potrzeby były minimalne, ale nie udało się uzbierać potrzebnych pieniędzy do lipca. W stresie i z napięciem czekałam na sygnał od dewelopera, ale telefon milczał. Minął sierpień, minął wrzesień, w październiku nawet już zrezygnowałam,
myśląc, że nic z tego nie będzie.
2 listopada przyszła kolejna wypłata i tym samym na moim koncie było zgromadzone potrzebne 20% wkładu własnego do kredytu. Jakie było moje zdziwienie, kiedy dzień później zadzwonił deweloper, przeprosił za opóźnienia, tłumacząc się, że nie mogli tak długo dostać jakiegoś jednego pozwolenia, stąd te opóźnienia w rozpoczęciu budowy,
i zaprosił na 6 listopada do notariusza.
Wahałam się, ale koleżanka z pracy naciskała, twierdząc, że skoro Bóg dał mi mieszkanie, da też zarobić pieniądze na spłatę kredytu. Bałam się, ale uwierzyłam słowom koleżanki.
Poszłam do kaplicy adoracji, uklęknęłam przed Jezusem i chyba niezbyt grzecznie powiedziałam:
‒ OK, podpiszę tę umowę o kredyt, Jezu, ale już dziś Cię informuję, że jeśli mi kiedyś zabraknie pieniędzy na spłatę, będziesz mnie musiał wziąć na utrzymanie. Będę tu przychodziła każdego dnia, a Ty będziesz mnie karmił swoim Ciałem. I wiem, że to mi do życia wystarczy, tak jak tamtej siostrze, która żyła wiele lat, spożywając tylko Hostię.
Akt notarialny podpisałam 6 listopada, kredyt 24 grudnia 2019 roku. Śmiałam się, że mój prezent od Dzieciątka pod choinkę się nie zmieści. A dziś pora zacząć pakowanie. Po 15 lutego zaczynają się odbiory mieszkań i dostanę klucze, które od razu zawiozę nowej Właścicielce: bowiem 8 grudnia 2020 roku, w uroczystość Niepokalanego Poczęcia NMP, oddałam to mieszkanie Maryi na własność, prosząc, żeby była jego Właścicielką i Panią tego domu. Jest pandemia, a ja ani razu nie czułam lęku, że braknie mi pieniędzy. Przez rok budowy spokojnie uzbierałam na wykończenie.
Już dziś napisałam kolejną kartkę, tym razem do św. Józefa – bo kto zna się lepiej na urządzaniu mieszkań niż św. Józef… Ufam, że mieszkanie pomoże urządzić tak, żeby się Maryi podobało i żeby chciała w nim
zamieszkać. Mam nadzieję, że Maryja przyprowadzi do tego mieszkania Jezusa.
Dziękuję Ci, Ojcze niebieski, za to, że jesteś, i za to, że o tym wiem.
Dziękuję za to, że mam taką cudowną niebiańską Rodzinę.
Kochającego Ojca, który zna potrzeby swoich dzieci i spełnia ich najskrytsze marzenia. Dziękuję za najlepszą, najczulszą, kochającą Matkę i za Jezusa.
Dziękuję za wszystkie łaski, którymi mnie obdarzasz każdego dnia.
Proszę o tę największą z łask – żebym potrafiła rozpoznawać i pełnić Twoją Wolę, i przynosić radość Twojemu Sercu każdego dnia.
Kocham Cię, Tato ‒ Twoja córka Beata.
(PS) W załączeniu kartka z drzwi. Klucze już mam, właśnie przywiozłam je Niepokalanej do Niepokalanowa. Prace wykończeniowe ruszają za dwa dni. Św. Józef znalazł sobie współczesnego cieślę, który oprócz kwestii mebli pokierował mną tak, że wszystko inne udało się załatwić. ■

Zajrzyj do nas na FB