„Festum Eucharistiae” – „święto Eucharystii” , tak brzmiała najstarsza nazwa uroczystości Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa czyli Bożego Ciała. Święto powstało w XIII wieku . Była to reakcja na herezję Berengariusza z Tours w XI wieku, który twierdził, że jest niemożliwa przemiana chleba i wina w Ciało i Krew Jezusa . Berengariusz twierdził, że Ciało Jezusa znajduje się w niebie, stąd tez równocześnie nie może przebywać w wielu miejscach na ziemi . Komunię świętował traktował jedynie w kategoriach duchowych.
Propagatorką święta jest zakonnica – augustianka z Belgii błogosławiona Julianna.
W 1208 r. miała ona dziwną wizję. Zobaczyła w niej księżyc w pełni, na którym była ciemna plama. Później Chrystus objawił jej, że ta plama oznacza brak w kalendarzu kościelnym święta ku czci Eucharystii. W 1264 r. papież Urban IV bullą „Transiturus de hoc Mundo” ustanowił święto Bożego Ciała w celu uczczenia Jezusa obecnego w Eucharystii. W Polsce święto Bożego Ciała zapoczątkował biskup krakowski Nanker w 1320 r. . Od XV wieku Boże Ciało w większości polskich diecezji było zaliczane do głównych świąt roku kościelnego.
W dzisiejszej ewangelii zostaliśmy zaproszeni przez Jezusa do wzięcia udziału w niezwykłej uczcie – w wieczerzy Paschalnej ale nie takiej jaką od wieków spożywali Izraelici . Jezus podczas Ostatniej Wieczerzy ofiaruje nam Siebie i Swoją bezgraniczną miłość. „ Bierzcie, to jest Ciało moje ….” – zachęca nas .
Papież Franciszek w swoich rozważaniach na Boże Ciało tak mówił :
Poprzez Eucharystię Pan uzdrawia także pamięć negatywną, tę negatywność, która tak często nachodzi nasze serce, a która zawsze wydobywa na wierzch to, co złe i pozostawia nam smutną myśl, że jesteśmy nieużyteczni, że popełniamy jedynie błędy, że jesteśmy „pomyłką”. Jezus przychodzi nam powiedzieć, że tak nie jest. Cieszy się, że może być z nami blisko i za każdym razem, gdy Go przyjmujemy, przypomina nam, że jesteśmy drogocenni: jesteśmy oczekiwanymi gośćmi na Jego uczcie, zasiadającymi do stołu, których pragnie. I to nie tylko dlatego, że jest wielkoduszny, ale dlatego, że jest w nas naprawdę zakochany: widzi i miłuje piękno i dobro, którym jesteśmy. Pan wie, że zło i grzechy nie są naszą tożsamością; są to choroby, infekcje. I przychodzi je leczyć Eucharystią, w której są przeciwciała dla naszej pamięci chorej na negatywizm. Z Jezusem możemy uodpornić się na smutek. Zawsze będziemy mieli przed oczami nasze upadki, udręki, problemy w domu i w pracy, niespełnione marzenia. Ale ich ciężar nas nie zmiażdży, bo głębiej w naszym wnętrzu jest Jezus, który dodaje nam otuchy swoją miłością. Oto moc Eucharystii, która przemienia nas w niosących Boga: nosicieli radości, a nie negatywizmu. My, którzy chodzimy na Mszę św., możemy zadać sobie pytanie: co wnosimy w świat? Czy nasze smutki, nasze rozgoryczenie czy też radość Pana? Czy przyjmujemy Komunię Świętą, a potem idziemy dalej, by narzekać, krytykować i użalać się nad sobą? Ale to niczego nie poprawia, podczas gdy radość Pana przemienia życie.