Modlitwa na Marszałkowskiej

Tylko św. Łukasz w swoim opowiadaniu o chrzcie wspomina o tym, że Pan Jezus
modli się: Kiedy cały lud przystępował do chrztu, Jezus także przyjął chrzest. A gdy się modlił, otworzyło się niebo (Łk 3,21).
O czym Pan Jezus rozmawiał z Ojcem? Jakie pytania Mu zadawał? A może za coś dziękował? A może wstawiał się za wszystkimi innymi, którzy przyjmowali chrzest z rąk Jana? A może nucił sobie jakiś Psalm? Tego Łukasz już nie zanotował.
Próbuję sobie wyobrazić miejsce i czas tej modlitwy: pełno ludzi, zamieszanie, zgiełk, jakieś krzyki. Nie wyobrażam sobie, że cały tłum stał grzecznie na brzegu i czekał na swoją kolejkę w milczeniu. Pewnie było bardziej jak na przystanku autobusowym przy Dworcu Centralnym w stolicy.
Ale to właśnie taka modlitwa, ze środka zgiełku, wśród tłumu, według Łukaszowego
opisu otwiera niebo i sprawia, że Ojciec składa deklarację: „Jesteś moim Synem najmilszym, ukochanym, umiłowanym, w Tobie mam upodobanie, jesteś źródłem mojej radości!” (por. Łk 3,22).
Czyż nie jest to Dobra Nowina?
Jeśli modlitwa zaniesiona przez Jezusa w takich warunkach
otworzyła niebo, to i my
nie powinniśmy wahać się
rozmawiać z Ojcem
wszędzie i zawsze.

Nawet na rogu Marszałkowskiej, w godzinach szczytu. Ważny jest czas przeznaczony na modlitwę w ciszy i skupieniu, ale bycie w tłumie i zgiełku modlitwy nie wyklucza. I taka modlitwa może otworzyć nad nami niebo.
A ponieważ jesteśmy ochrzczeni, to jest szansa, że w głębi serca usłyszymy podobne słowa: „W Tobie też mam upodobanie, Ty też jesteś źródłem mojej radości!”.